Koper manipuluje faktami, które całymi fragmentami skopiował z kilkudziesięciu prac – takie zarzuty padają pod adresem autora książek o elitach II Sprawa dotyczy dwóch pozycji wydanych przez Bellonę: „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej” oraz „Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej”. Obie tego samego autora, Sławomira Kopra. Pierwszym, który zwrócił uwagę na plagiat, był Rafał Podraza, autor wspomnień o Magdalenie Samozwaniec „Magdalena, córka Kossaka” wydanych przez PIW w 2007 r. Kiedy zobaczył, że niemal 80% jego pracy znalazło się w książce Kopra, wszczął alarm. Zawiadomił swoje wydawnictwo, ale zwrócił się też do rodzin i spadkobierców innych przedstawicieli „elit II RP”, które z takim rozmachem opisywał plagiator, podejrzewając, iż ten autor ma za nic przepisy regulujące własność intelektualną i prawo autorskie. Faktem jest, że Sławomir Koper czerpał swą wiedzę także z innych publikacji, które wymienione są w bibliografii na końcu każdego tomu, ale w tym wypadku było to dosłowne zrzynanie całych fragmentów cudzych książek, wzbogacone sensacyjnymi i często przeinaczającymi fakty komentarzami własnymi. Nie omylił się. Osoby, które zdołał poinformować o rewelacjach Sławomira Kopra, doznały szoku. Bo z lektury obu książek wynikało, że ich autor, lubujący się w różnych niedyskrecjach rodzinnych Kossaków, Iwaszkiewiczów, Witkiewiczów, Piłsudskich, Mościckich, Rydzów-Śmigłych, Paderewskich, Krzywickich, Makuszyńskich, Szymanowskich, Malinowskich, Stryjeńskich i wielu innych, był ze wszystkimi za pan brat, mówił im po imieniu i do dziś uchodzi za powiernika wielu głęboko skrywanych tajemnic. Świąteczna zadyma Swój beztroski i familiarny stosunek do postaci historycznych Sławomir Koper potwierdził dokładnie 11 listopada. Kiedy na ulicach stolicy oraz innych dużych miast narodowcy bili się z policją i antyfaszystami, na antenie Programu II Polskiego Radia autor wspomnianych książek przez godzinę walił po głowach, ale także poniżej pasa, postacie, które współtworzyły niepodległe państwo i polską kulturę. Następnego dnia w kolejnej audycji w analogiczny sposób potraktował resztę bohaterów wygrzebanych z cudzych książek, używając nawet takich zdrobnień jak Madzia (Samozwaniec) czy Lilka (Pawlikowska-Jasnorzewska). Tego było już za wiele. Rafał Skąpski, dyrektor Państwowego Instytutu Wydawniczego, a niegdyś wiceminister kultury, wysłał pierwszy mejl do redakcji radiowej Dwójki: „Szkoda, że tak z reguły profesjonalna Dwójka zaprasza na swą antenę tym razem pana Kopra, który tworzy »swoje« książki nożyczkami. Rozdział o Kossakach to kilkanaście powycinanych fragmentów z książki PIW »Magdalena, córka Kossaka«. W dodatku kiepsko ze sobą posklejanych. A do tekstu przekopiowane zdjęcia, do których pan Koper praw żadnych nie posiada. Kolejne rozdziały powstały podobnie, wystarczy porównać rozdział o Witkacym z książką Siedleckiej…”. Za tym mejlem posypały się następne, utrzymane w podobnym kulturalnym tonie i podpisane imieniem i nazwiskiem radiosłuchacza. Joanna Zakrzeńska-Ćwik napisała: „Jestem osobiście zaszokowana, że p. Koper manipuluje faktami, które całymi fragmentami POWYCINAŁ z kilkudziesięciu książek bez podania źródła… Jestem pasjonatką Dwudziestolecia i czytając żywcem przepisane ustępy innych książek, czuję się OSZUKANA przez Bellonę i p. Kopra. Mam też nadzieję, że Państwo, jako program promujący kulturę przez duże K, zajmiecie się tą sprawą, bo pachnie mi ona poważnym wydawniczym skandalem”. Z kolei Ryszard Krycz, który przedstawia się jako wielbiciel Kossaków, dodaje kilka faktów: „Faktycznie rozdział „Siostry z Kossakówki” to PLAGIAT trzech książek, połączonych ze sobą niekoniecznie profesjonalnie… 1. »Magdalena, córka Kossaka«, 2. »30 lat życia z Madzią«, 3. »Nieodrodny ród Kossaków«”. Małgorzata Źródlewska jest oburzona nie tyle przepisywaniem innych książek, ile wulgarnym potraktowaniem pomnikowych postaci. „Słucham właśnie pana Kopra i stwierdzam, że to… Nazywać córki marszałka Piłsudskiego bękartami to już nadużycie…”. Bo się Papkin trochę boi… Rozmowy ze Sławomirem Koprem dają nam obraz człowieka, który się boi. Ktoś, kto dwa dni wcześniej w radiu bezceremonialnie nazywał bękartami córki naczelnika państwa, zdając sobie sprawę, że żyją przecież wnuczki i prawnuczki „Dziadka”, teraz udziela bardzo niechętnie odpowiedzi maksymalnie ostrożnych. Rozmowa pierwsza: – Zanim coś powiem, skontaktuję się z wydawnictwem, bo nie chciałbym mieć procesu o zniesławienie. Proszę zatelefonować za dwa dni. Rozmowa druga: – Dopóki sprawa jest w toku, nie chciałbym
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









