Pasja według Kościoła: życie erotyczne rodaków

Pasja według Kościoła: życie erotyczne rodaków

Gdy Polak wchodzi do łóżka, to seks zaczyna iść w swoją stronę, a wiara w swoją

Zbigniew Izdebski – seksuolog i pedagog, profesor nauk humanistycznych, autor fundamentalnego, prowadzonego od 1997 r. badania „Seksualność Polaków”, którego piąta edycja ukazała się w tym roku.

Czy zachowania seksualne Polaków zależą od tego, jak mocna jest ich wiara katolicka?
– Wyniki badań pokazują, że religia ma wpływ na podejście do seksu przede wszystkim w przypadku osób głęboko wierzących oraz systematycznie praktykujących. Wpływ religii jest także bardziej widoczny u kobiet niż u mężczyzn. Osoby, które deklarują, że są wierzące, ale niezbyt systematycznie uczestniczą w praktykach religijnych, szczególnie nie różnią się w zachowaniach seksualnych od osób niewierzących. Jednak nawet wśród respondentów głęboko wierzących i systematycznie praktykujących coraz bardziej spada przywiązanie do tradycji religijnych w sferze seksualności.

Czyli to raczej nieliczna grupa – bo w Polsce ludzi głęboko wierzących i zarazem systematycznie praktykujących chyba nie ma wielu?
– Na podstawie badań można szacować, że to średnio jakieś 8% Polaków, najwięcej w województwach wschodnich. Ale silny związek z religią charakteryzuje nie tylko ludzi starszych, jak niekiedy się uważa. Wśród młodych też są osoby głęboko wierzące i systematycznie praktykujące, które podporządkowały życie seksualne nakazom Kościoła. Proszę spojrzeć na ugrupowania prawicowe, na różne organizacje zajmujące się „obroną życia”. Tam jest bardzo wielu młodych działaczy, w tym studentów. To gorliwi, głęboko zaangażowani obrońcy życia poczętego, przeciwnicy tabletki antykoncepcyjnej. Ci młodzi mężczyźni i młode kobiety reprezentują nadzwyczaj rygorystyczne poglądy dotyczące także sfery moralności seksualnej.

W jaki sposób religia katolicka i to, co mówią księża, może wpływać na życie seksualne tej grupy Polek i Polaków?
– Powiedziałbym, że w każdy możliwy sposób. Dotyczy to właściwie wszystkich zachowań seksualnych i poglądów z tej sfery. Późniejszy jest wiek ich inicjacji, mniejsza liczba doświadczeń seksualnych, mniej zdrad, bardziej negatywny stosunek do masturbacji oraz doświadczeń z nią związanych, rzadsze kontakty oralne i analne, mniej tolerancji dla osób homoseksualnych, znacznie częstsze odrzucanie antykoncepcji.

A czy własne życie seksualne oceniają oni jako udane?
– Często deklarują, że są zadowoleni ze swojego życia seksualnego – jednak analiza rozkładu odpowiedzi wskazuje, że głównie dlatego, że mają raczej niewielkie wymagania i oczekiwania wobec seksu, a przeżycia związane z orgazmem nie są dla nich zbyt istotne.

Mądrość ludowa mówi: „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”. Nie uważa pan, że ów deklarowany rygoryzm seksualny to zwykła hipokryzja – na co wskazywałaby duża liczba przypadków, gdy życie aktywistów i aktywistek prawicowo-katolickich zdecydowanie odbiega od reguł katolickiej moralności?
– Jacy są naprawdę, to często tylko oni wiedzą… Natomiast swój wizerunek społeczny i przekaz medialny konsekwentnie kształtują w duchu rygoryzmu czy wręcz bezwzględności moralnej, niedającej innym ludziom prawa dokonywania wyboru. Oczywiście częste są tu podwójne standardy moralne – żąda się od innych rygoryzmu, samemu żyjąc zupełnie inaczej. Część posłów i działaczy prawicowych jest po rozwodach, wchodzą w nowe układy osobiste, ujawniane są ich romanse i związki równoległe, mają oni jednocześnie dzieci i w małżeństwie, i poza nim. Tak się dzieje zarówno w dużych miastach, jak i w małych miejscowościach.

92% mieszkańców Polski uznaje się za osoby wierzące, ale niewielu żyje zgodnie z naukami Kościoła. 77% dopuszcza stosowanie środków antykoncepcyjnych, 74% – współżycie przed ślubem, 63% – rozwody, 27% – przerywanie ciąży, 9% – nie ma nic przeciwko temu, że osoba pozostająca w związku małżeńskim współżyje z kimś innym niż jej mąż czy żona. Co ciekawe, CBOS stwierdza: „Dane te w zasadzie nie różnią się, gdy badaną próbę ograniczymy wyłącznie do osób określających się mianem katolików”. Nie dziwi to pana?
– Rzeczywiście, nieraz można odnieść wrażenie, że gdy Polak wchodzi do łóżka (jeżeli to w ogóle łóżko), seks idzie w swoją stronę, a wiara w swoją. Coraz częściej zdarza się, że ludzie żyją ze sobą bez ślubu, mają dzieci, a jednocześnie uważają się za katolików, chodzą do kościoła, chrzczą te dzieci. Większe znaczenie dla naszych zachowań seksualnych mają różnice generacyjne niż względy religijne. Najnowszy raport „Seksualność Polaków 2017”, będący relacją z badań zrealizowanych przeze mnie i Polpharmę, pokazuje, że w grupie ludzi w wieku 30-49 lat 3% rozpoczynało współżycie seksualne na pierwszej randce. Natomiast wśród młodych (18-29 lat) na pierwszym spotkaniu współżyło już 6%. W tej samej grupie wiekowej tylko 1% odłożył współżycie do ślubu. W kraju powszechnie określanym jako katolicki.

Czyli to wynik odwrotnie proporcjonalny do nasilenia działań wychowawczo-religijnych, a też administracyjnych, mających kształtować życie seksualne Polaków w myśl wskazań Kościoła.
– W tej sferze oddziaływanie Kościoła w naszym kraju trudno uznać za skuteczne. Bardzo wyraźnie widać rozluźnienie rygorów religijnych i obyczajowych. Ale jest to również fiasko szkolnej edukacji seksualnej. Polski system wychowania religijnego, który zachęca do wstrzemięźliwości seksualnej, okazuje się mało skuteczny. Nowa podstawa programowa wychowania do życia w rodzinie skonstruowana dla szkół podstawowych także kładzie zdecydowany nacisk na edukację do abstynencji w sferze seksu. Nie dostrzega się w niej też alternatywnych form życia społecznego w stosunku do małżeństwa i tradycyjnie pojmowanej rodziny.

Czy to źle?
– Z całym szacunkiem dla wartości małżeństwa i rodziny mam wrażenie, że ci, którzy konstruowali ten program, nie dostrzegli, że jednak coś się zmienia w obyczajowości młodych Polaków. Rozumiem, że tu chodzi o myślenie życzeniowe typu: chcielibyśmy, żeby młodzi ludzie do ślubu nie współżyli, ale nasza rzeczywistość jest zupełnie inna, co pokazują i życie, i badania. Mam wrażenie, że od edukacji seksualnej powinniśmy dziś oczekiwać czegoś więcej niż tylko wychowania do wstrzemięźliwości.

Której jest pan przeciwnikiem…
– Nie o to chodzi. Oczywiście, że nie jestem przeciwnikiem wstrzemięźliwości seksualnej przed ślubem, rzecz w tym, by pozostawić prawo do wyboru – jeżeli ktoś taką koncepcję, z różnych względów, chce w życiu realizować, niech to robi. Zalecane jest to zresztą nie tylko w katolicyzmie, lecz np. także wśród świadków Jehowy. Niech to jednak będzie świadoma decyzja: ktoś tego chce, bo wie, jakie są plusy i minusy, dokonał przemyślanego wyboru. Życie pokazuje – i widzę to w pracy z pacjentami – że ci, którzy decydują się na współżycie seksualne przed ślubem, mają szansę lepiej się poznać.

A to takie ważne?
– Oczywiście. Nieraz ludzie długo ze sobą chodzą i idealizują swój związek, jednocześnie będąc w okresie dużego napięcia seksualnego. Gdy potem, w małżeństwie, podejmują współżycie, czasem okazuje się ono nie tak wspaniałe, jak oczekiwali. Pacjenci mówią, że pojawiają się trudności, nieudane stosunki, problemy z brakiem wzwodu czy przedwczesnym wytryskiem, lęki przed podejmowaniem współżycia, kłopoty z osiągnięciem orgazmu przez kobiety.

Czy wiara pomaga góry przenosić, także w seksie?
– Wydaje się, że raczej przeciwnie. Na pytanie: „Czy kiedykolwiek coś Pani (Panu) przeszkadzało w odbyciu stosunku seksualnego?”, 3% kobiet i 2% mężczyzn odpowiedziało, że „poczucie grzechu (winy)”. Ta grupa zmniejsza się z badania na badanie od 20 lat. Natomiast, dla porównania, 11% kobiet i 9% mężczyzn odpowiedziało, że w odbyciu stosunku przeszkadzała im nietrzeźwość partnera (partnerki). Moje pacjentki często wskazywały, że nie współżyją, bo mąż pije. Nowością jest zaś to, że coraz częściej mówią tak również pacjenci. Niektórzy mężczyźni twierdzą, że wprawdzie lubią, jak kobieta jest nieco podpita – ale między kobietą podpitą a pijaną jest ogromna różnica.

Czy dziś dla Polaków coś jeszcze w sferze seksu stanowi grzech, z którego należałoby się spowiadać?
– Spada liczba zachowań seksualnych uchodzących za grzeszne. Coraz mniej Polek i Polaków uważa za takie seks oralny, seks analny, masturbację. Te dwa pierwsze zachowania były zresztą częściej uznawane za coś niezbyt normalnego niż grzesznego i raczej się z nich nie spowiadano. Inaczej z masturbacją, nadal dość często traktowaną jako grzech. W okresie spowiedzi wielkanocnej co roku w gabinetach seksuologów pojawiają się osoby, które po tym, co usłyszały w konfesjonale, mają poczucie winy z powodu masturbacji. Ja nie poddaję jej ocenie moralnej, ale z seksuologicznego punktu widzenia może ona być czymś zdrowym dla kobiet i mężczyzn.

Czyli polski Kościół żywo zajmuje się kwestią masturbacji wśród wiernych?
– Zdarza się, że już katecheci opowiadają na lekcjach religii, jaki to straszny grzech. Z relacji pacjentów, zwłaszcza młodszych, wynika, że księża nieraz ich pytają podczas spowiedzi, czy się masturbują – i mocno drążą ten temat. Z drugiej strony młodzi ludzie sami niekiedy spowiadają się z masturbacji, uważając ją za coś grzesznego. Jedni księża wysłuchują, ale nie komentują. Drudzy wyraźnie zwracają im uwagę, żeby zrezygnowali z tej formy aktywności lub znacznie ją ograniczyli: dostaną rozgrzeszenie, ale spowiedź wiąże się z mocnym postanowieniem poprawy, więc niech przestaną to robić i nie ulegają prymitywnym popędom. Gdy takie słowa słyszy człowiek wierzący, o dużej wrażliwości, może je traktować poważnie. I później w moim gabinecie zjawiają się młodzi mężczyźni, przestraszeni, bo ksiądz im powiedział, że skoro nie mogą zrezygnować z masturbacji, to niczego w życiu nie osiągną, nie założą rodziny, brak im silnej woli, nie są prawdziwymi mężczyznami. A oni przechodzą akurat przez okres największego napięcia seksualnego w życiu i nie mogą przestać się masturbować. Rośnie więc u nich poczucie winy, spada poczucie własnej wartości, mają świadomość, że wciąż tkwią w grzechu. Księża i katecheci powinni chyba uzyskać większą wiedzę na temat dojrzewania psychoseksualnego chłopców oraz dziewcząt (bo w ostatnich latach wyraźnie przybywa Polek przyznających się do masturbacji).

Trochę może dziwić, że Kościół wykazuje tak duże zainteresowanie życiem erotycznym. Praktycznie każda czynność seksualna ma konotację religijną, na ogół negatywną.
– Mam wrażenie, jakby w przypadku niektórych księży była to obsesja. Podczas spowiedzi padają pytania, czy grzeszyłeś (grzeszyłaś) sam ze sobą, czy z kimś innym, czy masz spiralę (czego Kościół zakazuje), czy dochodziło do współżycia, a jeśli nie doszło, to do czego doszło, gdzie trzymałeś rękę, co z nim, z nią robiłeś itd. Niektórzy duchowni poświęcają mnóstwo czasu i uwagi seksualności wiernych, a przecież jest tyle ważnych obszarów, w których warto wzmacniać ludzi, pomagać im pokonywać trudności, budować dobre relacje. Gdybym oceniał stosunek Kościoła katolickiego do problemów związanych z seksualnością jedynie przez pryzmat Polski, miałbym wypaczony obraz. Na szczęście, choćby przy okazji podróży, np. na kongresy poświęcone HIV/AIDS, miałem szansę zobaczyć, jak działa Kościół katolicki w innych państwach – i mam poczucie, że potrafi on być miłosierny i kochający, a nie karzący.

Wydanie: 17-18/2017, 2017

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy