31/2013

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Przebłyski

Można było z Greniem, to co z Siejewiczem?

Rafała Grenia – syna Kazimierza, członka zarządu PZPN – zabrak­ło wśród sędziów szczebla centralnego na sezon 2013/2014, a po ujawnieniu zdjęć, na których widać, jak biesiaduje z działaczami Jedności Niechobrz, został przeniesiony z II ligi do III. Zbigniew Boniek osobiście jednak sporządził wniosek o przywrócenie 31-letniego arbitra z Rzeszowa na drugoligową listę. „Prezes prosił, abyśmy przemyśleli jeszcze raz, czy sankcja nie jest zbyt surowa. Rafał Greń dostał też naganę od Podkarpackiego ZPN. W związku z tym, że przeanalizował swoją postawę, zrozumiał, że zrobił źle, wyciągnął wnioski i przeprosił przewodniczącego Kolegium Sędziów za swoje postępowanie, zarząd postanowił dokonać reasumpcji uchwały”, napisał w oficjalnym komunikacie przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN Zbigniew Przesmycki. Teraz prezesom Bońkowi i Przesmyckiemu nie pozostaje nic innego, jak zadziałać identycznie, jeżeli Hubert Siejewicz (uwikłany w sprawy bukmacherskie), tak jak Greń junior „przeanalizuje swoją postawę, zrozumie, że zrobił źle, wyciągnie wnioski i przeprosi przewodniczącego Kolegium Sędziów za swoje postępowanie”. Bo przecież – jak powtarza do znudzenia szef PZPN – „nie ma zgody na kręcenie lodów”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Najadł się szaleju…

Znany od wielu, wielu lat handlarz polskimi piłkarzami na francuskim rynku Tadeusz Fogiel postanowił wystąpić w „Przeglądzie Sportowym” w nowej dla siebie roli – wujka Dobra Rada: „Popularne »leśne dziadki« nadal pozostają w kuluarach przy Bitwy Warszawskiej… Ale Zibi oczywiście może sobie z nimi poradzić – na jego miejscu już teraz zaplanowałbym szereg znaczących czystek. W tę albo we w tę”. Niestety, piewca czystek znad Sekwany nie wyjaśnia, na czym miałyby one polegać. To, że Tadzio najadł się szaleju, jest więcej niż pewne, skoro w konkluzji szaleje: „Francuski system sprawdza się od lat. Prezes francuskiej federacji pan Noël Le Graët, w porównaniu ze Zbigniewem Bońkiem, wiedzie życie prawie że beztroskie. Aby więc wszystkim żyło się lepiej (no, może pomijając wspomnianych baronów), Zibi powinien pójść właśnie jego śladem. Oczywiście nie może kierować się szacunkiem czy jakąś wyolbrzymioną etyką. Dotychczas uśpieni, ale jednak nadal obecni, baronowie powinni zniknąć definitywnie”. Jeżeli weźmiemy pod uwagę kontekst historyczny, to w przypadku sprawdzającego się od lat francuskiego systemu, by ktoś zniknął definitywnie – przychodzą nam na myśl publiczne procesy i gilotyna. Jak powszechnie wiadomo, we Francji naprawdę nieźle im to wychodziło!

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

JeZUSie, gdzie są moje pieniądze?

System emerytalny jest oparty na szkodliwej iluzji. Wpłaty dokonywane przez przyszłych emerytów nie tworzą żadnego „indywidualnego kapitału” Obecny system emerytalny ukształtował się pod wpływem niefortunnej reformy z 1999 r. Niewątpliwie pełna renacjonalizacja drugiego filara i przepędzenie na cztery wiatry wszystkich „towarzystw emerytalnych” pasożytujących na finansach publicznych (i na przyszłych emerytach) zmniejszyłyby presję na obniżanie publicznych świadczeń emerytalnych (wypłacanych przez ZUS). Co za tym idzie, rząd nie musiałby desperacko eksperymentować z przedłużaniem wieku emerytalnego ani ciąć do żywej kości wydatków na ważne cele społeczne. Należy zdać sobie jednak sprawę z tego, że nawet całkowita likwidacja drugiego filara nie usunie głównej skazy pierwszego, publicznego filara obecnego systemu. Pierwszy filar – tak samo jak drugi – ma w założeniu indywidualizować wysokość emerytury i warunki jej przyznawania. Co więcej, w obu filarach sama wypłata świadczenia emerytalnego (i jego wysokość) ma zależeć od sumy indywidualnych, obowiązkowych wpłat składek dokonanych przez emerytkę/emeryta – lub w jej/jego imieniu – w czasach jej/jego aktywności zarobkowej. Sumę dokonanych przez nią/niego wpłat „na ZUS” określa się mianem „zgromadzonego kapitału”. Ów zgromadzony kapitał ma być w istocie podstawą późniejszych świadczeń otrzymywanych „z ZUS”. Uzasadnieniem wypłacanej komuś emerytury jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Urodzeni wykluczeni – rozmowa z prof. Marią Jarosz

Jesteśmy krajem silnych kobiet i coraz słabszych mężczyzn Na okładce pani książki wykorzystano fragment obrazu Hieronima Boscha ukazujący piekło. Nasze społeczeństwo zbliża się do piekła z tego obrazu? – Sytuacja nie jest aż tak katastroficzna. Uważam jednak, że mamy podział na dwie Polski i chyba wojnę polsko-polską. Oglądamy marsze narodowców i inne przejawy ostrej walki między prawdziwymi Polakami i nieprawdziwymi patriotami, zdrajcami – ten obrazek jest trochę piekielny. Jest też niepokojący, ponieważ na horyzoncie nie widać, żeby miało się to zmienić. Charakterystyczne jest też, że w czasach powstawania III RP nie było tak negatywnego naznaczania, takiej stygmatyzacji i takiej walki jak teraz. Pisze pani w „Polskich biegunach” o podziale na przegranych i wygranych, na równych i równiejszych. To nie jest tylko retoryczny chwyt polityczny. Jaka rzeczywistość kryje się za tym podziałem? Czy ten podział oddaje stan naszej rzeczywistości społecznej? – Z całą pewnością. Jeżeli spojrzymy teraz na nasze społeczeństwo, zobaczymy bardzo głębokie nierówności materialne, społeczne, także edukacyjne. Nie jest tak, że jesteśmy państwem, w którym te nierówności są największe. Istnieje duża grupa, co najmniej kilkanaście procent społeczeństwa, ludzi biednych, niewykształconych i tych, którym przemiany społeczne III RP nie tylko nie przyniosły satysfakcji, ale pogrążyły ich w większej biedzie. Czyli i w tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Tanio jak w Las Vegas, drogo jak w Oslo

Najtaniej spędzisz urlop w Sofii, Hanoi, Szarm el-Szejk, Warszawie i… w Rijadzie. Turyści z cienkim portfelem powinni omijać Oslo, Sztokholm, Nowy Jork i Cancun Światowa Organizacja Turystyki (UNWTO) wytypowała 49 miast świata najchętniej odwiedzanych przez turystów. Następnie jeden z największych portali turystycznych TripAdvisor wziął pod lupę wydatki, jakie para wycieczkowiczów musi ponieść, chcąc spędzić dzień w każdym z nich w okresie szczytu wakacyjnego. W zestawieniu wzięto pod uwagę ceny noclegu dla dwóch osób w hotelu czterogwiazdkowym, wspólnej kolacji z przystawkami i butelką wina w średniej klasy restauracji, następnie dwóch wytrawnych martini, a na koniec przejazdu taksówką do hotelu na dystansie ok. 3 km. Wyniki są zaskakujące. Europa najdroższa – z najtańszym wyjątkiem Najkosztowniejszym miejscem do spędzania wakacji jest Europa. W pierwszej dziesiątce najdroższych miast świata znalazło się aż sześć stolic europejskich, z czego trzy pierwsze miejsca zajęły najbardziej „rozrywkowe”: Oslo, Zurych i Sztokholm. W nich portfel turysty chudnie najszybciej, a dolar wart jest najmniej. W stolicy Norwegii, uznanej w rankingu za najdroższe miasto świata, para turystów zapłaci za jednodniowy pobyt średnio aż 581 dol. – za tyle samo mogłaby spędzić trzy i pół dnia w Sofii. Niewiele

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Premier Rajoy w opałach

Były skarbnik hiszpańskich konserwatystów z aresztu oskarża kolegów o korupcję W Hiszpanii znów rozpalił się korupcyjny skandal. Premier Mariano Rajoy i inni dygnitarze rządzącej Partii Ludowej oskarżani są o to, że przyjmowali nielegalne dotacje od firm, przeważnie budowlanych. Podobno pieniądze przekazywano gotówką, w walizkach i kopertach, spotykając się na parkingach. Mariano Rajoy, od 2004 r. przewodniczący partii, miał inkasować 25,2 tys. euro rocznie, do tego garnitury i krawaty. Te prezenty od biznesmenów przywódca konserwatystów pobierał jakoby w latach 1999-2008. Wdzięczni za dotacje konserwatyści przyznali opłacającym ich firmom dochodowe zlecenia i kontrakty o łącznej wartości 12,3 mld euro. Chorizo, czyli oszust Przed siedzibą Partii Ludowej w Madrycie demonstrowali oburzeni obywatele, domagając się dymisji szefa rządu. Niektórzy nieśli wizerunki miejscowej czerwonej kiełbaski, zwanej chorizo, ozdobione portretami premiera. W języku potocznym chorizo znaczy także: złodziej, oszust. Doszło do starć z policją. Demonstracja przeciw skorumpowanym politykom odbyła się w również w Barcelonie. Lawinę wywołał Luis Bárcenas, były senator i w latach 1990-2009 skarbnik Partii Ludowej (Partido Popular). W czerwcu br. Bárcenas został aresztowany. Prokuratura postawiła mu liczne zarzuty, m.in. korupcji, przestępstw podatkowych, prania brudnych pieniędzy. Według prowadzących śledztwo,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ignorancja czy nieuczciwość

Austriacki podręcznik z „polskimi obozami zagłady” Korespondencja z Wiednia „Kim byli naziści? Polakami”. Taką wiedzę historyczną zaprezentowali w 1998 r. uczniowie szkół średnich z hrabstwa Santa Clara w Kalifornii. To kuriozalne stwierdzenie nie dziwi, skoro sformułowania o polskich obozach koncentracyjnych lub polskich obozach śmierci funkcjonują latami w takich dziennikach jak „New York Times”, „Los Angeles Times” czy stacjach NBC News i ABC News. Co gorsza, utwierdzają w nich środowiska żydowskie, jak choćby na stronie jewishvirtuallibrary.org, gdzie w dziale Concentration camps można czytać o Polish extermination camps (sic!). Dlaczego więc rok temu prezydent Obama miałby mówić inaczej przy okazji uhonorowania Jana Karskiego Prezydenckim Medalem Wolności? Przecież już w październiku 1944 r. amerykański magazyn „Collier’s” opublikował na temat Karskiego artykuł pod znamiennym tytułem „Polskie obozy śmierci”. Na czterech stronach pojawiło się tam sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”. Przykłady, starannie gromadzone przez ostatnie lata przez polskie MSZ, można mnożyć, odnotowując na mapie ich pojawiania się zarówno sąsiadów – Słowację, Niemcy, jak i Australię czy USA, a nawet Izrael. Czy tylko niechlujstwo? W Austrii dzieje się podobnie. Poza prasą, w której kilka razy do roku można natrafić na zapis o „polskich obozach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wara od naszej mierzei

Nie zgadzamy się na niszczenie pięknych plaż – mieszkańcy Krynicy Morskiej są oburzeni pomysłem przekopania kanału do Elbląga Wraz z wyborami prezydenckimi w Elblągu PiS powróciło do idei przekopu Mierzei Wiślanej. Jarosław Kaczyński wystosował nawet w tej sprawie list do premiera Donalda Tuska, pisząc, „że jest to strategiczny projekt ważny dla całej Polski, podobny do tego, jakim była budowa Gdyni w II RP”. – Przekopiemy mierzeję i powstanie kanał żeglugowy łączący Zalew Wiślany z Morzem Bałtyckim, dzięki czemu Elbląg i umiejscowiony tu port morski będą mogły się rozwijać – mówił na konferencji prasowej przewodniczący Prawa i Sprawiedliwości. I o ile PiS chce na tym pomyśle zbić kapitał polityczny – i właściwie już mu się udało, bo przecież Jerzy Wilk zwyciężył w wyborach prezydenckich w Elblągu – o tyle mieszkańcy Krynicy Morskiej drżą na samą myśl o realizacji tej inwestycji. – Krynica Morska czy Kąty Rybackie znikną z turystycznej mapy Polski – mówi Zdzisław Murawski prowadzący ośrodek wypoczynkowy Murena w Krynicy Morskiej. – To pomysł bardziej polityczny niż mający jakiekolwiek realne podłoże ekonomiczno-finansowe. Koniec pięknych plaż – Większość kryniczan jest przeciwko tej inwestycji. Boimy się, że podczas budowy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Urodzony aktor – rozmowa z Piotrem Fronczewskim

Nie wiem, czy aktorstwa można nauczyć. Prawdopodobnie nie „Nigdy nie miałem »roli marzenia«, a więc nikomu nigdy niczego nie zazdrościłem. Naprawdę. Moje zainteresowania biegną w kierunku maksymalnego drążenia tego wszystkiego, co człowiek jest w stanie stworzyć i czym jest w istocie. Jestem chyba kameralistą. Bierze się to prawdopodobnie z mojej dosyć wstydliwej natury. Chciałbym po prostu, żeby to, co robię, było ważne, potrzebne, istotne, jeśli trzeba – także zabawne, jednym słowem, pełne. Być może to da się wyrazić poprzez jakiś oryginalny scenariusz. Będę podejmował takie próby, w których chciałbym jednocześnie sprawować funkcję reżysera. Na razie będą to formy niewielkie, kameralne. Może uda mi się uczynić coś w rodzaju bardzo intymnego zwierzenia o czymś, co jest w życiu najważniejsze”. To słowa Piotra Fronczewskiego, które padły pod koniec rozmowy, jaką prowadziliśmy 20 lat temu, kiedy artysta rozpoczynał piękną przygodę z warszawskim Teatrem Ateneum rolą Pchełki w „Antygonie w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego w reżyserii Izabelli Cywińskiej. Po 20 latach spełniła się ta ówczesna nadzieja na wypowiedź „o czymś, co w życiu najważniejsze”. W kończącym się sezonie teatralnym w Ateneum wyreżyserował pan sztukę Tankreda Dorsta „Ja, Feuerbach” i zagrał tytułową rolę. Spektakl zelektryzował miłośników teatru

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości Zorganizowanej

Co zrobić, by się nie narobić, a zarobić na Programie Operacyjnym Innowacyjna Gospodarka Wójt Józef Predenkiewicz nie krył żalu, gdy się dowiedział, że planowana niedaleko Torunia, we wsi Kikół, część inwestycji warszawskiej spółki BOPOL, projekt pod nazwą „Supernova. Innowacyjny ośrodek okulistyczny z działem badawczym”, raczej nie dojdzie do skutku. – W ubiegłym roku rozpoczęto wykopy pod fundamenty, a potem wszystko stanęło – mówił. – Szkoda… Liczyłem na dodatkowe wpływy z podatków. Predenkiewicz nie miał pojęcia, jak ambitne prace badawcze miały być prowadzone w Kikole, dlatego nie krył zdumienia, gdy wyjaśniłem mu, że przy ul. Sienkiewicza miała m.in. stanąć… małpiarnia. I to nie byle jaka! Małpiarnia cud! Prawdziwy full wypas! Miała powstać za pieniądze z Brukseli w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka prowadzonego przez PARP. Programu, który – jak wiadomo – zmienia Polskę. Z danych, które uzyskałem w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, wynikało, że warszawska spółka BOPOL należąca do znanych w kręgach okulistycznych stolicy Piotra i Elżbiety T. podpisała dwie duże umowy w ramach rzeczonego programu. Pierwsza – dotycząca wspomnianego projektu Supernova – opiewała na kwotę 13 582 150 zł i miała być realizowana w Kikole. Druga – na projekt o identycznej nazwie ulokowany w Bydgoszczy –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.