Fałsz na talerzu

Fałsz na talerzu

Bottle pouring virgin olive oil in a bowl close up

Od oliwy z oliwek po miód – Europa ma problem z podróbkami żywności Zbyt słodko w kuchni też być nie może. A nieraz produkt, po który sięgamy, zawiera więcej cukru, niż się spodziewaliśmy. To wbrew pozorom nie jest opis pomyłek w codziennych zakupach, ale rzeczywistość na wielu europejskich stołach, gdzie ważną rolę odgrywa miód. Aż 40% tej substancji zjadanej w Unii Europejskiej pochodzi od producentów spoza Starego Kontynentu. A w tej grupie przodują Chiny. Ile dokładnie miodu z Państwa Środka pojawia się w Europie, nie da się oszacować. Przede wszystkim dlatego, że coraz trudniej jednoznacznie stwierdzić, ile w miodzie jest samego miodu. Europejscy producenci narzekają, że chiński miód jest słabej jakości, bo pełno w nim chemicznych polepszaczy, a żeby je ukryć i poprawić smak, azjatyccy producenci masowo wręcz dodają do miodu syrop cukrowy. Działanie to jest sprzeczne z unijnymi standardami żywnościowymi, lecz syrop w miodzie bardzo trudno wykryć. Dlatego Chiny, które wytwarzają go najwięcej na świecie, zalewają Europę tanimi podróbkami i specjalnych konsekwencji nie ponoszą. Unia wprawdzie obiecuje, że podejmie rękawicę, uszczelni kontrole jakościowe i poprawi schematy na etykietach (w tej chwili nie jest na nich wymagany kraj pochodzenia, a jedynie stwierdzenie, czy miód wyprodukowano w kraju członkowskim, czy poza Wspólnotą), ale wielu pszczelarzy jest wobec tych deklaracji mocno sceptycznych. Również dlatego, że do europejskich kuchni na masową skalę trafia nie tylko podrabiany miód. Absolutnym liderem tej klasyfikacji jest oliwa z oliwek. Według szacunków Parlamentu Europejskiego z 2015 r. nawet dwie trzecie wszystkich butelek oliwy sprzedawanych na rynku unijnym może być sfałszowanych, a przynajmniej źle oznaczonych. Z oliwą sprawa jest bowiem bardziej złożona niż z miodem. W tym drugim przypadku dochodzi do ewidentnego oszustwa jakościowego, które łamie europejskie normy, a przez to prawo. Podrabiana oliwa nadal jest oliwą – tylko najczęściej wprowadza w błąd samego klienta. Ulubioną strategią fałszerzy jest eksportowanie oliwy hiszpańskiej jako produktu włoskiego. Oliwa z Półwyspu Apenińskiego cieszy się znacznie większym prestiżem i popularnością, można też za nią dostać wyższą cenę od hurtownika czy sieci hipermarketów. Dodatkowo często dochodzi do podmian gatunkowych. Klienci polują na oliwę extra vergine/virgin, tymczasem nawet w butelkach oznaczonych w ten sposób nierzadko znajduje się oliwa lampante – znacznie gorszej jakości, pozbawiona właściwie walorów odżywczych. Wreszcie fałszerze coraz lepiej rozpoznają potrzeby rynku. Na swoich etykietach dopisują takie słowa jak organiczne, oryginalne, tradycyjne, licząc na przykucie uwagi hipsterów i wielkomiejskich konsumentów. Co zresztą bardzo często się udaje, bo wartość całego sektora podrabianej oliwy z oliwek szacuje się na przeszło miliard euro. Kto na podróbkach zarabia najwięcej? Niestety, produkcja żywności jest coraz bardziej skryminalizowana. W Europie przodują w tym stare syndykaty przestępcze, które z powodu dywersyfikacji ich przychodów i coraz większego zaangażowania w przetwórstwo spożywcze nazywa się już nierzadko agromafiami. Prym wiedzie kalabryjska n’drangheta, która do produkcji żywności coraz częściej wykorzystuje migrantów. Na południu Włoch podrabianie jedzenia łączy się ze współczesnym niewolnictwem. Migranci są często wabieni przez pośredników obietnicami legalnego pobytu i zarobku na terenie Unii Europejskiej, po czym są przechwytywani na miejscu, namawiani do ucieczki z centrów relokacyjnych i przerzucani na kontrolowane przez mafię farmy i plantacje. To zresztą realia nie tylko południa Włoch, ale też Hiszpanii, Portugalii, a według niektórych ekspertów nawet Wysp Kanaryjskich. Lista produktów, które trafiają do konsumentów w podrabianych formach, jest bardzo długa. Równie trudna jak z fałszywkami miodu jest walka z podróbkami wina, trafiającymi do Europy z Chin, Turcji, Bliskiego Wschodu i innych krajów azjatyckich. Unia sama sobie utrudnia zadanie, bo na etykietach każe producentom oznaczać tylko kraj butelkowania. Niejednokrotnie więc fałszywy, słabszej jakości koncentrat ląduje gdzieś w Europie, jest potem rozrabiany, farbowany czy aromatyzowany, rozlewany do butelek z modnie wyglądającym włoskim czy hiszpańskim wzorkiem i wysyłany w głąb kontynentu. W takiej formie często nie do wykrycia. Podobnie jest z serami, do których dodaje się olej palmowy. Najczęściej ofiarą tego typu procesów pada szwajcarski emmental, tamtejsza federacja producentów nabiału szacuje, że nawet co dziesiąte opakowanie sera sprzedawane na świecie może być skażone olejem palmowym. Są rynki,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 45/2021

Kategorie: Świat