Rozmowa z Michałem Zadarą, reżyserem Jeśli nic się nie zmieni, to za jakiś czas tylko bogaci będą zasiadać na widowni teatrów – Wprowadził pan na scenę teatru Lecha Wałęsę – w sztuce „Wałęsa, historia wesoła, a ogromnie przez to smutna” – a ostatnio Edwarda Gierka w operze „Oresteia”. Kto będzie następny? – Dobre pytanie. Ale to nie jest tak, że chcieliśmy, czy chciałem o Gierku opowiedzieć i szukałem tylko okazji, np. takiej sztuki teatralnej, do której ten polityk jakoś pasuje. Było całkiem odwrotnie. Doszliśmy do Gierka poprzez Ajschylosa i „Oresteję”. To klasyczny, mitologiczny, niemal religijny tekst o powstawaniu pewnego społeczeństwa i przechodzeniu przez różne fazy rozwoju, od szalonej brutalności wojny, poprzez bardzo silne i równie okrutne dążenia do rozliczeń w drugim pokoleniu, po „grubą kreskę” w pokoleniu trzecim, zaprzestanie mordowania się nawzajem, wezwanie do budowy społeczeństwa i dobrobytu. U Ajschylosa na tym ostatnim etapie następuje interwencja boska Ateny. Kiedy więc zastanawialiśmy się, jak tę historię uczciwie opowiedzieć, aby była zrozumiała dla każdego widza, by było wiadomo, o co tutaj chodzi i jakie idee są negocjowane, okazało się, że tamta antyczna opowieść nakłada się niemal jeden do jednego na najnowszą historię Polski. Nie trzeba było niczego specjalnie naciągać, może tylko przesunąć niektóre akcenty. Gierek jest u nas ekwiwalentem Ateny – tym bogiem, który przewartościowuje dyskurs polityczny, uczy myśleć przyszłością, a nie przeszłością. To jego czas zdefiniował estetykę myślenia politycznego dla współczesnej Polski. To on pokazał nowe cele, które ludzie poparli i podchwycili. I tkwią w nich do dziś – ale to nie znaczy, że ja chwalę Gierka. – Gierek pytał: „Pomożecie?”. I czekał na poparcie. W wersji operowej jest pewniejszy siebie, mówi: „Damy radę!”. – My przecież nie piszemy książki historycznej, tylko opowiadamy pewną historię. Dziwi mnie trochę, że posłużenie się taką postacią uznano za prowokację. – Naruszył pan tabu, podeptał poprawność polityczną. – To tabu było nieuświadomione. Posługując się „Oresteją”, pokazaliśmy spór między rozliczeniami a modernizacją, a w PRL modernizację zapoczątkował akurat Edward Gierek. I powtarzam: nie twierdzę, że to było dobre czy złe, czy że program Gierka był bez sensu. Obecna partia rządząca ma podobne priorytety, stawia na drogi i na sport. I jedni, i drudzy zadłużali kraj w imię rozwoju gospodarki. Jeśli coś tutaj jest prowokacyjne, to sugestia, że obecna modernizacja ma źródła w ideologii realnego socjalizmu z „dekady przyśpieszonego rozwoju”. KRRiTV jak granice – W jednym z wywiadów stawia pan pytanie, czy poglądy są dziś nieważne i liczy się już tylko dobrobyt. I jaka jest odpowiedź? – Obecny system jest zbudowany na dążeniu do bogactwa i dobrobytu, co można nazwać brakiem wartości i brakiem ideologii. Jesteśmy w czasie posthistorycznym i postideologicznym, ale wartości się co jakiś czas przewartościowują, a ideologia w końcu zawsze wraca. Gierek też miał na wiecach duże poparcie i chyba nie był świadomy, że za kilka lat przyjdą znów strajki i wywrócą ten jego porządek. Zastanawialiśmy się, czy nie pokazać jako puenty do „Orestei” przemówienia telewizyjnego Jaruzelskiego inaugurującego stan wojenny. Ale zrezygnowaliśmy, aby zostawić pewną myśl do dopełnienia przez samych widzów, nie wciskać gotowej odpowiedzi, nie komunikować morału. Lepiej, aby spektakl był niekompletny, a widz stawał się dzięki temu jego współproducentem. – Widać, że studiował pan nauki polityczne także po tym, że w polemice z wypowiedzią prof. Leszka Balcerowicza na Kongresie Kultury posługuje się pan wprawnie cytatem z konstytucji. Jak często czyta pan tekst ustawy zasadniczej? – Czytam co jakiś czas i stwierdzam, że minusem w stosunku do konstytucji innych krajów jest długość dokumentu i nadmierna szczegółowość. Nasza konstytucja zamiast być prosta i zwięzła, ustanawia nie tylko granice państwa polskiego, ale nawet istnienie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. W takiej sytuacji trudno wprowadzać jakieś reformy. Jeśli granice geograficzne są tak samo ważne jak KRRiTV, to reforma tej rady jest tak samo trudna jak przesunięcie granic państwa. To nie jest dobra sytuacja. – Wyciąga pan z konstytucji zdanie mówiące o tym, że państwo dlatego ma stworzyć „warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury”, ponieważ jest ona „źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju”. Widzi pan jakieś zagrożenia? – Sfera wykluczenia
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









