19/2013

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Wywiady

Miliard za Gierka (cz.II) – rozmowa z Januszem Rolickim

„Gierka” sprzedawano przede wszystkim na bazarach i rozstawionych na wszystkich ulicach łóżkach polowych. Szedł jak woda W „Replice”, odpowiadając na pełne pretensji pytanie Gierka, dlaczego w „Przerwanej dekadzie” znalazły się fragmenty usunięte w czasie autoryzacji, stwierdził pan, że obaj padliście „ofiarami niezwykłej wręcz manipulacji”, bo wydawca – kierując się czytelniczą atrakcyjnością – przywrócił je. Chodziło m.in. o Wałęsę. Prof. Andrzej Friszke, który badał stenogramy z posiedzeń Biura Politycznego, twierdzi, że ani Kania, ani Kowalczyk nie sugerowali, że mają kontrolę nad Wałęsą. – Pierwszy wydawca Józef Śnieciński, któremu dałem autoryzowany tekst z naniesionymi poprawkami, rzeczywiście je pominął. Spotkanie, o którym mówiłem, nie było oficjalnym posiedzeniem Biura Politycznego, lecz nieformalnym, a więc nieprotokołowanym, spotkaniem członków kierownictwa partii. Zostało zwołane ad hoc, tuż po przylocie samolotu z Krymu, i trwało wiele godzin. Większość spotkań najważniejszych ludzi w państwie po 15 sierpnia miała podobny charakter. Gdy okazało się, że fragment o Wałęsie nie wywołał skandalu, Gierek był w gruncie rzeczy zadowolony, iż znalazł się w książce. Wysłał za moim pośrednictwem „Przerwaną dekadę” Wałęsie, od Wałęsy otrzymał – także przeze mnie – autobiografię „Droga nadziei” z długą dedykacją. Wałęsa m.in. zaprzecza, by był agentem, i tłumaczy – przytaczam dokładnie treść

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Polak zadłużony

W III RP jest 2,3 mln zadłużonych osób, niemogących regularnie spłacać swoich należności Pan Leszek nie ma sobie nic do zarzucenia. Z długopisem w ręku wylicza, że wiódł życie przezorne i roztropne. Nie ponosi więc żadnej winy za to, że on i jego żona Marta stali się totalnymi bankrutami – i pozostaną nimi do końca swoich dni. – To nie my zachowywaliśmy się nieostrożnie, to system, w którym żyjemy, jest zwariowany i wrogi ludziom – mówi. Do 2010 r. jeszcze wszystko było w miarę w porządku, choć odczuwał, że jego pensja w warszawskiej firmie handlowej, wynosząca od pięciu lat 2,3 tys. zł do ręki, pozwala mu stopniowo na coraz mniej. Razem z zarobkami żony (2 tys. zł), urzędniczki w prywatnej niestety spółce (a więc bez stałości zatrudnienia i waloryzacji płac), dość spokojnie wiązali koniec z końcem. Zapomnieli wprawdzie o wiosennych winogronach po 15 zł za kilogram, w śniadaniowym jadłospisie coraz częściej pojawiała się mortadela, zrezygnowali też z przywileju zamożniejszych Polaków, jakim są drugie, zimowe wakacje. Jeszcze jednak starczało na benzynę do skody fabii, dwutygodniowe urlopy latem (w kraju) i czasem wypad do kina. Przede wszystkim zaś na spłatę zobowiązań: 1,1 tys. zł miesięcznie kredytu hipotecznego za mieszkanie, 620 zł za czynsz, wodę i śmieci, 285

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.