17-18/2017

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Historia

Mamy konstytucję!

Rodziła się przy wielkim sprzeciwie. Ale w nocy 3 maja Warszawa bawiła się i tańczyła. Dzieło się dokonało [Stanisław August Poniatowski] znał wszystkie słabe strony swojej sytuacji i wszystkie grożące państwu niebezpieczeństwa. Ale na pewno ogromną satysfakcję sprawiła mu broszura księdza Kołłątaja: „Co się też dzieje z nieszczęśliwą ojczyzną naszą?”. Jest to mocne propagandowe przygotowanie do zapowiadanej bliskiej współpracy patriotów z królem. Nie o komplementowanie tu idzie, ale o obronę polityczną. To nie król powtarza swoje argumenty, to on, Kołłątaj, mąż stanu i publicysta, który wie i rozumie. Padają wreszcie słowa prawdy. „Ile razy król wyciągał ręce do narodu, tyle razy jego adwersarze łączyli się z Moskwą przeciw niemu”. Od konfederacji radomskiej – aż po gwałty Repnina. Mimo to udało mu się w roku 1776 zredukować władzę hetmanów. (Nie wybaczą mu tego). Bolejecie nad oczywistą zależnością Rady Nieustającej? „Król tyle tylko musiał ulegać Moskwie, ile go zuchwałość magnatów do tego przymuszała”. (To wszystko mówi nie kto inny, lecz ksiądz Hugo Kołłątaj. Warto sobie to zapamiętać i przypomnieć, kiedy on o własnych słowach zapomni). 4 GRUDNIA, GODZINA CZWARTA. Ważna chwila: Potocki spotyka się po raz pierwszy z królem. Nastąpiły dalsze spotkania – marszałek uznał je za swój sukces.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Grill, kasztany, juwenalia

Maj w rodzimej popkulturce Maj oznacza dziś początek sezonu na grilla. Zazwyczaj słodko odpuszczamy sobie pochody (1 maja), capstrzyki (3 maja) i parady z przytupem (8 maja). Mniej zadęcia, więcej zdrowia. Niech no tylko słoneczko przygrzeje, a już startuje grill nasz powszedni. Do niedawna polegał na zaparkowaniu samochodu nad wodą, włączeniu dis­co polo na całą epę, smażeniu kiełbasek na patyku i popijaniu piwa z puszki. A przecież w temacie „grill” notujemy ogromny postęp. Markety oferują zamykane ruszty do smażenia ryb, patelnie do befsztyków, a nawet siatki do grillowania owoców morza. Nowszą modą są rożny, a na działkę – gliniane wędzarnie. Model bawarski: kiełbasa, kaszanka, keczup i piwo, to już historia. Teraz smaży się sery owcze, kozie, camemberty i halloumi, panierowane cukinie i banany, o homarze czy languś­cie nie wspominając. Grilluje się wszędzie. W obejściach wiejskich to najczęściej kawałek sadu wyłożony w tym celu kostką Bauma. Na blokowiskach do grillowania służą balkony, w centrach miast – większe place. Jak komuś trudniej wyrwać się z roboty, grillowane mięsko dowiozą food trucki, swojsko zwane gastrowozami i gastrobusami. Nazwy własne znane ze słyszenia: Beef Brothers, Natural Born Grillers, Los Plackos. Jak miasto organizuje jeden

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

PiS obawia się już każdych wyborów

Sytuacja polityczna dla lewicy jest nadal niekorzystna, a nawet się pogorszyła Prof. Jacek Raciborski – kierownik Zakładu Socjologii Polityki Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Ostatnio wydał książkę „Państwo w praktyce. Style działania”. Co się stało, że polska lewica jest tak nieważna? I to przez tyle lat. Z wciąż istniejących to formacja najdłużej odsunięta od władzy. – Trzeba to analizować na kilku poziomach. Po pierwsze, zmieniła się w Polsce główna linia podziału strukturalizująca politykę. Wbrew pozorom tzw. podział postkomunistyczny był korzystny dla lewicy. Bo była ona stroną wyrazistą. Ten podział załamał się na początku obecnego stulecia. Wybory 2001 r. były jego ostatnim akordem. W to miejsce ok. 2004-2005 r. zaczął się kształtować jako dominujący inny podział, wtedy nazwany Polska liberalna kontra Polska solidarna. To zepchnęło SLD poza główny nurt. Dlaczego liderzy SLD dali sobie wyjąć z rąk wygodny podział i zostali odepchnięci na bok? – To trudne do zwięzłego objaśnienia. W SLD nie odczytano nowych tendencji, także europejskich – że w centrum uwagi znalazły się kwestie ludzi wykluczanych: materialnie, kulturowo. W SLD tego nie zauważono? – Z różnych powodów Sojusz był bardzo niespójny programowo i nie prowadził lewicowej polityki,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Nie mieści się w głowie

Wielkanoc – odwiedzam mały cmentarz przy niewielkim mieście. Zawsze zadziwia mnie, jak żyją te wiejskie i małomiasteczkowe cmentarze, nie tylko w czasie świąt płoną tam znicze i są świeże kwiaty. Miejski cmentarz zdaje się przy takim prowincjonalnym opuszczony i martwy. To nie tylko żywa pamięć, ale i obawa, co ludzie powiedzą. W małym mieście wszyscy znają żywych i martwych. I nikt nie chce być gorszy w trosce o groby. Trwa wyścig w demonstracji pamięci. Tak czasami małość służy wielkości. W rodzinnym domu mojej żony czarno-białe ślubne fotografie jej dziadków, pradziadków. W pociemniałych drewnianych ramkach. Pomyśleć, że tylko tyle zostaje po ludziach. Potem już w swoim domu wkładałem nasze kolorowe ślubne zdjęcie w ramki. Jakbym wchodził w ślady wydeptane w topniejącym śniegu. Po pisarzu zostają wiersze, książki, ale one też żyją chwilę. Za mojego życia w niebyt odeszły trzy generacje pisarzy. Musimy zapominać, by zrobić miejsce na to, co nowe; rozpadają się przedmioty, by ustąpić miejsca nowym. W domu w lesie wielkanocne spotkanie. Są trzy generacje, czwarta biega na czworakach. Jak zawsze przy takim rodzinnym spotkaniu uderza mnie, jaki jest postęp w kolejnych pokoleniach, w urodzie, inteligencji… Unikaliśmy tematu politycznego, za smacznie było, ale podstępnym pytaniem ustalam, że teść, jedyny wśród

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Specjalny kierowca

Rzecznik prasowy biblioteki w Poznaniu to niekwestionowany mistrz świata. Jako dziennikarz usunięty przez polityczną blokekipę z radia jest nie tylko rzecznikiem mającym wieloletnie kontakty w środowisku kulturalnym Poznania, ale też inteligentnym facetem. I wszyscy go lubią. Kiedy zatem jechałam na konferencję „Kultura czytania”, poumawiał mnie do 150 telewizji, 200 radyj i 78 portali. Albowiem nikt jeszcze nie odmówił niczego rzecznikowi prasowemu biblioteki w Poznaniu. Mężczyzna ten wyznaczył całą trasę, podał numery telefonów do dziennikarzy i zapewnił, że nad wszystkim będzie czuwał specjalny kierowca. I rzeczywiście: kiedy spóźniony o kwadrans pociąg dotelepał się na peron, lekko przemoczony i porządnie zmarznięty kierowca z czerwonym koniuszkiem nosa czekał na stacji. W ręku gniótł małą reklamówkę. Znienacka chwycił mnie pod ramię i szybko wyprowadził na zewnątrz. Lało, godzina była wczesna i poranne korki jeszcze się nie rozładowały. Cieplutka skoda pruła miękko powietrze, w środku pachniało delikatnie czymś przyjemnym i po chwili rozsiadłam się wygodnie. A pan kierowca zaczął opowiadać. Rozpoczął od dworku pod Poznaniem. Dworek ten należał w przeszłości do hrabiego, który strzelił sobie w łeb z armatki. W końcu był nie byle kim i pomysł na śmierć też chciał mieć ekscentryczny. Zresztą dobrze myślał – armatka stała się słynna.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Temida czeka na swój czas

10 lat od śmierci Barbary Blidy 25 kwietnia 2007 r. o szóstej rano funkcjonariusze ABW weszli do domu Barbary Blidy. Mimo że sprawę śmierci byłej minister i posłanki badały i prokuratura, i sejmowa komisja śledcza, że ukazały się setki artykułów, wciąż nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Wiemy, jak aparat władzy osaczał Blidę, jak montowano zespół prokuratorów, który miał zbierać przeciwko niej dowody, jakie były naciski w tej sprawie. Nie wiemy natomiast, jak doszło do jej śmierci. I co naprawdę zdarzyło się tego ranka w domu Blidów. Powiedziała do mnie: „strzeliła” Sporo na ten temat mówi Katarzyna Korzekwa, siostra Barbary Blidy, mieszkająca w tym samym domu piętro wyżej. Oto fragmenty jej wywiadu sprzed roku, dla portalu Fakt24: „To była szósta rano, byłam w sypialni na górze, a siostra u siebie na dole. Usłyszałam hałas, zbiegłam na dół, ktoś krzyczał »proszę pogotowie«. Myślałam, że to do szwagra, bo on był po zawale. Byłam boso. W piżamie zbiegłam na dół, a tam drzwi pootwierane, nikt mnie nie zatrzymywał. Zobaczyłam szwagra. Pytam go, co się stało, ale on nie umiał wydusić słowa. Usłyszałam tylko, że w tej komórce ktoś robi sztuczne oddychanie i odlicza. A tych dwóch panów i ta pani ubek

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pasja według Kościoła: życie erotyczne rodaków

Gdy Polak wchodzi do łóżka, to seks zaczyna iść w swoją stronę, a wiara w swoją Zbigniew Izdebski – seksuolog i pedagog, profesor nauk humanistycznych, autor fundamentalnego, prowadzonego od 1997 r. badania „Seksualność Polaków”, którego piąta edycja ukazała się w tym roku. Czy zachowania seksualne Polaków zależą od tego, jak mocna jest ich wiara katolicka? – Wyniki badań pokazują, że religia ma wpływ na podejście do seksu przede wszystkim w przypadku osób głęboko wierzących oraz systematycznie praktykujących. Wpływ religii jest także bardziej widoczny u kobiet niż u mężczyzn. Osoby, które deklarują, że są wierzące, ale niezbyt systematycznie uczestniczą w praktykach religijnych, szczególnie nie różnią się w zachowaniach seksualnych od osób niewierzących. Jednak nawet wśród respondentów głęboko wierzących i systematycznie praktykujących coraz bardziej spada przywiązanie do tradycji religijnych w sferze seksualności. Czyli to raczej nieliczna grupa – bo w Polsce ludzi głęboko wierzących i zarazem systematycznie praktykujących chyba nie ma wielu? – Na podstawie badań można szacować, że to średnio jakieś 8% Polaków, najwięcej w województwach wschodnich. Ale silny związek z religią charakteryzuje nie tylko ludzi starszych, jak niekiedy się uważa. Wśród młodych też są osoby głęboko wierzące i systematycznie praktykujące, które podporządkowały życie seksualne nakazom Kościoła. Proszę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Spis treści

Spis treści nr 17-18/2017

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W najnowszym (17-18/2017) numerze Przeglądu polecamy

W poniedziałek, 25 kwietnia, w kioskach kolejny numer (17-18) tygodnika PRZEGLĄD. Polecamy w nim: TEMAT Z OKŁADKI Akcja „Wisła” – banderowcy mordowali, Polacy wysiedlali Gdyby nie zbrodnicza działalność OUN-UPA, nie byłoby operacji „Wisła”. Masowe przesiedlenia były konieczne do zlikwidowania ukraińskiego nacjonalizmu. Decyzję o tym podjęto na specjalnym posiedzeniu Biura Politycznego PPR, a przeprowadzenie tej operacji przesiedleńczej stanowiło wyższą konieczność. Operacja „Wisła” nie była czystką etniczną. Historyk Jacek E. Wilczur napisał: „Walki poszczególnych grup banderowskich z Wojskiem Polskim trwały aż do września 1949 r., kiedy to oddziały nacjonalistów ukraińskich zostały rozbite, a niedobitki rozwiązane. Znając charakter, zawziętość i fanatyzm nacjonalistów ukraińskich, gdyby pozostali oni na ziemiach południowo-wschodniej Polski, zgotowaliby nam w sprzyjających warunkach lat 90. nowe Kosowo”. Potępienie przesiedleń przez polskie władze możemy uznać za ostatni rozdział przeprowadzonej 70 lat temu operacji. Obok stanowiska Senatu z 1990 r. ubolewanie z powodu przeprowadzenia akcji wyraził w 2002 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski. Także prezydent Lech Kaczyński w 2007 r. wydał wspólnie z prezydentem Ukrainy oświadczenie potępiające przesiedlenia z roku 1947. Do tej pory nie doczekaliśmy się natomiast reakcji drugiej strony w sprawie potępienia ludobójstwa na Polakach z lat 1943-1947 i ich wysiedlenia oraz ucieczki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pocztowcy walczą o przeżycie

Na dzień dobry listonosz dostaje dziś ok. 1850 zł brutto. Nie ma nowych chętnych, a jeśli są, to szybko odchodzą Tomek zaczął pracę w Poczcie Polskiej zaraz po skończeniu liceum, w roku 1999. Zarabiał 1000 zł brutto. Ludzi w jego wieku było w urzędzie niewielu. Przeważali starsi, po czterdziestce. Dla dużej ich części to był zawód rodzinny. Pracowali tu od pokoleń, czuli się mocno związani z instytucją. Po trzech latach nastąpiło pierwsze zauważalne tąpnięcie. Zaczęło brakować pracowników administracyjnych. Zlikwidowano stanowiska kierowników oddziałów i oddzielnych naczelników rejonowych. Wprowadzono też plany obudowane premiami. – Aby je otrzymać, listonosz musiał być „przedsiębiorczy”. Chodziło o sprzedaż: od kont bankowych i ubezpieczeń do pościeli i słodyczy. Zaczęła się niezdrowa konkurencja między pracownikami – wspomina Tomek. – Bardzo długo pracowałem na trzy czwarte etatu. Wyraźnie czułem, że byłem wykorzystywany. Pracowałem, jakbym miał etat, a często nawet półtora. Dwa lata temu odszedł z pracy. Zostały mu złe wspomnienia i przepuklina kręgosłupa. Atmosfera jest nieprzyjemna także dlatego, że – jak mówi Tomek – kierownictwo i naczelnicy często traktują urzędy jak prywatny folwark. Pracownicy mają poczucie, że nie są szanowani. Grozi się im zwolnieniem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.