Masakra afgańskich policjantów

Masakra afgańskich policjantów

Funkcjonariusze rządowych sił bezpieczeństwa giną w walce z talibami

Latem w Afganistanie ginęło ponad stu policjantów tygodniowo. Przeważnie umierali rozerwani bombami podłożonymi przez talibów lub w zamachach terrorystów samobójców. Wielu straciło życie z rąk kolegów. Inni padli ofiarą bandytów, przemytników i narkotykowych gangsterów. Tysiące stróżów prawa dezerteruje, niektórzy przyłączyli się do rebeliantów.
Ministerstwo Obrony w Kabulu przestało publikować comiesięczne informacje o stratach wśród żołnierzy wojsk rządowych, by w armii nie szerzył się strach. Za to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podało, że od marca do września zginęło 1792 afgańskich policjantów, dwa razy więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy zostało rannych.
Brytyjski generał Joseph Dunford stwierdził na łamach dziennika „The Guardian”, że siły rządowe potrafią walczyć. Dzielnie stawiły czoła czarnym turbanom, czyli talibom, w bitwie o Sangin, w południowej prowincji Helmand będącej matecznikiem rebelii. Potrzebują jednak pomocy logistycznej, wywiadowczej i przede wszystkim wsparcia z powietrza. Tak dotkliwych strat afgańska policja nie wytrzyma. Dlatego gen. Dunford uważa, że oddziały NATO będą musiały pozostać w Afganistanie znacznie dłużej, może nawet do 2018 r.

Wybijają się nawzajem

Plany zakładają, że wojska NATO wycofają się z Afganistanu do końca 2014 r. Po tej dacie pozostaną tylko wojskowi instruktorzy (zapewne od 8 do 14 tys.) oraz oddziały antyterrorystyczne, przede wszystkim ze Stanów Zjednoczonych. Ich liczebności jednak jeszcze nie ustalono.
W Afganistanie wciąż pełni służbę prawie 90 tys. żołnierzy Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) dowodzonych przez NATO. W czerwcu tego roku oficjalnie przekazały one odpowiedzialność za bezpieczeństwo kraju rządowej policji i armii afgańskiej, które łącznie liczą aż 350 tys. ludzi, w tym 157 tys. policjantów.
Koszty utrzymania tych potężnych sił ponoszą państwa zachodnie, przede wszystkim USA. Na skutek wysokich strat i dezercji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Kabulu musi rekrutować do 50 tys. nowych policjantów rocznie. Ich szkolenie, umundurowanie i uzbrojenie pochłania ogromne kwoty.
Teoretycznie oddziały ISAF nie pełnią już misji bojowej, lecz szkoleniową i wspomagającą. Do akcji przeciw talibom przystępują tylko na wezwanie dowódców afgańskich. W praktyce oznacza to rzucenie afgańskich policjantów na pierwszą linię walk w toczącej się już 12 lat wojnie, której celu ani końca nie widać. Dla dobra Zachodu Afgańczycy mają wybijać się nawzajem.
Te założenia generałów NATO się realizują. Zgodnie z komunikatem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Kabulu, tylko podczas jednego dnia wrześniowej ofensywy sił rządowych prowadzonej w siedmiu prowincjach zabito 64 talibów.

Śmierć inspektor Negar

Krwawią także oddziały rządowej armii i policji. W 2012 r. w Afganistanie zginęło dziesięć razy więcej funkcjonariuszy rządowych sił bezpieczeństwa niż żołnierzy NATO. W tym roku ta różnica będzie jeszcze większa. Talibowie polują na funkcjonariuszki policji. 16 września zmarła w szpitalu podinspektor Negar (wielu Afgańczyków używa tylko imienia), najwyższa stopniem policjantka w prowincji Helmand. Kiedy wychodziła do pracy w mieście Laszkar Gah, które jest stolicą prowincji, otworzył do niej ogień napastnik na motocyklu. 38-letnia Negar została śmiertelnie ranna. W wywiadzie, którego wcześniej udzieliła dziennikowi „New York Times”, powiedziała, że kocha swoją pracę i że afgańska policja potrzebuje więcej kobiet (Afganki, które padły ofiarą przemocy, często boją się zgłosić przestępstwo funkcjonariuszom mężczyznom). W afgańskiej policji służy 2,2 tys. kobiet, co stanowi niespełna 2% całej formacji. W lipcu talibowie zgładzili poprzedniczkę inspektor Negar w prowincji Helmand – por. Islam Bibi, policjantkę znaną w całym kraju.
Policjanci każdego tygodnia giną dziesiątkami, wielu od kul i granatów kolegów. Część z tych niespodziewanych zamachowców przeszła na stronę talibów, inni sięgają po broń podczas kłótni lub pod wpływem wojennego stresu.
Te ataki ze strony swoich (insider attacs) stały się prawdziwą plagą. Żołnierze ISAF zamknęli się w bazach lub unikają pełnienia służby z afgańskimi kolegami, dlatego są w miarę bezpieczni, aczkolwiek też giną z rąk sojuszników. Od 2007 r. w takich zamachach straciło życie ponad stu żołnierzy NATO. W bazach ISAF utworzono specjalne oddziały „aniołów stróżów”, którzy nie rozstają się z bronią. Mają oni unieszkodliwiać afgańskich sprzymierzeńców, którzy nagle stają się wrogami. Ale miejscowi żołnierze i policjanci nie mają takiej ochrony. W prowincji Helmand policjant pełniący służbę na posterunku drogowym niespodziewanie otworzył ogień do własnych towarzyszy i zabił sześciu spośród nich. Potem uciekł samochodem, zabierając broń. Podobno został pozyskany przez talibów. Takie tragedie mają demoralizujący wpływ na rządowych żołnierzy i policjantów, którzy nie ufają sobie nawzajem.

Kraina korupcji i chaosu

Afgańskie siły bezpieczeństwa nie potrafią powstrzymać pasztuńskich talibów, uzbeckich dżihadystów, którzy umacniają się w północno-wschodnich regionach kraju, ani zbrojnych band przestępczych. Z przemytnikami narkotyków często współpracują skorumpowani dowódcy policji i gubernatorzy prowincji.
Morderstwa, rabunki i porwania są w Afganistanie na porządku dziennym. W zeszłym roku liczba cywilów zabitych na wojnie nieznacznie spadła, w 2013 r. wzrosła jednak dramatycznie: od stycznia do końca czerwca zginęło ponad 1,3 tys. cywilów, a 2,5 tys. zostało rannych. Emerytowany lekarz armii niemieckiej Reinhard Erös, od 25 lat angażujący się w działalność humanitarną w Afganistanie, mówi, że do 2006 r. pracownicy organizacji zagranicznych niosących pomoc mogli działać bez obaw niemal we wszystkich regionach kraju, teraz jednak boją się pokazywać na ulicach. Od 2006 r. personel organizacji humanitarnych w Afganistanie zmniejszył się o połowę. Erös opowiada, jak niedawno dowódca bazy Bundeswehry w Kunduz odebrał dramatyczny telefon: „Ratujcie! Zabijają mnie talibowie!”. To dzwonił 30-letni pracownik organizacji humanitarnej, były żołnierz armii niemieckiej. Dowódca bazy nie wysłał jednak oddziału na ratunek. Młody mężczyzna wykrwawił się na śmierć zaledwie kilka kilometrów od bazy. Dowództwo armii tłumaczyło się później, że w obecnej sytuacji „interwencja wojskowa należałaby do zadań armii afgańskiej”. Ale oddziały rządowe nie miały środków transportu, by szybko przybyć z odsieczą.
Komentatorzy zwracają uwagę, że wojna w Afganistanie jest najkosztowniejszym konfliktem w dziejach. Do tej pory operacja NATO kosztowała Zachód ponad 600 mld euro. Gdyby w 2001 r. jedną setną tej gigantycznej kwoty przekazano rządzącym wtedy w Kabulu talibom, zachwyceni wydaliby Osamę bin Ladena i jego ludzi. Z tych 600 mld zaledwie 35 mld przeznaczono na odbudowę kraju, a i tak znaczna część pieniędzy zniknęła w kieszeniach chciwych urzędników systemu władzy prezydenta Hamida Karzaja. Na liście najbardziej skorumpowanych krajów świata Afganistan zajmuje wspólnie z Somalią pierwsze miejsce. System Karzaja utrzymują przy życiu funkcjonariusze CIA, systematycznie przywożący do Kabulu wypełnione dolarami walizki dla najwyższych urzędników i przywódców klanowych. Korupcja jest zresztą wielowiekową afgańską tradycją i nikogo nie powinna dziwić.
Rządowe siły bezpieczeństwa dowodzone przez skorumpowanych oficerów nie poradzą sobie z rebelią. Eksperci są świadomi, że talibów nie można zniszczyć militarnie. Przyznał to ostatnio generał armii Stanów Zjednoczonych Lee Miller dowodzący siłami NATO w południowo-zachodnim Afganistanie. Politycy w Kabulu i w Waszyngtonie zdają sobie sprawę, że jedynym sposobem pewnego uspokojenia sytuacji jest włączenie do rządu przynajmniej niektórych talibów. Ale poszukiwania tych umiarkowanych na razie nie przyniosły imponujących wyników. Niektórzy uważają, że określenie umiarkowany talib jest sprzecznością samą w sobie. W każdym razie prowadzone w tajemnicy rozmowy pokojowe skończyły się fiaskiem. Rebelianci zresztą są podzieleni, także etnicznie, a zawarcie ugody z jednym ugrupowaniem czy klanem może wywołać gwałtowny opór drugiego. Większość talibów będzie zresztą walczyć, dopóki w ich ojczyźnie stacjonują „niewierni”. Obecność obcych wojsk tylko nasila przemoc. Szanse na pokój są zatem iluzoryczne.
W kwietniu 2014 r. w Afganistanie odbędą się wybory prezydenckie. Hamid Karzaj, nazywany z uwagi na ograniczony zasięg swojej władzy burmistrzem Kabulu, nie może kandydować na trzecią kadencję, zrobi jednak wszystko, aby zapewnić najwyższe stanowisko w państwie zaufanemu człowiekowi. Istnieją uzasadnione obawy, że wybory spowodują kolejną erupcję przemocy i śmierć afgańskich policjantów oraz żołnierzy.

Wydanie: 2013, 39/2013

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy