45/2021

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Polska przed sądem

Roszczenia wobec naszego kraju przekroczyły 67,5 mld zł i z pewnością wzrosną Milion euro dziennej kary za nierespektowanie decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Pół miliona euro, które każdego dnia Polska powinna przelewać na rachunek Komisji Europejskiej, za kontynuowanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Takie są najnowsze zobowiązania naszego kraju, wynikające z decyzji międzynarodowych trybunałów. A może być ich znacznie, znacznie więcej. Prokuratoria Generalna Rzeczypospolitej Polskiej w sprawozdaniu za rok 2020 podaje, że łączna wysokość roszczeń w prowadzonych przez nią sprawach sięgnęła kwoty 67,515 mln zł. Najwyższe, liczone w miliardach kwoty, pojawiają się w związku ze sprawami, które toczą się przed międzynarodowymi sądami arbitrażowymi. Nasz kraj ma w tym względzie spore doświadczenie. Byliśmy stroną w 30 tego rodzaju postępowaniach. Nie zawsze wygrywaliśmy. Zawsze płaciliśmy. Z odsetkami i w terminie. Choć to może się zmienić. Eureko zgarnia pulę Po raz pierwszy z wielkimi roszczeniami inwestorów wobec Polski zetknęliśmy się w roku 2002, gdy holenderska spółka Eureko B.V. złożyła pozew przeciw Polsce do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego w Londynie, zarzucając władzom uniemożliwienie dokończenia prywatyzacji PZU SA oraz naruszenie polsko-holenderskiej umowy o ochronie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Zyg, zyg, wojeneczka

Nie, nie, przecież nie jestem pacyfistą. Słabnie także moja wielodekadowa wierność idei „walki bez przemocy”, wiek nie pozwala tej niechęci wprowadzać w życie. Okazuje się, że oglądanie na okrągło sukcesów przemocy deprawuje jednak ewidentnie. Chyba nie żywię nadziei na szwajcaryzację Polski, na pełen demobil, peace and love, pokój i miłość, miecze na lemiesze, karabiny na kosiarki. Skąd więc taka awersja, wściekły dygot, kiedy słyszę mamrotanie zasypiających na zmianę Błaszczaka i Kaczyńskiego, którzy roją sny o zwielokrotnieniu polskiego wojska? Mimo pełnionych formalnie funkcji nie jest nawet tajemnicą poliszynela, że ich kompetencje co do roli, zadań, funkcji, skuteczności armii są mizerne. Albo jeszcze słabsze. Nie tylko dlatego, że się na tym nie znają (co właściwie jest komplementem – gdyby jeszcze mieli pojęcie, byliby naprawdę groźni). Kiedy słuchałem ich beznamiętnego, nużącego wywodu o zagrożeniu ze strony Rosji, braku wiary we wsparcie sojuszu NATO i mrzonek o budowaniu potęgi militarnej, która będzie miała moc „odstraszania”, to czułem się, jakbym wylądował w historycznej szafie z szynelami w naftalinie i ułańskimi czakami. Jedynym nawiązaniem do nowoczesnej formy wojny, prowadzonej przez wysoko zaawansowane lotnictwo, jest po prostu miara odlotu prezesa w tych deklaracjach. Jako ciekawą przyjmuję tezę Jacka Żakowskiego (choć nie wiem, czy nie jest ona

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Jak migracja stała się wojną

Więcej murów na świecie buduje się, by powstrzymać migrację, niż z powodu zagrożenia militarnego, terroryzmu czy przemytu 19 września 2021 r. polskie służby graniczne znalazły ciała trzech osób, obywateli Iraku, zmarłych najprawdopodobniej w wyniku wychłodzenia organizmu. Przedstawiciele polskich i białoruskich służb oskarżają się nawzajem o eskalowanie konfliktu, więc z każdym kolejnym podobnym doniesieniem pojawiały się też sprzeczne wersje. Czy np. 16-latek z Iraku, którego z rodziną wywieziono z Polski na drugą stronę granicy, zmarł po polskiej czy białoruskiej stronie? Wiadomo na pewno, że do końca października gra w wypychanie uchodźców i ofiar przemytu ludzi kosztowała życie sześciu osób. Puszcza Białowieska jest gęsta, dzika i potrafi połknąć człowieka nawet w czasie letniego turystycznego spaceru. Dla pozbawionych pomocy, poruszających się w zimne noce i nieznających europejskiej przyrody ani klimatu przybyszów z Syrii, Iraku czy Konga może być śmiertelną pułapką. Teksas, Ceuta… W marcu br. 19-letnia dziewczyna z Gwatemali w ósmym miesiącu ciąży próbowała wspiąć się na sześciometrowy fragment muru granicznego między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem w pobliżu miasta El Paso w Teksasie. Tam ją i jej partnera zostawili przemytnicy, przekonując, że mur to ostatnia przeszkoda, którą mają pokonać samodzielnie. Kobieta spadła i na skutek koszmarnych obrażeń wewnętrznych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Ptasia biżuteria

Uprawnienia do obrączkowania ptaków ma mniej niż 300 osób w Polsce Na początku września spędzałem rodzinny urlop na Wyspie Sobieszewskiej. O świcie uciekałem na wagary i podglądałem ptaki. Przy tej okazji udało mi się spisać kilka znaczników ornitologicznych – obrączek i flag. Jakże się ucieszyłem, gdy trzy tygodnie później znalazłem w internecie zdjęcie łęczaka, którego spisałem. Radość trwała krótko, pod fotografią masa komentarzy, w których obrączkarze są nazywani sadystami i mordercami. Wszelkie próby wyjaśnień kwitowane są falą wyzwisk, bez próby zrozumienia, po co ptakom zakłada się „biżuterię”, jak slangowo nazywamy obrączki. Słowem, typowe polskie piekiełko. Początki obrączkowania Dawniej wierzono, że ptaki na zimę zapadają się na dno zbiorników wodnych i tam śpią do wiosny. Ślad tych wierzeń znajdziemy w „Balladynie” Juliusza Słowackiego. Tak też to wyjaśnił Olaus Magnus, XVI-wieczny arcybiskup Uppsali. Przy okazji podbojów kolonialnych europejskie mocarstwa dokonały odkryć geograficznych i przyrodniczych. Wówczas zrozumiano także, gdzie ptaki zimują, ale ciągle niewiele było wiadomo o trasach ich przelotów, a naukowe obalenie biskupiego sądu nastąpiło dopiero po 200 latach, co anegdotycznie opisał Stanisław Łubieński w książce „Dwanaście srok za ogon”. W 1899 r. duński nauczyciel Hans Mortensen wpadł na pomysł założenia obrączek szpakom. Zaobrączkował

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Czarne prawa w Czarnym Dunajcu

Górale lubią o sobie mówić, że są bardzo honorowi. Ale w Czarnym Dunajcu nie dają tego dowodów. Pokornie znoszą, jak proboszcz parafii pw. Przenajświętszej Trójcy poniewiera Józefem Czają prowadzącym na małą, lokalną skalę usługi pogrzebowe. Ks. Krzysztofowi Kocotowi tak zawadza rencista ze sparaliżowaną ręką i problemami z chodzeniem, że od 2007 r. robi wszystko, by go wyeliminować. Ma układ z konkurencją pogrzebową. I wprost powiedział góralom, że jak ktoś będzie korzystał z usług Czai, to pogrzeby będą bez miejscowych księży. I co? Górale tylko coś tam mruczą. Pod nosem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Fałsz na talerzu

Od oliwy z oliwek po miód – Europa ma problem z podróbkami żywności Zbyt słodko w kuchni też być nie może. A nieraz produkt, po który sięgamy, zawiera więcej cukru, niż się spodziewaliśmy. To wbrew pozorom nie jest opis pomyłek w codziennych zakupach, ale rzeczywistość na wielu europejskich stołach, gdzie ważną rolę odgrywa miód. Aż 40% tej substancji zjadanej w Unii Europejskiej pochodzi od producentów spoza Starego Kontynentu. A w tej grupie przodują Chiny. Ile dokładnie miodu z Państwa Środka pojawia się w Europie, nie da się oszacować. Przede wszystkim dlatego, że coraz trudniej jednoznacznie stwierdzić, ile w miodzie jest samego miodu. Europejscy producenci narzekają, że chiński miód jest słabej jakości, bo pełno w nim chemicznych polepszaczy, a żeby je ukryć i poprawić smak, azjatyccy producenci masowo wręcz dodają do miodu syrop cukrowy. Działanie to jest sprzeczne z unijnymi standardami żywnościowymi, lecz syrop w miodzie bardzo trudno wykryć. Dlatego Chiny, które wytwarzają go najwięcej na świecie, zalewają Europę tanimi podróbkami i specjalnych konsekwencji nie ponoszą. Unia wprawdzie obiecuje, że podejmie rękawicę, uszczelni kontrole jakościowe i poprawi schematy na etykietach (w tej chwili nie jest na nich wymagany kraj pochodzenia, a jedynie stwierdzenie, czy miód wyprodukowano w kraju członkowskim, czy poza Wspólnotą), ale wielu pszczelarzy jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Światło i mrok

Chyba już po raz czwarty czytam „Dzienniki czasu wojny” Zofii Nałkowskiej, z takim zainteresowaniem, jakbym je czytał po raz pierwszy. Pisarka notowała swoje życie od wczesnej młodości do śmierci, ale lata wojny są chyba najciekawsze. Ten dziennik byłby jeszcze lepszy, gdyby się nie bała, że wpadnie on w ręce gestapo. Dlatego pomijała wiele tematów. Ale znakomicie opisuje Wrzesień ‘39, tułaczkę po Polsce; natomiast gdy jest już w Warszawie, unika opisów terroru hitlerowskiego, skupia się na wątku życia codziennego, prowadzi sklepik z papierosami. Wiele też pisze o życiu uczuciowym. Tylko sugeruje, ale my się domyślamy, że te dzieci o wielkich, czarnych, głodnych oczach, które dokarmia na klatce schodowej, to dzieci z getta. Zrozumiałe, że nie pisze o sprawach konspiracyjnych, a uczestniczy w takich spotkaniach. Trafiam na myśl, którą już znałem, świetna: „Rzeczywistość jest do wytrzymania, gdyż nie cała dana jest w doświadczeniu, nie cała jest widzialna. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń…”. Te słowa dotyczyły dni okupacji, ale dotyczą też życia w ogóle. W tej części „wrześniowej” dziennika czuje, ale było to poczucie powszechne, ból totalnej klęski i zdrady przywódców kraju. Ich ucieczki z Polski. Dawny porządek został zdruzgotany i skompromitował się ten cały nacjonalizm, potrząsanie szabelką. Polska przed rokiem ‘39 zmierzała w stronę faszyzmu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Od łajzy do łajzy

Rycho Czarnecki, prawie prezes siatkarzy, i Dominik Tarczyński, prawie egzorcysta, mają konkurenta. Dojna zmiana ufundowała sobie nową podpórkę. Choć Łukasz Mejza w polityce jest między wagą muszą a piórkową, to medialnie jest tak rozgrzany jak wulkan na La Palmie. Zrobienie go wiceministrem sportu to pokazanie fucka wszystkim, którzy ciężko trenują. Dostali ministra, który chwali się, że Radosława Sikorskiego (58 lat) pokona na ringu, mając prawą rękę związaną za plecami. Coś w stylu Tarczyńskiego, który chciał bić Lecha Wałęsę. Na bredzenie Mejzy szybko zareagowali internauci. Najdelikatniejsze określnie – łajza.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.