Żółta kartka dla Kropiwnickiego

Żółta kartka dla Kropiwnickiego

Prezydent Łodzi nadal rządzi, choć nie dostał absolutorium Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi, dołożył sobie obowiązków. Teraz dodatkowo zajmuje się także brodą Karola Chądzyńskiego, jednego ze swoich zastępców. Właśnie skrupulatnie obliczył, iż w ciągu nocy wzbogaciła się o cztery siwe włosy. Zdiagnozował, że siwizna na brodzie miejskiego notabla powiększa się, bo radni nie dali prezydentowi absolutorium za minione 12 miesięcy. Ubiegłoroczną pracę Jerzego Kropiwnickiego i jego zastępców pozytywnie oceniło zaledwie 19 z 43 łódzkich radnych. Do ustawowo wymaganej większości zabrakło trzech głosów. Tym brakiem nie przejmują się pracownicy Teatru Nowego, którym w ubiegłym roku prezydent narzucił nieakceptowanego dyrektora. Do chóru bolejących nad siwiejącym zarostem wiceprezydenta Chądzyńskiego nie włączają się też młodzi ludzie, pamiętający, że magistrackie szykany i naciski doprowadziły do usunięcia z kalendarza organizowanych w Łodzi imprez parady techno. Te dwie sprawy – wielkopiątkowy zajazd na teatr oraz pogruchotanie kości młodzieży przy okazji konfliktu o jej sztandarową imprezę – stały się rozpoznawalną w całej Polsce wizytówką rządów Kropiwnickiego. „Groteskowy satrapa”, piszą o nim przeciwnicy na specjalnej stronie internetowej. Wojna między łodzianami a magistratem Jerzy Kropiwnicki popisuje się wyjątkowym talentem do rozniecania i podsycania konfliktów. Jego umiejętności w tym zakresie – poza środowiskami twórczymi – doświadczyli na swoich grzbietach także prokuratorzy i policjanci. Na prezydenckie metody sarkają też kupcy. Ale polem najeżonym minami okazała się oświata. Najpierw na szafot zostały wytypowane woźne i szkolne kucharki, które miały zniknąć ze wszystkich szkół. Uchroniła je jednak zdecydowana postawa rodziców. Prezydent utworzył publiczny zespół szkół katolickich, w których nauczyciele przed zatrudnieniem musieli składać deklaracje światopoglądowe. Za to do zamknięcia przewidziano blisko 50 szkół świeckich. Na nic nie zdały się kolejne utajnienia – wpierw listy, później składu komisji typującej placówki, nawet samego faktu utworzenia takiego zespołu, a przed jego członkami także kryteriów, według których mają decydować – informacje przeciekały niczym przez zardzewiałe rzeszoto. I przez kilka miesięcy trwały protesty uczniów, nauczycieli oraz rodziców. Prezydent ustąpił, dopiero gdy wydało się, że w obronie poszczególnych szkół stanęli też radni z jego bezpośredniego zaplecza. Dywersja we własnych szeregach była reakcją na równocześnie prowadzoną przez Jerzego Kropiwnickiego wojnę z radą miejską. – Prezydent traktuje radnych jak maszynkę do głosowania – ocenia Władysław Skwarka, szef klubu SLD. I wylicza: prezydent przejmuje kompetencje zastrzeżone dla rady, lekceważy regulaminowe procedury, a szereg ważnych uchwał usiłował wprowadzić kuchennymi drzwiami. Np. o losie wielomilionowej inwestycji drogowej radni mieli zadecydować w ciemno, bo projekt stosownej uchwały otrzymali dopiero w trakcie sesji. Podobnie było z opłatami za parkowanie. Nie dość, że uchwała była spóźniona, to jeszcze tak źle napisana, że wprowadzenie niezbędnych poprawek zajęło radnym kilka wielogodzinnych posiedzeń. Te sprawy, wytykane na bieżąco, jedynie prowokowały słowne utarczki, a dzisiaj prezydencka ekipa je bagatelizuje. – Nie było merytorycznych podstaw do nieudzielenia absolutorium – przekonuje wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski. Jego argumentem jest finansowe wykonanie ubiegłorocznego planu. – Słupki to nie wszystko- twierdzi radny Skwarka, chociaż przyznaje, że opozycja nie ma poważnych zastrzeżeń do wykonania budżetu. – Sprzeciwiamy się sposobowi porozumiewania się z mieszkańcami językiem nienawiści, tryumfu, odwetu. Protestujemy przeciwko lekceważeniu ich przedstawicieli, czyli radnych. Nie akceptujemy też stylu sprawowania władzy przez prezydenta. Nieprzezroczysta przezroczystość Styl określił sam Kropiwnicki, zapisując w pierwszym dniu urzędowania na magistrackiej szybie zalecenie o „przezroczystości władzy”. Później napis wyblakł, szkło pokryła warstwa kurzu, aż wreszcie przed ostatnimi świętami napis zmyła sprzątaczka. Prezydent szybko ponowił sentencję na szkle, ale łodzianie w zmyciu zalecenia widzą pewien symbol. Dają też przykłady podważające ową przezroczystość. Chodzi np. o nagłośnione na początku prezydentury obniżenie pensji prezesom miejskich spółek. Później, już po cichutku ich wynagrodzenia poszybowały na jeszcze wyższy poziom. Ale podwyżki dotyczyły już ludzi Kropiwnickiego. To samo dotyczy polecenia umieszczenia nazwiska prezydenta na tablicy pamiątkowej – jako jej fundatora. Tymczasem koszty pokrył on – zaledwie częściowo – dopiero po protestach oburzonych mieszkańców. O przezroczystości trudno też

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2004, 2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Jan Skąpski