48/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Ofiary losu i egoiści

Zamiast społeczeństwa obywatelskiego rozwija się społeczeństwo roszczeniowe Dyskurs polityczny w Polsce od dłuższego czasu dewastuje życie społeczne. Udział w tej dewastacji mają przedstawiciele różnych ugrupowań, choć palmę pierwszeństwa zdecydowanie dzierży opozycja. Skutkiem tej sytuacji jest postępująca infantylizacja społeczeństwa. Jeśli za atrybuty niedojrzałości uznać roszczeniowość wynikającą z braku poczucia samodzielności i odpowiedzialności oraz lekceważący stosunek do faktów, związany z dziecięcą emocjonalnością i skłonnością do zastępowania wiedzy wiarą, to politykom wiele udało się zrobić na polu upowszechniania tych cech. Oznacza to, że coraz bardziej oddalamy się od ideału społeczeństwa obywatelskiego, które tworzą ludzie dojrzali i w pełni świadomi konsekwencji tej dojrzałości, rozumiejący własną wolność w kategoriach osobistej odpowiedzialności za siebie i otoczenie. ONI I MY Politycy pozbawiają ludzi tej wolności, gdy powtarzają do znudzenia, że rząd nie wywiązuje się z podstawowych obowiązków wobec obywateli, a ci nigdy nie są winni większych i mniejszych kłopotów, których doświadczają; że państwo uczyniłoby ich życie beztroskim, gdyby nie znajdowało się w stanie katastrofalnego rozkładu. To prawda, że wiele rzeczy nie funkcjonuje, jak należy, że ludzie władzy podejmują czasem złe decyzje, że niemało jest absurdów będących skutkiem czyjejś bezmyślności. Niemniej jednak maniakalne oskarżanie o wszystko, co złe, najwyższych władz państwowych upowszechnia fatalne przekonanie, że tylko one

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Reżyser to chirurg i psycholog

Od raportu Kinseya, od „Głębokiego gardła” zmieniło się wszystko. Producenci w każdym filmie chcą „seksu” Seks Młody reżyser zapytał mnie: – Jak pan reżyseruje sceny erotyczne? – Nie przypominam sobie, żebym takie robił… Niech pan uczy się na filmach Buñuela i Felliniego, Borowczyka – to jedyny polski reżyser, który robi je na poziomie sztuki. Mojemu pokoleniu przed wojną wmawiano, że wszystko związane z ciałem jest grzechem. Kościół nauczał, że orgazm pociąga za sobą poczucie winy, podnieceni jesteśmy grzeszni… No i miał rację. Całe miasto huczało, kiedy miejscowy wikary zmajstrował pensjonarce dzidziusia. W polskim filmie jeszcze po wojnie przed kręceniem sceny z rozebraną dziewczyną wypraszano z dekoracji prawie całą ekipę, a aktorka pertraktowała, czy pokaże pupę czy piersi. Przysłaniała biust ramieniem, poduszką, targowała się: „Ale rowka nie pokażę!”. Młody aktor przed sceną „łóżkową” pyta partnerkę: – To jak będziemy robić scenę stosunku? Odpowiedziała rzeczowo: – Będziemy się rżnąć. O pewnej aktorce mówią – „miniaturowy demon zmysłów”, o innej – „kutwa seksualna”… Przed laty po kolaudacji na Krakowskim Przedmieściu jeden z oceniających poruszony obrazem kopulacji (w szafie) wydobył z siebie słowa zgrozy – „Ale tak w szafie!”. Na co reżyser

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kruchy rozejm

Wojna Izraela z Hamasem – akt drugi Staje się niechlubną tradycją, że wybory parlamentarne w Izraelu poprzedza wojna w Strefie Gazy. Co prowadzi do cynicznego wniosku, że to element kampanii wyborczej, prowadzonej pod hasłem: „Jesteśmy silni – zero tolerancji dla przeciwników”. Z dopiskiem: „Głosuj na nas, my cię obronimy”. Żeby było przed kim się bronić, potrzebny jest wróg, a najlepiej kilku. Izrael dysponuje przynajmniej dwoma dyżurnymi przeciwnikami – na tyle słabymi, że można im bezkarnie wytaczać cykliczne wojny, jednak na tyle niebezpiecznymi, że przeciętny Izraelczyk żyje w poczuciu ciągłego zagrożenia. Jeden czai się na północy, drugi na zachodzie. Hezbollah i Hamas to organizacje o zupełnie innych korzeniach, ale działające na rzecz wspólnego celu, czyli osłabienia, a nawet zniszczenia Izraela. W wyborczą logikę wkomponowują się dwie rozprawy ze słabszym Hamasem – z przełomu lat 2008 i 2009 oraz ta obecna. Pierwsza miała miejsce, kiedy rządząca, acz słabnąca izraelska partia Kadima szykowała się do wyborów planowanych na początek 2009 r. Powodem było złamanie przez Hamas zawieszenia broni, co w praktyce oznaczało zintensyfikowany ostrzał rakietowy terytorium izraelskiego. W wyniku trzytygodniowej inwazji zginęło ok. 1,2-1,4 tys. Palestyńczyków. Izraelczycy stracili trzech cywilów i dziesięciu żołnierzy. Izolacja Hamasu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Duńska wojna o gwiazdkę

Niezgoda muzułmańskich radnych na świąteczną choinkę ożywiła spór wokół integracji cudzoziemców W Danii zaczęła się wojna o Boże Narodzenie. Rozgorączkowani internauci uderzyli na alarm, że w ich kraju powstaje przyczółek Eurabii. Przypomniano głośną pracę „Zderzenie cywilizacji” Samuela Huntingtona. Znów toczy się dyskusja na temat duńskiego modelu państwa wielokulturowego oraz integracji cudzoziemców. Skandal wywołali muzułmanie z rady osiedla Egedalsvænge w miasteczku Kokkedal, położonym na największej duńskiej wyspie, Zelandii, 30 km na północ od Kopenhagi. 44% populacji Kokkedal stanowią rdzenni Duńczycy, a 56% to osoby innego pochodzenia, przeważnie emigranci z Turcji i z krajów arabskich lub ich dzieci. W duńskich mediach miasteczko często jest nazywane gettem. Miejscowy pastor Jørgen Kvist zapewnia, że w Kokkedal nie ma żadnych konfliktów religijnych, a wiosną miejscowi muzułmanie uczestniczyli nawet w zbiórce pieniędzy na rzecz Kościoła. Pieniądze tylko na ramadan W skład dziewięcioosobowej rady osiedla wchodzi pięciu muzułmanów. W głosowaniu rada zdecydowała, że w tym roku nie przeznaczy pieniędzy na ustawienie choinki ani na urządzenie przyjęcia bożonarodzeniowego. Koszty gwiazdkowych obchodów oceniane są na 5-7 tys. koron. Tyle że trzy dni wcześniej rada wyasygnowała aż 60 tys. koron (ok. 10,2 tys. dol.) na obchody islamskiego Święta Ofiarowania, kończącego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Łowcy lisich skór

Zwierzęta przeznaczone na futro trzyma się w przerobionych kuchenkach gazowych, starych piekarnikach i byle jakich klatkach Dolinę Baryczy na Dolnym Śląsku, krainę lasów, łąk i pól, wśród których położone są jedne z najstarszych stawów hodowlanych w Europie, nazywa się Ptasim Rajem. Tu znajdują schronienie dziesiątki gatunków ptaków, a lecące z północy i dalekiej tajgi dzikie gęsi zatrzymują się na dłuższy odpoczynek, niekiedy pozostając do wiosny – to chyba najlepsza ocena walorów przyrodniczych tych ziem. Władze regionu zachęcają turystów do birdwatchingu – bezkrwawych łowów i podglądania życia ptaków w „(…) urokliwej krainie, gdzie losy człowieka i przyrody splotły się nierozerwalnym węzłem”, jak napisano na stronach Fundacji Ekorozwoju, wspieranej przez miejscowe gminy i Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Przez lata nikt jednak nie chciał dostrzec, że dolina Baryczy nie dla wszystkich stworzeń jest oazą. Doznawały tu cierpień setki lisów, które były towarem eksportowym, półżywym surowcem na drogie futra. Oko za oko, skóra za skórę Właścicielowi jednej z lisich ferm w Stawcu niedaleko Milicza w kwietniu br. prokuratura rejonowa postawiła zarzut znęcania się nad zwierzętami. Podstawą oskarżenia były jak zwykle anonimowe donosy oraz fotograficzna dokumentacja fermy sporządzona przez członków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Odległe skutki groźnego pożaru

Wypadek w elektrowni w Bogatyni skończył się wnioskiem o odwołanie burmistrza Huknęło pewnej lipcowej nocy. Nie było zbyt późno, z Gór Izerskich schodzili ostatni turyści. Zatrzymywali się jeszcze, by podziwiać wspaniały widok – tym razem zaskoczył ich słup ognia w oddali. Dopiero po powrocie do domu z programów informacyjnych dowiedzieli się o pożarze. W samej Bogatyni ci najbliżej elektrowni struchleli, do mieszkających dalej docierało to z różnym opóźnieniem, ale wszyscy poczuli ukłucie w sercu. – Każdy ma kogoś z elektrowni w rodzinie lub w kręgu znajomych, więc był taki lęk, czy to nie on został tym razem ranny albo co gorsza… – zawiesza głos jedna z mieszkanek. Kiedy było już wiadomo, że ofiar nie ma, tylko czterej pracownicy odnieśli lekkie obrażenia, miasto odetchnęło. Elektrownia zaś wkrótce wydała oświadczenie, że nie będzie zwolnień, więc już naprawdę wszystkim zrobiło się lżej na sercu. Tymczasem sprawa pożaru powróciła na październikowej sesji Rady Miasta i Gminy Bogatynia. Skarbnik Bogumiła Wysocka ostrzegła radnych, że z tego właśnie powodu zmniejszą się wpływy do budżetu. Lipcowy pożar Komendant powiatowy straży pożarnej w Zgorzelcu, młodszy brygadier Wiesław Wypych, wiedział od razu, jak groźne jest to wydarzenie. W ciągu kilkunastoletniej pracy na tych terenach przeżywał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Są jeszcze sądy w Gdańsku

18 wyroków niekorzystnych dla rządu – czy ustawa hazardowa to niezwykle kosztowny bubel? „Sąd uchyla zaskarżoną decyzję oraz poprzedzającą ją decyzję Dyrektora Izby Celnej z dnia 25 listopada 2010 r. oraz zasądza od Dyrektora Izby Celnej na rzecz skarżącej Spółki kwotę 757 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania” – tymi słowami sędzia Jacek Hyla poinformował zgromadzonych 19 listopada br. w sali numer 5 Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku o rozstrzygnięciu pierwszej z 18 rozpatrywanych tego dnia spraw, w których spółki działające na rynku hazardu domagały się zmiany niekorzystnych decyzji podjętych wobec nich przez organy celne. Wyrok ten, podobnie jak inne wydane tego dnia, jest nieprawomocny, jeśli jednak zostanie utrzymany w mocy, może mieć poważne konsekwencje dla budżetu państwa. Właściciele spółek nie kryją, że to otwiera im drogę do liczonych w miliardach złotych roszczeń wobec skarbu państwa. Ministerstwo Finansów zdaje się nie dostrzegać problemu. Trudne terminy Gdy kilka miesięcy temu Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu udzielił odpowiedzi na zapytanie prawne WSA w Gdańsku, dotyczące „przepisów technicznych” zawartych w przyjętej przez Sejm w listopadzie 2009 r. tzw. ustawie hazardowej, w mediach pojawiło się wiele opinii ekspertów i komentarzy polityków.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Mit gospodarczego wzrostu – rozmowa z Tomášem Sedláčkiem i Davidem Orrellem

Średnia pensja w Ameryce nie zmieniła się od lat 70. Na wzroście gospodarki zyskuje tylko nieliczna grupa bardzo bogatych ludzi Tomáš Sedláček – prawdopodobnie najpopularniejszy czeski ekonomista. Studiował ekonomię teoretyczną na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Karola. Wykłada filozofię, ekonomię i historię teorii ekonomicznych. Był doradcą ds. ekonomicznych Václava Havla i doradcą ministra finansów. Aktualnie pracuje jako główny strateg makroekonomiczny banku ČSOB; od roku 2009 jest członkiem Narodowej Gospodarczej Rady Rządu. David Orrell – kanadyjski matematyk i publicysta. Jego najpopularniejsza książka to „Economyths”, w której twierdzi, że aktualna mainstreamowa ekonomia pod wieloma względami opiera się na błędnych podstawach, co stanowi jedną z przyczyn nieustannie pogłębiającego się kryzysu. W przeszłości jako konsultant uczestniczył w opracowywaniu modeli, które badają poziom skuteczności leków, w tym na raka, lub pomagają w przepowiadaniu pogody. Roman Chlupatý – czeski dziennikarz i publicysta. Od roku 2000 pracuje za granicą. Skończył studia na University of Toronto, Aarhus Universitet, Universiteit van Amsterdam oraz City University London. Pracuje też jako wykładowca i niezależny konsultant. W Czechach regularnie współpracuje z czołowymi pismami o tematyce ekonomicznej. W roku 2010 ukazała się książka z jego wywiadami „(Ne)mocná země”, w której skupił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Proces stulecia w Brazylii

Po raz pierwszy polityków ze świecznika surowo ukarano za korupcję To był najważniejszy proces w najnowszej historii Brazylii. Przed federalnym Sądem Najwyższym w stolicy stanęło 37 polityków, bankierów i biznesmenów. 25 zostało uznanych za winnych korupcji biernej lub czynnej, prania brudnych pieniędzy, zawiązania organizacji przestępczej oraz innych czynów kryminalnych. Sędzia Joaquim Barbosa stwierdził, że oskarżeni przekupywali parlamentarzystów, aby ci w głosowaniach udzielali poparcia mniejszościowemu rządowi Luiza Inácia Luli da Silvy. Ogłosił też bardzo surowe wyroki. 12 listopada José Dirceu, były szef gabinetu prezydenta, został skazany na 10 lat i 10 miesięcy więzienia. 66-letni Dirceu uchodził za prawą rękę popularnego lewicowego prezydenta i drugą osobę w państwie. Wielu uważało, że zostanie następcą Luli. Afera korupcyjna położyła kres jego karierze. José Genoino Guimarães Neto, współzałożyciel i były przewodniczący wciąż rządzącej w Brazylii Partii Pracujących (Partido dos Trabalhadores, PT), usłyszał wyrok sześciu lat i 11 miesięcy. Były skarbnik partii, Delúbio Soares, dostał osiem lat i 11 miesięcy. Trzej oskarżeni mają także zapłacić bardzo wysokie grzywny, łącznie równowartość 600 tys. euro. 10 października biznesmen Marcos Valério de Souza,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Druga młodość polskiej spółdzielczości – rozmowa z Alfredem Domagalskim

Mamy już 400 spółdzielni socjalnych. Coraz częściej zakładają je ludzie młodzi, absolwenci uczelni Alfred Domagalski – prezes Krajowej Rady Spółdzielczej Rozmawia Jan Machynia Książce poświęconej ruchowi spółdzielczemu dał pan tytuł „O lepszy, przyjazny świat”. Proszę zatem powiedzieć, kiedy spółdzielnie nam ten lepszy świat w końcu zbudują? – Budują go niemal od zarania ludzkości, bo czymże były wspólnoty pierwotne, jeśli nie prymitywnymi formami kooperatywy, w których ogniskowało się życie naszych przodków we wszystkich jego przejawach. Istnieje na ten temat bogata literatura, nic nie stoi na przeszkodzie, by się z nią zapoznać. Ludzie od najdawniejszych czasów organizowali się w grupy, by razem pracować, pomagać sobie, „nakręcać się”, dopingować, współczuć, cieszyć się sukcesami lub przeżywać gorycz porażki, bo we wspólnocie łatwiej można było ją przełknąć i szybciej nabrać wiatru w żagle, szykując się do nowych wyzwań. Pierwowzorem współczesnych form spółdzielczych w Polsce było Hrubieszowskie Towarzystwo Rolnicze Ratowania się Wspólnie w Nieszczęściach, założone w roku 1816 przez ks. Stanisława Staszica. 19 lat później, na drugiej półkuli, niejaki Robert Owen założył stowarzyszenie dla wszystkich klas i narodów, którego celem było stworzenie centralnej spółdzielni mającej oddziały we wszystkich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.