02/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Kto zarabia na wojnie z lekami

NFZ zaoszczędzi miliard złotych, koncerny zarobią swoje, pacjenci zapłacą 300 mln zł więcej Horror, który zafundował pacjentom i lekarzom Bartosz Arłukowicz, ogłaszając przed świętami listę leków refundowanych, skutecznie przyćmił rzeczywiste problemy związane z funkcjonowaniem służby zdrowia w naszym kraju. Rząd zawsze znajdzie winnych. Za chaos w gabinetach i w aptekach odpowiedzialni są wszyscy, tylko nie politycy, którzy w maju ubiegłego roku przyjęli ustawę o refundacji leków. Zaledwie jedna informacja przekazana opinii publicznej przez premiera i jego ministra zdrowia okazała się prawdziwa – celem wprowadzenia nowej listy leków refundowanych było ograniczenie o miliard złotych wydatków NFZ. Potwierdzają to ogłoszone kilka dni temu szacunki IMS Health, największej na świecie firmy zajmującej się dostarczaniem informacji dla przemysłu farmaceutycznego. Jej specjaliści obliczyli, że wprowadzona 1 stycznia lista refudacyjna w przypadku 45 schorzeń spowoduje wzrost odpłatności pacjentów o kwotę 572 mln zł. W przypadku 17 schorzeń pacjenci zapłacą 269 mln zł mniej. Najwięcej – 169,7 mln zł – NFZ zaoszczędzi na zmianie cen i limitów pasków cukrzycowych. Pacjenci zapłacą za nie o 122,4 mln zł więcej. W ten sposób Fundusz zaoszczędzi 738 mln zł, za to chorzy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pozwólmy przetrwać Polskiej Miedzi – rozmowa z prof. zw. dr. hab. Stanisławem Speczikiem

Bez niezbędnych inwestycji kopalnie KGHM zakończą swoją działalność do 2025 r. Prof. zw. dr. hab. Stanisław Speczik – pracownik naukowy Państwowego Instytutu Geologicznego oraz Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2001-2004 był prezesem KGHM Polska Miedź SA. Rozmawia Andrzej Dryszel Zapowiedź wprowadzenia podatku od wydobycia miedzi i srebra spowodowała spadek cen akcji KGHM. Czy ta obniżka ma znaczenie dla kombinatu? – Na pewno może odstręczyć poważnych inwestorów. Właściciele akcji mogą słusznie czuć się oszukani. Jednego dnia akcje KGHM są warte 180 zł, trzy dni później już tylko 100 zł. Akcjonariusze mają prawo uważać, że to polskie państwo ponosi odpowiedzialność za wyrządzenie im tych strat. Mogą stracić zaufanie i do państwa, i do instytucji finansowych. Rząd wskazuje, że podobne podatki istnieją także w innych państwach produkujących miedź. – Istnieją. Ale zaprezentowany przez nasz rząd sposób wprowadzania podatku od wydobycia uważam za nierozważny i, co do skali, nieuwzględniający podstawowego parametru ekonomicznego, jakim są koszty produkcji w Polsce. Jeżeli tworzy się prospekt emisyjny i wprowadza na rynek akcje państwowej spółki, oznacza to zarazem gwarancję, że państwo nie będzie dokonywać istotnych manipulacji mogących wpływać na ich cenę. Taki podatek można wprowadzić po poważnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Ambasadora w Niemczech będziemy pamiętać latami – jako specjalistę od walki z kradzieżami samochodów. Marek Prawda jest ambasadorem Polski w Niemczech od września 2006 r., czyli ponad pięć lat. No cóż, w tym czasie nie eksponował zbytnio swojej osoby, jakoś nie przypominał się przenikliwymi analizami czy inicjatywami. Do takiego np. Andrzeja Byrta sporo mu brakowało. Tak zresztą oceniano naszą placówkę w Niemczech. Jako zbytnio wycofaną, mało ofensywną. Różnie to tłumaczono. Na przykład tak, że ambasador ma temperament analityka, więc woli siedzieć za biurkiem. Tłumaczono też, że siedzi cicho, bo centrala zbyt wiele od niego nie oczekuje. Gdy w czerwcu 2006 r. min. Fotyga prezentowała jego kandydaturę na ambasadora, mówiła, że są dwa punkty rozbieżne w sprawach polsko-niemieckich: Centrum przeciw Wypędzeniom i Gazociąg Północny. No, sprowadzanie stosunków polsko-niemieckich do tych dwóch spraw nie świadczy dobrze o intelektualnych horyzontach byłej pani minister, choć zawsze tłumaczyć to możemy duchem tamtych czasów. Zresztą min. Fotyga bardzo na niego liczyła i tak go przedstawiała: „Ambasador RP reprezentuje polską politykę zagraniczną, polską rację stanu w stosunkach z państwem niemieckim. Wiedza kandydata ma niezwykle istotne znaczenie, a kandydat jest człowiekiem o bardzo wysokich kwalifikacjach. Jego poglądy na rolę państwa, na polską rację stanu dają rękojmię tego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Ciąg dalszy opowieści

Jak polskie elity od schyłku XVIII w. do 1918 r. reagowały na ruchy narodowe wśród Rusinów (Ukraińców), Litwinów i Białorusinów Moja książka „Narody i narodowości. Przewodnik po lekturach” (t. I, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010) składa się ze wstępu „Przed podróżą” – opublikowanego swego czasu na gościnnych łamach „Przeglądu” (nr 43/2010), pięciu rozdziałów oraz krótkiego tekstu „Zakończenie i zapowiedź”, w którym pisałem, że intelektualnym dorobkiem polskiej refleksji o narodzie, pojawiającej się aż po lata 1905-1906 – było przekonanie, że Rusini-Ukraińcy i Litwini to nie rodowości czy nawet nie narodowości jednego polskiego narodu, lecz odrębne narody. Wciąż trwały dyskusje o statusie Białorusinów, ale i oni coraz częściej postrzegani byli przez naszych publicystów jako odrębna i pełnoprawna nacja. A zatem, skrótowo i niemal metaforycznie mówiąc, na pytanie: „Narody czy narodowości?” odpowiadano w końcu: „Narody”. Wciąż jednak liczono, że te niemal „nasze”, „domowe” narodowości i nawet narody zechcą być razem z Polakami – w jednym, zapewne federacyjnym państwie. „Razem czy osobno? Przewodnik po lekturach” (t. II, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011) jest drugą i ostatnią częścią opowieści o postrzeganiu Rusinów (Ukraińców), Litwinów i Białorusinów przez polską publicystykę od schyłku XVIII w. do 1918 r. w kontekście zagadnień narodowościowych. Tom składa się z niniejszego wprowadzenia,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Eksperyment na pacjentach

Po wygranych wyborach na prezesa PZPN Grzegorz Lato usłyszał od swojego konkurenta Zbigniewa Bońka: „Chciałeś rower, to pedałuj!”. To samo mógłby usłyszeć Bartosz Arłukowicz, od niedawna minister zdrowia. Bardziej ofiara własnych ambicji niż sprawca bałaganu lekowego. Arłukowicz zjada żabę podrzuconą mu przez poprzedniczkę i firmuje zapisy ustawy, którą – jak się teraz okazuje – słusznie krytykował, będąc w opozycji. Intencje oczywiście wszyscy mieli dobre. Trzeba oszczędzać, racjonalizować wydatki, poskramiać nienasycone apetyty koncernów farmaceutycznych i części powiązanych z nimi lekarzy. Nie mówiono tylko, że celem nowej ustawy będzie również przerzucenie części kosztów na pacjentów. I nie chodzi tu o jakieś drobne, tylko, lekko licząc, o ponad 300 mln zł rocznie, które chorzy będą teraz dodatkowo wydawać na leki. I choć jest to dla ludzi najważniejsza informacja, to słabo się ona przebija na tle pieczątkowych protestów lekarzy. Nie ulega też wątpliwości, że władza, która jest głównym winowajcą bałaganu z lekami, wycofa się z nieszczęsnego zapisu o sankcjach dla lekarzy. I to uspokoi protestujące środowisko. Winni się pokajają, wprowadzone zostaną poprawki i wszystko się jakoś uładzi. Z jednym wyjątkiem. Pacjenci będą płacić więcej. Próba sił między władzą, koncernami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.