Zabij mnie, glino!

Zabij mnie, glino!

Coraz więcej desperatów szuka śmierci z rąk policjantów „Policjancie, taki był plan. Przepraszam, że wciągnąłem cię do tego. Po prostu musiałem umrzeć. Proszę, wyślij moje listy. Pamiętaj, proszę, że ja to uczyniłem. Ty nie mogłeś o niczym wiedzieć”. Taki dramatyczny list pozostawił na siedzeniu swego samochodu 19-letni student Moshe Pergament z Rochester w stanie Nowy Jork. Pismo zaadresowane było: „Do policjanta, który mnie zastrzelił”. Kiedy funkcjonariusze czytali list, chłopak już nie żył. Moshe był dobrym, spokojnym uczniem Nassau Community College, ulubieńcem dziewcząt, sportowcem popularnym wśród kolegów. Przegrał jednak 6 tys. dol. w gry hazardowe i nie miał pieniędzy na spłacenie długu. Postanowił więc rozstać się z życiem. Kupił srebrny rewolwer-zabawkę, który kosztował 1,75 dol., ale wyglądał jak prawdziwy. W deszczową listopadową noc 1997 r. jeździł zygzakiem swą nową hondą accord na drodze Long Island Expressway, czekając, aż zatrzymają go stróże prawa. Po 40 minutach ujrzał światła policyjnego samochodu. Z plastikową zabawką w ręku wyszedł na spotkanie śmierci. Funkcjonariusz Thomas Pollack kilkakrotnie wzywał młodego desperata, aby rzucił broń – daremnie. Na miejsce przybył inny policjant, Anthony Sica, i student zaczął iść w jego stronę. Funkcjonariusz niemal błagał go,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 49/2002

Kategorie: Świat