Polak zadłużony

Polak zadłużony

W III RP jest 2,3 mln zadłużonych osób, niemogących regularnie spłacać swoich należności Pan Leszek nie ma sobie nic do zarzucenia. Z długopisem w ręku wylicza, że wiódł życie przezorne i roztropne. Nie ponosi więc żadnej winy za to, że on i jego żona Marta stali się totalnymi bankrutami – i pozostaną nimi do końca swoich dni. – To nie my zachowywaliśmy się nieostrożnie, to system, w którym żyjemy, jest zwariowany i wrogi ludziom – mówi. Do 2010 r. jeszcze wszystko było w miarę w porządku, choć odczuwał, że jego pensja w warszawskiej firmie handlowej, wynosząca od pięciu lat 2,3 tys. zł do ręki, pozwala mu stopniowo na coraz mniej. Razem z zarobkami żony (2 tys. zł), urzędniczki w prywatnej niestety spółce (a więc bez stałości zatrudnienia i waloryzacji płac), dość spokojnie wiązali koniec z końcem. Zapomnieli wprawdzie o wiosennych winogronach po 15 zł za kilogram, w śniadaniowym jadłospisie coraz częściej pojawiała się mortadela, zrezygnowali też z przywileju zamożniejszych Polaków, jakim są drugie, zimowe wakacje. Jeszcze jednak starczało na benzynę do skody fabii, dwutygodniowe urlopy latem (w kraju) i czasem wypad do kina. Przede wszystkim zaś na spłatę zobowiązań: 1,1 tys. zł miesięcznie kredytu hipotecznego za mieszkanie, 620 zł za czynsz, wodę i śmieci, 285 zł raty za auto, 220 zł kredytu wziętego na remont mieszkania, 53 zł za kablówkę, ok. 95 zł za telefon stacjonarny z internetem, ok. 230 zł miesięcznie za trzy komórki (ich i syna studenta), ok. 385 zł miesięcznie za dwa ubezpieczenia na życie z funduszem inwestycyjnym. Do tego dochodzą jeszcze zobowiązania kwartalne, wynoszące, w ujęciu miesięcznym, po ok. 30 zł za ubezpieczenie auta, 140 zł za światło, 80 zł za prywatną opiekę lekarską (bo do normalnej przychodni, gdzie przyjmują lekarze emeryci, nie można się dodzwonić i trzeba najpierw czekać w kolejce po numerek od godz. 7 rano, a potem przyjść drugi raz na wizytę), 210 zł za trzy karty miejskie. Uff! Wszystko razem – 3448 zł. A jednak nawet w drogiej Warszawie jakoś dawało się żyć i starczało na jedzenie. Do czasu. Jesienią 2010 r. w firmie pana Leszka zaczęły się kłopoty finansowe, pensję wypłacano praktycznie raz na dwa miesiące. Pół roku później zarobki żony spadły realnie o jedną czwartą. Napięty, ale jakoś trzymający się domowy budżet trzasnął jak pęknięty balon. Żeby starczyło na stałe płatności, zmniejszyli do zera wszystkie wydatki (np. syn nie poszedł na kurs prawa jazdy) z wyjątkiem tych na żywność. W ich diecie na stałe zagościły kapusta, ziemniaki i żeberka, zniknęły z niej natomiast nieodwołalnie ryby i wędliny w cenie powyżej 20 zł za kilogram. A także piwo i wino (na szczęście nikt nie pali). Jednak nie starczało. Zaczęli zwyczajnie nie dojadać, 6 tys. zł trzymane na rocznej lokacie na nieprzewidziane wydatki, co wydawało im się całkiem poważną kwotą, rozeszło się co do grosza w ciągu trzech miesięcy. Zrezygnowali z prywatnej opieki medycznej i, z bólem serca, z ubezpieczeń na życie. Sporo na tym stracili, bo brakowało im zaledwie paru lat do otrzymania całej sumy gwarantowanej, powiększonej ponoć nawet o jakiś zysk, ale ważniejsze było to, że szybko dostali kilka tysięcy, zapewniające jeszcze pół roku normalniejszego życia. Drugi chwilowy przypływ gotówki przyniosła sprzedaż, za psie wprawdzie pieniądze (bo byli w potrzebie), niespłaconej jeszcze fabii. Potem było tylko gorzej. Z zarobkami się nie poprawiło, nożyce dochodów i wydatków rozwierały się coraz bardziej. Czynsz płacą co drugi miesiąc, przestali spłacać kredyt remontowy, zrezygnowali z jednej komórki (żony), pan Leszek nie przedłużył karty miejskiej i jeździ na gapę. Potem odcięto im telefon stacjonarny i internet (z sieci po cichu mogą czasem skorzystać w pracy). Z telewizji kablowej jakoś jednak nie mogą zrezygnować, spłacają też oczywiście kredyt mieszkaniowy i rachunki za światło. A długi rosną jak tocząca się śniegowa kula, sięgając już 50 tys. zł. Długów przybywa, oszczędności maleją W ten sposób państwo Leszek i Marta dołączyli do grona 2,3 mln zadłużonych Polaków, niemogących regularnie spłacać swoich należności. Tyle właśnie osób znajduje się w rozmaitych rejestrach dłużników. Nie płacą, bo nie mają z czego.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2013, 2013

Kategorie: Kraj