13/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Cud kwitnącej wiśni

Japonia podniosła się po tsunami zaskakująco szybko. Czy czeka ją teraz nowa era? Rok po katastrofalnym trzęsieniu ziemi o sile 9 stopni i wywołanym przez nie tsunami świat nie może wyjść z podziwu nad tempem japońskiej odbudowy. Wszyscy widzieliśmy zdjęcia tych samych miejsc tuż po przejściu fali i kilka tygodni lub miesięcy później. Na pierwszych były zwały gruzu, śmieci i rozbitych samochodów. Drugie nic by nam nie mówiły, gdyby nie zestawiono ich z wcześniejszymi – pokazywały zwykłe miejsca, w których toczy się normalne życie. Samo trzęsienie ziemi nie było katastrofalne. Falujące przez cały dzień w wyniku wstrząsów wtórnych wieżowce w Tokio wywołały u części osób objawy choroby morskiej, a spadające tu i ówdzie przedmioty spowodowały niegroźne zranienia. Natomiast wysoka miejscami na 12 m fala tsunami pochłonęła prawie 16 tys. istnień ludzkich. 3,2 tys. osób uważa się za zaginione. Rannych zostało 6 tys. Jak w japońskim zegarku Częściowo lub całkowicie zostało zniszczonych 360 tys. budynków, fala uszkodziła 650 tys. nieruchomości. Przed państwem stanęło zadanie odbudowy ze znacznie większych zniszczeń niż te, które spowodowało trzęsienie ziemi w Kobe w 1995 r. W trzech poprawkach do budżetu rząd przeznaczył na rekonstrukcję 18,24 bln jenów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

67 lat – to nie wszystko

Tylko u nas ludzie starsi zyskują na rynku pracy dopiero po przejściu na emeryturę Prawdą jest, że ludzie żyją coraz dłużej i wydłużenie okresu zatrudnienia jest potrzebne. W różnych krajach europejskich podejmuje się takie decyzje. Także u nas tę potrzebę należy traktować bardzo poważnie. Nie jest to jednak tak łatwe, jak przedstawia propaganda rządowa, a magiczne 67 lat niewiele rozwiąże. Dla starszej części społeczeństwa emerytura jest ostatnim obszarem bezpieczeństwa w tym niepewnym czasie. Dlatego spór ogniskuje się wokół dwóch różnych pytań: czy pracować do 67. roku życia, czy tylko dłużej czekać na świadczenia emerytalne? Osoby mające pewną pracę na ogół twierdząco odpowiadają na pierwsze pytanie. Pracownicy fizyczni, zatrudnieni za niewielkie wynagrodzenie, albo bezrobotni postrzegają emerytury według logiki drugiego pytania. Skąd pieniądze? Na razie z emeryturami związany jest problem bardziej zasadniczy. Wdrażając nowy system emerytalny, przyjęliśmy, że obecnie pracujący będą finansować wypłatę starych emerytur gwarantowanych przez państwo (w modelu solidarności pokoleń), a równocześnie będą wpłacać na fundusz swoich przyszłych emerytur (model sprywatyzowanej emerytury). Pomysł był od początku karkołomny, więc jego twórcy przyjęli, że powstaną różne rozwiązania wspomagające jego realizację. Chodziło o korzystanie ze środków z prywatyzacji, a ograniczenie wartości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Medycyna w parze z zootechniką

Wprowadzenie ludzkich genów do organizmu świni sprawi, że ryzyko odrzucenia przeszczepu się zmniejszy Prof. Zdzisław Smorąg – profesor doktor habilitowany, kierownik Działu Biotechnologii Rozrodu Zwierząt Instytutu Zootechniki, a zarazem kierownik interdyscyplinarnego projektu badawczego z zakresu ksenotransplantacji. Medycyna już od lat zna sposoby wymiany narządów ludzkich – chorego serca, wątroby, nerek, płuca, trzustki. Jednak organów do przeszczepów brakuje, toteż wielu chorych umiera, nie doczekawszy się wymiany narządu zniszczonego chorobą. Wielkie nadzieje rozbudziły komórki macierzyste, mające zdolności tworzenia określonych narządów, jednak szansa na ich wykorzystywanie w transplantologii ciągle się oddala. Nie sprawdzają się też narządy skonstruowane mechanicznie. Obiecującym źródłem narządów i tkanek potrzebnych do przeszczepów są zwierzęta. Transplantacja do organizmu ludzkiego narządów zwierzęcych jako obcogatunkowych nazywa się ksenotransplantacją (gr. ksenos – obcy). Przeszkodę stanowi bariera immunologiczna – organizm ludzki siłą swojej odporności odrzuca organ obcego gatunku. Stosowane leki immunosupresyjne nie zawsze są w stanie temu zapobiec, zresztą nie są obojętne dla organizmu biorcy – zmniejszają jego odporność. W Instytucie Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego w Balicach koło Krakowa trwają prace nad taką modyfikacją genetyczną świni,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Archeolog częściej bez łopaty

Stara polska szkoła archeologii to właściwie przeszłość – nastały czasy archeologii globalnej Prof. dr hab. Aleksander Bursche – (ur. w 1956 r. w Warszawie) uczestniczył w ponad 20 ekspedycjach wykopaliskowych w Polsce i za granicą, w tym na Hayling Island (Wielka Brytania), na Olandii (Szwecja) i na Sycylii. Przez siedem sezonów kierował badaniami wykopaliskowymi na nekropolii kultury wielbarskiej w Krośnie w gminie Pasłęk. Jest opiekunem Studenckiego Koła Naukowego Kontaktów Cesarstwa z Barbaricum, pełni też funkcję wiceprzewodniczącego Rady Naukowej Muzeum Archeologicznego w Biskupinie. Członek korespondent Niemieckiego Instytutu Archeologicznego i komitetu Danish PhD School of Archaeology. Członek Rady Naukowej Centrum Nauki Kopernik. Pomysłodawca i organizator 12 kolejnych edycji Festynu Archeologicznego w Biskupinie. Rozmawia Bronisław Tumiłowicz Czy możemy dziś mówić o polskiej szkole archeologii? – Sprawa jest skomplikowana, ponieważ polska szkoła archeologii powstawała przez wiele lat, w różnych warunkach i okolicznościach. Kiedy kształtowały się zręby tej nauki w XIX w., Polski nie było na mapie Europy. Który zaborca lepiej się znał na wykopaliskach? – Były różnice w metodach prowadzenia badań, a wielcy mistrzowie, którzy na ziemiach polskich rozwijali tę naukę, pochodzili z różnych regionów. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że szkoły lwowska i krakowska były bardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Cała prawda o Goldman Sachs

Rozczarowany bankier napiętnował pazernego pracodawcę W świecie finansów wybuchła kolejna afera. Greg Smith z wielkiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs z hukiem opuścił pracodawcę. Motywy przedstawił w liście otwartym, który opublikował „New York Times”. Smith zatrudniony był w Goldman Sachs prawie 12 lat. Przedstawił się jako dyrektor zarządzający i szef działu instrumentów pochodnych na Europę, Bliski Wschód i Afrykę, zajmujący się portfelami inwestycyjnymi klientów, o łącznej wartości biliona dolarów. Na początku listu napisał: „Sądzę, że pracowałem wystarczająco długo, aby zrozumieć rozwój kultury tego przedsiębiorstwa, jego personelu i tożsamości. I mogę powiedzieć, że atmosfera w banku jest tak toksyczna i destrukcyjna jak nigdy przedtem”. Smith oskarżył byłego pracodawcę o nieetyczne praktyki, chciwość, lekceważenie klientów i wyciskanie z nich pieniędzy. Stwierdził, że pazerność okazała się zgubna dla kultury firmy i może doprowadzić do jej upadku. List bankiera wstrząsnął Wall Street. Kurs akcji Goldman Sachs spadł o ponad 3%, co oznaczało dla tej instytucji finansowej stratę 2,15 mld dol. Chciwa kałamarnica Założony w 1869 r. amerykański Goldman Sachs to prawdziwy gigant. Zatrudnia na całym świecie 33 tys. osób, na liście największych banków inwestycyjnych zajmuje czwarte miejsce.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Skąd kościół ma majątek – rozmowa z prof. Januszem Tazbirem

Dzieje darowizn na rzecz Kościoła są jeszcze mało zbadane Prof. Janusz Tazbir – historyk, badacz dziejów kultury staropolskiej oraz reformacji i kontrreformacji w Polsce, członek Polskiej Akademii Nauk, w latach 1983-1990 dyrektor Instytutu Historii PAN. Rozmawia Paweł Dybicz Gdy zapytałem dwójkę młodych ludzi, czy wiedzą, skąd Kościół ma majątek, odpowiedzieli: „Jak to skąd? Najpierw dawał Watykan, a teraz ludzie”. Porozmawiajmy, panie profesorze, o tym majątku. Bo kiedy Mieszko I wprowadzał chrześcijaństwo, Kościół nie przyszedł tu z inwestycjami, tylko były to nadania władców. – W czasach piastowskich biskupów i biskupstwa obdarowywali głównie monarchowie. I od razu trzeba powiedzieć, że były to duże nadania, biskupi zaliczali się do największych posiadaczy ziemskich. Były też nadania możnowładców, w następnych wiekach nadania szlacheckie. Czyli, mówiąc krótko, nadania władców to nadania państwa. Od czasów jagiellońskich Rzeczpospolita była państwem wielowyznaniowym. – W zasadzie była już wcześniej, po przyłączeniu Rusi Czerwonej przez Kazimierza Wielkiego. Często myli się to pojęcie z wieloreligijnym, nie rozumiejąc, że prawosławie jest wyznaniem chrześcijańskim, poza niedużą grupą Tatarów to ta sama religia. KOŚCIÓŁ PREFEROWANY Czy Jagiellonowie i królowie elekcyjni tak samo traktowali w nadaniach prawosławie i katolicyzm? – Oczywiście, że nie. Kościół prawosławny posiadał majątek jeszcze z okresu istnienia samodzielnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Upadek Państwowego Instytutu Wydawniczego

Wydawca największych dzieł klasyki literatury jest w likwidacji. Co z jego zasobami? Opracowania dzieł zebranych Bolesława Prusa i Henryka Sienkiewicza, na których bazują niemal wszystkie późniejsze edycje. Dzieła zebrane Dostojewskiego i Conrada. Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej, a w niej „Pani Bovary”, Hemingway, Zapolska, Orzeszkowa… Opracowania krytyczne, dzieła literaturoznawcze największych specjalistów w tej dziedzinie, słowniki i leksykony, Biblioteka Myśli Współczesnej, zwana popularnie serią Plus Minus Nieskończoność, a w niej wybór najciekawszych dzieł filozoficznych, socjologicznych i kulturoznawczych, które kształtowały dyskusje naukowe ostatnich dziesięcioleci. Niemal każdy z nas ma w księgozbiorze przynajmniej kilka pozycji Państwowego Instytutu Wydawniczego. Marka PIW przez lata dawała gwarancję doskonale przygotowanych do edycji książek klasycznych i współczesnych. Marka, która już wkrótce może odejść w zapomnienie. Skarby literatury Pierwsze doniesienia o planach likwidacji PIW pojawiły się kilka lat temu. O problemach wydawnictwa mówiło się już od długiego czasu, ale paradoksalnie w ostatnim pięcioleciu stopniowo zaczęły one się zmniejszać, a wydawnictwo miało szansę wyjść na prostą. Możliwości ratowania Instytutu zostały jednak zaprzepaszczone, a dziś mimo licznych obietnic ze strony resortów skarbu i kultury nie wiadomo nawet, co się stanie z niematerialnymi zasobami wydawnictwa. – Likwidacja PIW jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Plaga zmów cenowych

Nielegalne porozumienia cenowe sprawiają, że za wiele produktów musimy płacić drożej Prawdopodobnie płyn do mycia naczyń Ludwik kosztowałby nas mniej niż obecne 4,80 zł za półlitrową butelkę (ceny mogą się wahać o kilkanaście procent zależnie od sklepu), a 40-gramowa puszka pasty do butów Buwi mniej niż średnio 4 zł, gdyby Inco Veritas, producent tych i wielu innych środków chemicznych, nie ustalał ze sprzedawcami cen, poniżej których nie wolno było sprzedawać jego produktów. Ta zmowa cenowa funkcjonowała w latach 2000-2010. Firma zawarła z dystrybutorami porozumienia, nielegalne w świetle przepisów antymonopolowych, które dotyczyły cen minimalnych artykułów chemii gospodarczej oraz nawozów ogrodniczych. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał Inco Veritas sumą 2,07 mln zł (decyzja nie jest prawomocna, firma odwołała się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów). Kara byłaby wyższa, ale w świetle niezbitych dowodów – podczas przeszukań w firmie i u jednego ze sprzedawców wykryto inkryminowane porozumienia – spółka Inco Veritas podjęła współpracę, zaprzestała nielegalnych działań i pomogła w zbieraniu informacji. UOKiK obniżył więc sankcję o 40%. Firma nie od razu jednak poszła na współpracę. Zapewne zachęciła ją do tego inna kara – jeden z szefów Inco Veritas próbował, już podczas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tusk tak chce

W ocenie Ministerstwa Pracy, podnosząc i zrównując wiek emerytalny kobiet i mężczyzn do 67. roku życia, fundujemy sobie pół wieku recesji Forsowane przez premiera podniesienie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn to żadna reforma. Tak wynika z dokumentów rządowych oraz uzasadnienia projektu Ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, który w lutym trafił do Sejmu. Dla polityków Platformy Obywatelskiej największym obciążeniem finansów publicznych stali się emeryci. Ich rosnąca z roku na rok liczba nie tylko zagraża stabilności systemu emerytalnego, lecz także rujnuje finanse Narodowego Funduszu Zdrowia i przyczynia się do wzrostu długu publicznego. Identyczne poglądy forsowano za czasów koalicji AWS i Unii Wolności, co zaowocowało prywatyzacją systemu emerytalnego i pojawieniem się w 1999 r. otwartych funduszy emerytalnych. Osiem lat temu, za rządów Leszka Millera wicepremier Jerzy Hausner ogłosił podobny plan, firmowany własnym nazwiskiem, zakładający m.in. zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Plan ten upadł ze względu na brak wsparcia ze strony posłów PO. Pomysł podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat podzielił koalicję PO-PSL. Dlatego warto się przyjrzeć argumentom, którymi rządzący chcą nas przekonać do swych racji. Trudne decyzje Gdy liderzy Platformy mówią o swojej najnowszej reformie, podkreślają

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tysiąc lat dawania biskupom

Polacy powinni wiedzieć, jakie grunty i nieruchomości mają duchowni Oszacowanie majątku Kościoła katolickiego w Polsce wydaje się zajęciem dla Heraklesa czyszczącego stajnię Augiasza. Ktoś, kto chciałby znaleźć całościowe dane na temat owego majątku, miałby nie lada kłopot. Gdyby bowiem zajrzał na strony Sekretariatu Episkopatu Polski, mógłby dojść do wniosku, że Kościół poza budowlami sakralnymi nie dysponuje wieloma gruntami ani nieruchomościami. Skąd nieokreśloność tego majątku? Z jego niepoliczalności czy raczej z braku chęci ujawniania tego, czym dysponuje się od wieków. Skąd Kościół wziął majątek? Odpowiedź na to pytanie nie może być pełna, o czym mówi prof. Janusz Tazbir na sąsiednich stronach, problem bowiem nie został starannie zbadany przez naukowców. A co dziś wchodzi w skład owego majątku? Tu odpowiedź wcale nie jest łatwiejsza, z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze, Kościół nie kwapi się do ujawniania majątku i dochodów, a po drugie, nie są w stanie go określić instytucje państwowe, mimo że dysponują całą armią urzędników. Niech będzie wyklęty Z historycznego punktu widzenia pierwszych nadań na rzecz biskupów dokonywali królowie i książęta oraz możnowładcy, z tym że generalnie do czasów Kazimierza Sprawiedliwego majątek hierarchów Kościoła był nadal majątkiem ofiarodawcy. Kazimierz Sprawiedliwy, który prowadził walkę o władzę z Mieszkiem Starym, szukał poparcia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.