38/2014

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Bogactwo z kuprowego kotła

Zamiast biadolić, wypromowali wieś na śliwkowych powidłach W pierwszy weekend września wąska, czterokilometrowa droga prowadząca z Bydgoszczy do Strzelec Dolnych korkuje się na wiele godzin. Sznur wolniutko poruszających się aut zaczyna się już w Fordonie – wielkiej bydgoskiej dzielnicy sypialni. Wszyscy jadą na XIV Święto Śliwki. Samochody są głównie z Kujawsko-Pomorskiego, ale czasem mignie rejestracja wielkopolska, pomorska czy mazowiecka. Już na miejscu – ogromne pola zamienione w tymczasowe parkingi. Przyjeżdżają młodzi, starzy i dzieci. Atmosfera pikniku, trochę jarmarczna. Wiele atrakcji. Ale najważniejsza jest ona – strzelecka śliwka węgierka. – Może niepozorna, ale wyjątkowo smaczna, łatwo odchodząca od pestki, bardzo odporna na choroby, bez robaków, różni się od śliwek węgierek z innych stron – podkreślają tamtejsi gospodarze sadownicy. – To zasługa jedynych w swoim rodzaju warunków panujących w Strzelcach – tłumaczy sołtyska Elżbieta Saj. – Jesteśmy w dolinie Wisły poprzecinanej wieloma strumykami, a nasz klimat porównywany jest do nowosądeckiego, gdzie śliwki i agrest udają się nad podziw. – Do tego dobra gleba, ziemia klasy III i IV, i południowe nasłonecznienie skarpy, na której strzeleckie śliwy rosną co najmniej od 200 lat – wchodzi jej w słowo Anna Iwanowska

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Parking na cmentarzysku

Mieszkańcy Byczyny protestują przeciwko absurdalnej inwestycji Byczyna to piękne miasteczko na Opolszczyźnie z ok. 3,6 tys. mieszkańców. Jako jedno z niewielu w Polsce zachowało niemal w całości mury obronne z XV i XVI w., długie na 912,5 m. Zostali tu głównie emeryci, młodzi wyjechali za granicę. Do Byczyny powraca się na starość, jak bliska rodzina Zbigniewa Hołdysa po latach aktywnego życia w stolicy. Dziś miasto stało się znane za sprawą dyskusji radnych, czy „wymieniać ławki na ławki, tablice na tablice”, przywracając rynkowi wygląd średniowiecznego jarmarku i zadłużając gminę, czy zająć się ważniejszymi inwestycjami, takimi jak drogi, hala sportowa, zabezpieczenie zabytkowych murów. Jarmark ma kosztować 3,7 mln zł. Dofinansowanie z UE wynosi 772,5 tys. zł, na resztę trzeba wziąć kredyty. Decyzją radnych w sierpniu zaczęły się prace rewitalizacyjne. Zakopane żywcem Najwięcej emocji wywołała koncepcja budowy parkingu obok kościoła św. Mikołaja z XIII w., na miejscu dawnego cmentarzyska, czynnego do XVIII w. W latach 2009-2010 odkryto tam jedno z największych miejsc pochówków średniowiecznych na Śląsku, wydobyto szczątki 670 osób. Wcześniej, w latach 70., jak wskazuje lokalny historyk i znawca dziejów Byczyny dr Zbigniew Biliński, wydobyto szczątki z IX

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Szkocja z ręką na klamce

W Londynie panika. Szkoci coraz bardziej chcą powiedzieć Anglii „bye”. A pomóc im mogą Polacy Korespondencja z Londynu Jeszcze miesiąc temu nic na to nie wskazywało. Historia toczyła się leniwie od jednego sondażu do drugiego. Wszystkie przynosiły ten sam wynik – spokojną przewagę zwolenników status quo. A dziś? Ostro przyśpieszyła. Patrzą jej w oczy szef Szkockiej Partii Narodowej Alex Salmond i premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Ten drugi – z narastającym przerażeniem. Bo do ważnych dat w historii relacji Londyn-Edynburg (rok 1603 – unia personalna, 1707 – unia właściwa), może właśnie dojść kolejna. Rok 2014 – koniec Zjednoczonego Królestwa. Złamane serce Camerona „Wszystkie ręce na pokład!”, na ostatnim wirażu kampanii to hasło przyświecało zwolennikom utrzymania unii z Londynem. Bo zrobiło się gorąco. W niedzielę 7 września po raz pierwszy opublikowano sondaż, z którego wynika, że zwolennicy niepodległości są górą. Po dzielnicy rządowej krążą pogłoski, że królowa Elżbieta II jest zaniepokojona. Czyżby na jej oczach miała się rozpaść Wielka Brytania? W środę Cameron, jego koalicyjny partner Nick Clegg i szef opozycji Ed Miliband, odwołali wszystkie spotkania, by pojechać do Szkocji. Wszyscy z tym samym apelem: „Zostańcie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Odnowiciel czy hochsztapler?

Pół roku temu rządy we Włoszech objął 37-letni socjaldemokrata Matteo Renzi. Czy jego reformy się powiodą? – Lider, który wydźwignie kraj z kryzysu – powiedział Barack Obama pytany w marcu, co myśli o nowym premierze Włoch. Pochwał pod adresem Mattea Renziego nie skąpiły także brytyjskie media. „W nim cała nasza nadzieja!”, napisała Rachel Sanderson na łamach „Financial Timesa”. Bodaj najdalej posunął się paryski dziennik „Le Monde”, który w maju ogłosił, że Renzi „zmieni Włochy, by zmienić Europę”. Również w Polsce łamy lewicowych czasopism zapełniły się opiniami, jakoby u schyłku Hollande’a Renzi był ostatnim socjaldemokratą w UE, który utrzyma centrolewicową linię wobec Angeli Merkel. Co ciekawe, sama kanclerz jest nim najwyraźniej zachwycona. Tuż po odlocie Renziego z Berlina wyrwało się jej: „Nareszcie Włosi mają przywódcę, na którego zasługują, to istny matador”. Wyrazy uznania pozwoliły zapomnieć, że okres ochronny dla włoskiego rządu dobiegł końca, a lista pochlebców jest coraz krótsza. W natłoku mniej istotnych doniesień opinia publiczna przeoczyła informacje światowych agencji ratingowych. Nie tylko Goldman Sachs i Moody’s otwarcie krytykują „populistyczne” zapędy premiera. Nominacja Renziego na szefa rządu w lutym br. była prztyczkiem w nos

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ucieczka z Trypolisu

Każdy, kto się sprzeciwia islamistom, może stracić dom, a nawet życie „Trypolis jest bezpieczny tylko dla Braci Muzułmanów i osób pochodzących z Misraty. Każdego, kto się sprzeciwia, czeka los Kaddafiego. Może stracić dom, a nawet życie” – to wypowiedź jednego z mieszkańców libijskiej stolicy zacytowana przez „The Guardian”. W zdobytym mieście islamiści niszczą domy osób powiązanych i sympatyzujących z rządem. Parlament przeniósł się do Tobruku. Kolejne państwa – w tym Polska – ewakuują swoje placówki dyplomatyczne. Mohammed Abdel Aziz – były już minister spraw zagranicznych w świeckim rządzie – prosi o pomoc ONZ. Trzy lata po obaleniu Muammara Kaddafiego Libia stanęła na skraju wojny domowej. W starciach, do których dochodzi głównie w Trypolisie i Bengazi, zginęło już ponad tysiąc osób. Najdramatyczniejsze były walki o stołeczne lotnisko międzynarodowe. Brały w nich udział siły zbrojne oraz libijskie milicje (zbuntowane i propaństwowe) – te, które w 2011 r. obaliły ekscentrycznego i brutalnego dyktatora. Kraj rozdzierają waśnie, których wspólnym mianownikiem są słabość i rozpad centralnych instytucji państwowych. Jeden z tych konfliktów toczy się między Trypolitanią a Cyrenajką – regionem opanowanym przez ugrupowania separatystyczne, których głównym postulatem jest daleko idąca autonomia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Generał, co się Monty’emu nie kłaniał

70 lat po bitwie pod Arnhem żołnierze brygady gen. Sosabowskiego wciąż czekają na rehabilitację Polski wkład w zwycięstwo pod Monte Cassino nie budzi już na Zachodzie wątpliwości. Sprawiedliwości ze strony dawnych sojuszników doczekali się nawet polscy naukowcy, którzy złamali kod Enigmy. Na rehabilitację wciąż jednak czekają żołnierze gen. Stanisława Sosabowskiego, których obwiniono o jedną z najbardziej spektakularnych porażek, jakie alianci ponieśli podczas II wojny światowej. Listopad 1944 r. – do brytyjskiego Sztabu Imperialnego wpłynął raport o przebiegu operacji „Market Garden”. Jego autor, gen. Frederick Browning, dowodzący brytyjskimi siłami spadochronowymi, opisał w nim, dlaczego wojskom aliantów nie udało się uchwycić kluczowego dla powodzenia akcji mostu w Arnhem. Wnioski Browninga obciążyły dobre imię gen. Stanisława Sosabowskiego oraz wszystkich jego żołnierzy na ponad 60 lat. W raporcie Browning – entuzjasta „Market Garden” oraz pomysłodawcy tej operacji, marsz. Bernarda Montgomery’ego – wskazywał, że gen. Sosabowski już na etapie szkolenia nie był w stanie dostosować się do poziomu dowódców wyznaczonych do udziału w akcji. Polakowi zarzucił zwłaszcza „brak elastyczności” oraz „całkowitą niezdolność do zrozumienia naglącego charakteru operacji” jeszcze na etapie planowania. Browning stwierdza dalej, że w czasie bitwy Sosabowski miał „targować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Nie przestraszyli się strażaka

Udana rozgrzewka z Gibraltarem Tak się złożyło, że reprezentacja Polski, chcąc nie chcąc, znów zapisała się w historii światowej piłki nożnej. Otóż 7 września, w niedzielny wieczór, na stadionie w portugalskim Faro rozegrała zwycięskie (7:0) spotkanie z zespołem narodowym Gibraltaru, dla którego był to debiut w oficjalnych rozgrywkach wielkiej imprezy. Przypomnijmy, rywalami reprezentacji Polski w eliminacjach do piłkarskiego Euro 2016 są w grupie D Niemcy (1. miejsce w rankingu FIFA z 14 sierpnia 2014 r.), Irlandia (66.), Szkocja (28.), Gruzja (95.) i Gibraltar (niesklasyfikowany). Rozgrzewka z żółtodziobami zakończyła się wedle oczekiwań, chociaż znam takich, którzy po pierwszej połowie, po kiepskiej grze i minimalnym (1:0) prowadzeniu biało-czerwonych, mieli wielką ochotę zrezygnować z dalszego oglądania meczu. A co mieli w takim razie zrobić fani reprezentacji Portugalii, która (bez Cristiana Ronalda) przegrała u siebie z Albanią 0:1? Bramkę zdobył w 52. minucie były napastnik Jagiellonii Białystok Bekim Balaj. Portugalskie media uznały jednogłośnie niedzielną porażkę za „historyczny skandal”. Cztery razy Lewandowski „Oby nie było katastrofy” – zatytułowali koledzy z Piłki Nożnej wcześniejszy tekst poświęcony zespołowi z południowego wybrzeża Półwyspu Iberyjskiego. Oto do jakiej ostrożności w prognozowaniu efektów doprowadziły wcześniejsze popisy naszej kadry. Tym razem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Zgrabne nogi i demonicznie rude włosy

Do zaręczyn z królową cykorii nie doszło, bo Witkacy poznał Ninę W Jadwidze von Unrug spodobały mu się zgrabne nogi, demonicznie rude włosy i drzewo genealogiczne sięgające IX w. „Ja jestem z domu »von und zu«, a to tak imponowało mu”, śpiewa księżna w „Szewcach” Witkacego. Jadwiga mówiła, że to o nich. „O, mój Witkacy, zakochałam się”, śpiewała Nina na nutę „Rozmarynu”, jadąc saniami przez zaśnieżone Zakopane. Był wieczór 7 lutego 1923 r. Tak naprawdę nie zakochała się – jeszcze nie wtedy, ale była pod silnym urokiem przystojnego artysty. JADWIGA UNRUŻANKA, zwana przez wszystkich Niną, przyjechała do Zakopanego jesienią 1922 r. na leczenie płuc. Mieszkała w pensjonacie matki swojej znajomej Wandy Kosseckiej, która prowadziła wytwórnię artystycznych kilimów. Na spotkania u Wandy schodziła się cała tutejsza banda: Tymon Niesiołowski, August Zamoyski, Karol Szymanowski, Karol i Zofia Stryjeńscy. Nina spotykała się też ze swoją kuzynką Marią z Kossaków Pawlikowską, która po ślubie zamieszkała w rodzinnym domu męża, w Willi pod Jedlami na Kozińcu. Chodziła na kolacje zakrapiane wódką i na góralskie wesela. I tylko Witkacy był niedostępny. „Pokazywano mi go – pisała po latach – ale jakoś był nieosiągalny i nawet mnie to korciło, że nie mogę go poznać jako jedną z większych osobliwości Zakopanego”. W końcu jednak spotkali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Stowarzyszenie rozumnej integracji

W Towarzystwie Rozwoju Ziem Zachodnich chadecy i endecy zgodnie współpracowali z socjalistami i komunistami Początkowy rozmach osadnictwa na Ziemiach Odzyskanych z pierwszego dziesięciolecia Polski Ludowej z biegiem czasu stracił impet. Zauważyli to dawni osadnicy, którzy stali się już normalnymi mieszkańcami. Ich reakcja doprowadziła m.in. do powstania jednej z najdziwniejszych organizacji społecznych PRL – Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich (TRZZ). Było to stowarzyszenie jedyne w swoim rodzaju, powstało całkowicie oddolnie, bez inicjatywy władz politycznych, i działało przez 13 lat, od 1957 do 1970 r., zyskując w 18 województwach 130 tys. członków indywidualnych i 3 tys. zbiorowych. Prace przygotowawcze do utworzenia organizacji, która miałaby się zajmować aktywizacją Ziem Odzyskanych, rozpoczęły się w połowie 1956 r. Zbiegły się wtedy dwie inicjatywy społeczne – dawnych działaczy Polskiego Związku Zachodniego i Związku Polaków w Niemczech (najczęściej współpracujących w czasie wojny z Delegaturą Rządu na Kraj, a następnie z Ministerstwem Ziem Odzyskanych) oraz Klubów Inteligencji. Będąc działaczem tej drugiej formacji, przebieg spraw obserwowałem z jej perspektywy. W czerwcu 1956 r. Krajowy Ośrodek Współpracy Klubów Inteligencji (KOWKI) zwołał w Warszawie krajowe spotkanie delegatów. Szczególną aktywnością wykazali się na nim przedstawiciele licznych klubów z Ziem Odzyskanych. Wszyscy oni podkreślali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Jak dobrze znowu słyszeć

Prof. Henryk Skarżyński przeprowadził pionierską operację przywracającą słuch 66-letniemu pacjentowi 3 września prof. Henryk Skarżyński, szef Światowego Centrum Słuchu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach pod Warszawą, po raz pierwszy w Polsce wszczepił starszemu mężczyźnie z 70-procentowym ubytkiem słuchu nowoczesny implant typu MET. Urządzenie jest przeznaczone dla osób, którym do tej pory lekarze nie byli w stanie pomóc, ponieważ nie sprawdzały się u nich ani aparaty słuchowe, ani inne metody leczenia zaburzeń słuchu. Słyszę, ale nie rozumiem Aleksander Bień, mieszkaniec Ostrowca Świętokrzyskiego, od najmłodszych lat chorował na uszy i najprawdopodobniej te nawracające infekcje w dzieciństwie oraz długotrwały wpływ hałasu, na który był narażony, kiedy pracował w hucie jako tokarz, uszkodziły mu słuch. Tracił go bardzo powoli. Jednak od trzech lat przeżywał prawdziwą gehennę. Zwłaszcza kiedy musiał pójść na pocztę lub do urzędu, żeby załatwić swoje sprawy przy okienku. Był zupełnie bezradny, bo niby słyszał jakieś dźwięki, ale nie rozumiał słów wypowiadanych przez urzędniczkę zza szyby. Lekarz zakładowy skierował go do Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach, gdzie został poddany dwóm operacjom. Lekarzom udało się odtworzyć ubytki w błonie bębenkowej, ale nie wpłynęło to na poprawę słuchu. Nadzieję na to, że będzie znów słyszał wszystkie dźwięki (nie słyszał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.