Żona w odstawce

Żona w odstawce

W porównaniu z Holandią czy Szwecją nie jesteśmy ani zbyt religijni, ani rodzinni Prof. Antonina Ostrowska, zastępca dyrektora w Instytucie Socjologii i Filozofii PAN – Ile jest prawdy w obrazie Polaków stawiających na pierwszym miejscu wartości rodzinne i duchowe? – Patrząc tylko na nas, bez danych porównawczych z innych krajów, można odnieść wrażenie, że społeczeństwo polskie jest rzeczywiście w wysokim stopniu familiocentryczne. W badaniach socjologicznych rodzina od lat lokuje się na pierwszych pozycjach wśród czynników warunkujących udane życie. Z kolei wysokie odsetki (ponad 90%) osób deklarujących się jako wierzące wskazywałyby na znaczną wagę, jaką przywiązujemy do wartości duchowych. Potwierdzają to popularne odczucia i opinie na ten temat. Jednak z Europejskiego Sondażu Społecznego, jednego z największych socjologicznych projektów badawczych, zrealizowanego w 24 krajach europejskich, wynika, że nasze przywiązanie do tradycyjnych wartości nie jest wcale większe niż w innych krajach. – Czyli gdyby nie porównanie z innymi krajami, to wypadlibyśmy całkiem rodzinnie i religijnie? – Jeśli wziąć pod uwagę tylko wyniki polskiej „Diagnozy Społecznej 2003”, widać z nich, że ponad 50% Polaków uznaje dobre małżeństwo za warunek udanego życia, a 80% utrzymuje więzi z krewnymi. Bez porównania z innymi krajami nie możemy jednak powiedzieć, czy to dużo i co tak naprawdę z tego wynika. Zastanawiałam się, na ile rodzina i religia pozwalają zachować Polakom dobre samopoczucie psychiczne i na ile dają oparcie w trudnych sytuacjach. Porównywałam Polskę z Węgrami, Czechami, Szwecją, Holandią, Niemcami i Wielką Brytanią. W takim zestawieniu nie wypadliśmy ani szczególnie rodzinnie, ani szczególnie religijnie. To zaskakujący wynik. Oczekiwałabym, że wśród Polaków, którzy tak lubią demonstrować swoje przywiązanie do religii i Kościoła, pokładanie nadziei w Bogu będzie o wiele większe niż w krajach „postępowej” Europy. – Czy można jednak porównać polską tradycyjną religijność z modelem wiary w Holandii? – Fakt, że w Polsce mamy bardzo tradycyjne podejście do religii, jest, z jednej strony, wartością, ale z drugiej – także słabością naszej religijności. Stojąc sztywno na straży jakichś wartości, nie zauważamy zmian. Nie bierzemy pod uwagę nowych wzorów czy stylów życia. A te są na pewno bardziej obecne w modelu religijności krajów zachodnich. – Co z rodziną? W jakim stopniu jest ona dla nas źródłem zadowolenia z życia? – W odróżnieniu od Europy Zachodniej, gdzie rodzina wielopokoleniowa stała się démodée, dla nas właśnie jest ona źródłem oparcia. Ale bardziej chodzi tu o konkretną życiową pomoc niż o wsparcie emocjonalne. Kiedy mamy idą do pracy, babcie zajmują się wnuczkami, domem, a dziadkowie reperują zawiasy w szafkach kuchennych. Pozornie wszystko funkcjonuje bardzo dobrze, ale często brakuje im prawdziwej bliskości. Podobnie z religią. Ludzie chodzą do kościoła, są przywiązani do świąt czy tradycji religijnych. Pozornie, bo okazuje się, że nie zawsze stoi za tym autentyczna duchowość, poczucie łączności z Bogiem. – Z małżeństwem chyba podobnie? Urządzamy przedstawienie dla sąsiadów i na tym koniec? – W Polsce krewni są częściej wskazywani jako źródło wsparcia niż współmałżonkowie. Na Zachodzie, a nawet w Czechach sytuacja wygląda inaczej. Tam bardziej liczy się wsparcie współmałżonka, męża czy żony. To u niego przede wszystkim szuka się pociechy, rady, przed nim można się wygadać. Z Polakami jest inaczej: u nas współmałżonek traci na rzecz dalszej rodziny, a przede wszystkim przyjaciół. To także zaskakujący wynik porównania z innymi krajami. – Czyżby polscy mężowie niedostatecznie ufali swoim żonom, a żony mężom? – To nie musi być kwestia zaufania. Często po jakimś czasie okazuje się, że ta wybrana przez nas osoba, teoretycznie najbliższa, niekoniecznie zapewnia nam więź psychiczną i wsparcie, jakich byśmy oczekiwali. Mówi się też, że w cywilizowanym świecie zachodzą procesy osłabiające więzi społeczne, także te małżeńskie. Wzrasta wartość indywidualizmu – kariery, zainteresowań, własnych przeżyć. Jest i teoria, że różne funkcje rodzinne były wypierane u nas przez państwo opiekuńcze, które wyręczało matkę i ojca w wielu sprawach. Bo przedszkole, bo świetlica, bo stołówka. I być może ludzie oduczyli się, że w ramach najbliższej rodziny można wiele rzeczy robić razem. Także rozmawiać, położyć głowę na ramieniu i wypłakać się. – Lepiej wychodzi nam wyżalanie się obcym ludziom? – Z problemem idziemy do przyjaciółki, znajomej. Mąż skoczy na wódkę czy piwo z kolegami.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 21/2004

Kategorie: Wywiady