W Wietnamie hodowla węży to sprawa strategiczna niczym produkcja nowego rodzaju broni Quang Vu ma dłonie i przedramiona poznaczone małymi bliznami. To ślady po ukąszeniach żmij i jadowitych węży, które od lat łowi i hoduje. Żmijowa farma na przedmieściu Hanoi nie wygląda imponująco. W podwórku okazałego domu, w drucianych terrariach drzemią jadowite węże. Jest ich kilkanaście. Quang Vu drewnianym prętem zakończonym metalowym hakiem wyciąga półtorametrowego węża. Szybkim ruchem łapie go za ogon. Gad syczy i, unosząc głowę, próbuje ukąsić poskromiciela potrząsającego nim, by uniemożliwić atak. Nam też daje potrzymać daboje, bo tak się wąż nazywa. Jest jednym z najbardziej niebezpiecznych w Azji. Gad, mimo że niedługi, jest dość ciężki i już po chwili ręka mdleje, a łeb rozdrażnionego gada jest coraz bliżej. Po lekcji poskramiania węży gospodarz zaprasza nas na poczęstunek. Hodowlę odziedziczył po ojcu. Łowienie żmij w dżungli, ich hodowla i robienie wódki żmijówki to tradycje rodzinne. Na tej samej ulicy jest jeszcze kilka farm. Taka żmijowa ulica. Pokój na piętrze zastawiony jest słojami, które wypełnione są żmijami i jadowitymi wężami zalanymi alkoholem. W jednym są same łby kobr. Quang Vu małą chochelką napełnia szklanki. – Wódka z łbów kobr jest najdroższa i najlepsza – twierdzi. – Dobra na potencję i męską siłę. Mówiąc to, napręża dość wątłe muskuły. Wznosimy żmijowy toast. Żmijówka jest mocna, pachnie ziołami, którymi jest doprawiona. Żadnej „padliny” nie czuć. Kosztujemy też wódkę sporządzoną z krwi węży i żmij. Jest gęstszsza niczym mocne wino i bardzo ostra. Gospodarz przynosi małe butelki żmijówki z kobrami w środku, przygotowane na sprzedaż. Cena 7 dol. za gada utopionego w alkoholu nie wydaje się wysoka. Kobra w spirytusie Sądząc po dość bogatym domostwie, hodowla żmij to wprawdzie niebezpieczny, ale intratny fach. Quang był już kilkanaście razy pokąsany, ale zawsze zdążył zażyć surowicę. Przeważnie kończyło się na dużej gorączce, bólach głowy, a zwłaszcza drętwieniu ukąszonych miejsc. Częstuje nas pieczoną kobrą w sosie słodko-kwaśnym. W restauracji taka porcja kosztuje 100 tys. dongów (1 dol. – 14 tys. dongów). Kobra smakiem przypomina smażone ryby, też podawane w podobnych sosach. W smaku nic szczególnego, a i męskich sił jakoś nie przybywa. Może przez ten wilgotny upał. Wizytę u „żmijarza” kończymy degustacją wódki z zielonych żmij. Kilka dni później na drugim końcu Wietnamu, tuż pod Sajgonem odwiedzamy państwową farmę węży, zajmującą kilka hektarów ni to dżungli, ni to parku. Jest prowadzona przez wojskowych. W Wietnamie hodowla węży to sprawa strategiczna niczym produkcja nowego rodzaju broni. Podczas wojny z Amerykanami jadowite węże były skuteczniejsze niż najbardziej wymyślne zapadnie i pułapki. Dodatkowo sprowadzano je z Filipin i puszczano na terenach, gdzie byli lub mieli być Amerykanie. W długich, barakowatych budynkach rzędy drucianych klat z wężami i żmijami. Największe wrażenie robią olbrzymie pytony pozwijane w tłuste, kolorowe węzły. Oprowadzająca nas po farmie młoda dziewczyna, Tuyen, pozwala wyciągnąć leniwe cielsko i zrobić zdjęcia. Bierzemy jednego z największych. Waży kilkadziesiąt kilogramów i musimy go dźwigać we dwójkę. Jest mokry i ma śmierdzącą skórę. Należy go trzymać u nasady łba, by nie próbował gryźć. Trzymając go na ramionach, czuje się siłę i prężność ociężałych na pozór, ale potężnych zwojów. Czekamy na porę karmienia. Obok wejścia leżą powiązane w pęki żywe kaczki. Też biedne czekają. W czasie posiłku węży nie należy niepokoić otwieraniem klat. Mogłyby zamiast kaczki zaatakować intruza. Żywe, na wpół omdlałe ze strachu ptaki powoli nikną w rozszerzających się w nieskończoność paszczękach węży i żmij. Cicha, powolna i przerażająca śmierć. Połknięte ptaki powoli przesuwają się wewnątrz grubiejących cielsk. Węże i żmije karmi się raz w tygodniu. Mniejsze okazy myszami, szczurami i kurczakami. – Żmije dojone są raz w tygodniu – mówi Tuyen. – Z jadu na końskich farmach robi się surowicę. Koniom wstrzykuje się co siedem dni coraz większe dawki jadu. Surowicę otrzymuje się z osocza krwi koni. Koń krwiodawca









