Archiwum

Powrót na stronę główną
Pytanie Tygodnia

Czy Edyta Górniak sprofanowała hymn narodowy?

PRO Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu Uważam to za, niestety, typowe w naszych stosunkach nadużycie. Takie samo jak pseudorockowe popisy w pseudopiłkarskim towarzystwie tenora Torzewskiewgo z braku jakichkolwiek prawdziwych sukcesów, jak udawanie Kiepury przez Wójcickiego, pisanie głupot przez Marię Fołtyn w nieczytanych przez nikogo „Pamiętnikach” czy publiczny taniec Plisieckiej w wieku, kiedy się właściwie już nie żyje. No cóż, takie czasy. KONTRA Andrzej Żuławski, reżyser Gdyby nasza drużyna wygrała, to Edyta Górniak śpiewałaby cudnie, ale ponieważ dostaliśmy od Koreańczyków lanie, wszyscy się wyżywają na osobie, która nic nie zawiniła. U nas zwykle po klęsce szuka się kozła ofiarnego. Zamiast się skupić na Engelu i bandzie patałachów, przyczepiono się do Górniak. Nierzadko słyszę, jak ludzie potwornie fałszują przy naszym hymnie. Górniak przynajmniej śpiewała czysto.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Gospodarka

Bmw za kratkami – rozwiązanie

Przez ponad dwa lata służby celne i prokuratura nie mogły ustalić, czy zabytkowe auto wywożone jest z Polski legalnie Zabytkowy samochód marki BMW, własność pana Williama Binniego, milionera z New Hampshire, został wreszcie zwolniony z polskiego aresztu. W połowie maja odleciał do Ameryki. Nam pozostaną rachunki do zapłacenia. Milioner nie zamierza puścić płazem tego, że w Polsce przez 27 miesięcy bezprawnie przetrzymywano jego własność. O skandalicznych decyzjach służb celnych i długotrwałym, kosztownym a bezzasadnym śledztwie warszawskich prokuratorów pisaliśmy w „Przeglądzie” 14.01.br. Po ponad dwóch latach śledztwa okazało się, że prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń co do źródła pochodzenia zabytkowego samochodu. Nie jest to nasz „skarb narodowy” przechowany przez pół wieku w stodole na Dolnym Śląsku. Wjechał do Polski legalnie, w 1999 r. I nie było żadnych powodów, by nie mógł wylecieć stąd samolotem zimą 2000 r. Gwoli przypomnienia: pan Binnie, amerykański milioner, miłośnik i kolekcjoner starych samochodów, kupił na aukcji w Anglii egzemplarz bmw 328 z 1937 r. Jest to auto cenne, bo wyprodukowano ich – jak twierdzi większość źródeł – tylko 460 sztuk. Wojna i czas jeszcze zmniejszyły tę liczbę. Pan Binnie zapłacił za swój egzemplarz 75 tys. funtów i jeszcze dołożył 35 tys. na kompletny remont w renomowanej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wybory w cieniu wojaka Szwejka

O 200 poselskich mandatów w czeskim parlamencie ubiega się 29 ugrupowań Kto będzie patronem tegorocznych wyborów do parlamentu u naszych południowych sąsiadów? Im bliżej 14 i 15 czerwca, kiedy Czesi będą wybierać nowych posłów, tym częściej nad Wełtawą sugeruje się, że w sporym stopniu… Jaroslav Haszek. Skąd skojarzenie z autorem wspaniałego „Wojaka Szwejka”? Jak tłumaczą to mieszkający w Pradze, zagraniczni korespondenci w kampanii wyborczej widać było gołym okiem, że czescy politycy mają w sobie wiele haszkowego humoru, a także… szwejkowskiego cynizmu. Przykłady? Pierwszy z gatunku politycznego folkloru, ale niezwykle znamienny. O 200 poselskich mandatów do izby niższej czeskiego parlamentu ubiega się w tym roku aż 29 ugrupowań politycznych. Mimo że wszystkie sondaże jednoznacznie wskazują, że realne szanse na przekroczenie progu 5% głosów wyborców (co dopiero daje w praktyce miejsca parlamentarne) mają jedynie cztery partie: Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS) Vaclava Klausa, rządząca obecnie krajem Czeska Partia Socjaldemokratyczna (CSSD), której przewodniczącym jest wicepremier Vladimir Szpidla, koalicja złożona z Unii Wolności (US) i chadecji oraz Komunistyczna Partia Czech i Moraw. Co robią w kampanii wyborczej w takim razie takie ugrupowania jak: Poetycka Partia Balbina (ma oficjalnie tylko pięciu członków),

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Do hymnu!!!

Byłem parę dni temu w Łańsku. Po przeczytaniu w „Przeglądzie” artykułu „Gospodarstwo w rękach prokuratora” zabrałem ze sobą wannę, umywalkę, wędki i pojechałem na zawody wędkarskie aktorów. Okazało się, że umywalki już były, tylko ryb zabrakło. Ale nie o tym dzisiaj. Po zakończeniu zawodów postanowiliśmy zbiorowo obejrzeć mecz Polski z Koreą. A ponieważ bardzo szybko okazało się, że nasi grają tak, jak potrafią, a że potrafią tyle, co mogą, to i tak grają, wziąłem pióro i zapisywałem co trafniejsze uwagi o sytuacji na boisku. „Koreańczycy pokazali nam, co znaczy w meczu przewaga wzrostu”. „Nasi nieźle bronią bramki koreańskiej, wybijając piłki na aut”. Po stwierdzeniu naszego komentatora, że przeciwnicy są bardzo precyzyjni, dokładni i niezawodni, usłyszałem: „Po prostu made in Japan”. A już po meczu padło stwierdzenie: „Wygrali gorsi, bo nasi mówili, że są lepsi”. Dyskusja zeszła więc na temat, co nam się bardziej dłużyło, czy mecz, czy hymn. Podobno „Mazurek Dąbrowskiego” był kiedyś radosną pieśnią o powrocie z tułaczki do Ojczyzny, a tu na stadionie zabrzmiał jak marsz pogrzebowy albo hymn przeciwników Zjednoczonej Europy, bo „…z ziemi włoskiej do Polski” Liga Polskich Rodzin może traktować jako zapowiedź nieprzyjęcia nas do Unii. W każdym razie 30 śpiewających aktorów próbowało zaintonować „Marsz, marsz Dąbrowski…”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Rodaków portret dokumentalny

42. Krakowski Festiwal Filmowy pokazał, że w polskim dokumencie brakuje codzienności Podobno rzeczywistość jest często dużo ciekawsza od fikcji. A ponieważ polska fabuła z naszą rzeczywistością sobie nie radzi, warto przyjrzeć się dokumentowi. Jak zwykle ten gatunek kina zdominował konkurs ogólnopolski 42. Krakowskiego Festiwalu Filmowego, pozostawiając w cieniu animację i krótkie fabuły. „Polska bez fikcji” to tytuł znanego cyklu telewizyjnej Dwójki, pokazywanego zresztą w Krakowie poza konkursem, ale tak można by również zatytułować obraz naszego kraju malowany przez polski dokument. A co w nim zobaczymy? – Ten festiwal dowodzi, że mimo wielu słów o kryzysie polskie kino dokumentalne naprawdę jest w niezłej formie – podkreślał znany krytyk, juror konkursu ogólnopolskiego i wieloletni dyrektor programowy festiwalu, Tadeusz Lubelski. – Brakuje jednak takiej zwyczajnej polskiej codzienności. Autorzy skupiają się na tematach bardziej atrakcyjnych filmowo. Co więc frapuje dokumentalistów? W wielu przypadkach to tematy, do których w kinie dokumentalnym wciąż się powraca. Na festiwalu pokazano kilka obrazów o domach opieki, portretów ludzi chorych i ich opiekunów, opowieści o holokauście i życiu religijnym. Były też biografie i tematyka kresowa – polsko-ukraińska love story oraz pierwszy polski dokument o zapomnianym powstaniu w Sejnach w 1919 r.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Sprzedam duszę i ciało

Seks już się znudził. Dziś w mediach modna jest śmierć najbliższych Nie ma już prywatności. Z niej artyści sprzedali już prawie wszystko. W tej sytuacji Edyta Górniak do autoreklamy użyła dobra wspólnego, czyli hymnu narodowego. Kasandryczne, zapowiadające klęskę wykonanie w Korei stało się tematem debat równie gorących jak omawianie porażki piłkarzy. I bardzo dobrze. Byleby mówili. Cel został osiągnięty. Media pełne są emocji, zwierzeń, wypłakiwania się. Wyprzedaż uczuć i wydarzeń z życia. Najintymniejsze szczegóły wywlekają znani i nieznani. „Zerwane więzi” szukają rozdzielonych rodzin, „Rozmowy w toku” poruszają tzw. tematy społeczne. Wszędzie, jak się okazało, nie seks jest tematem najtrudniejszym. Ciężko jest wydusić z siebie, że nie udało się wychować dziecka. A o tym telewidzowie chętnie by posłuchali. Co prawda połowa osób badanych przez instytuty opinii publicznej uważa, że intymne zwierzenia przed kamerą to wstyd, ale jednocześnie programy tego typu cieszą się największą oglądalnością. Inne popularne tematy to bankructwo, porwania, napady i kradzieże, procesy, molestowanie seksualne. Są jeszcze „Nocne rozmowy w toku”, było „Wybacz mi”. Można wybierać. Widownię stanowią nie tylko osoby, które lubią podglądać. Na kanapach siadają kobiety (to one nabijają oglądalność), które dość

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy zgadzasz się z mądrością ludową: „Kto pierwszy, ten lepszy”?

Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca Zgadzam się, jak ze wszystkimi mądrościami ludowymi, ale tylko do pewnego stopnia. Niekiedy mówi się również: pierwszy lepszy, a wtedy to nie znaczy wcale, że chodzi o kogoś najlepszego, ale o byle kogo, bo tym pierwszym może być byle kto. Jeżeli patrzymy na świat jako nieustanną rywalizację, konkurencję, w której się udowadnia zwycięstwo, powiedzenie owo ma sens, ale z drugiej strony, „pierwszość” to niekiedy coś na podorędziu, zaś coś, co prawdziwie dobre, chowa się z tyłu i trzeba najpierw poszukać, aby z dobrego skorzystać. Warto też przytoczyć anegdotę o Diogenesie, który powiedział do zgromadzonych wiwatujących na cześć zwycięzcy w igrzyskach: „Co to za zasługa, jeśli gorszego od siebie pokonał”. Prof. Zdzisław Sadowski, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego Ta mądrość nie zawsze się realizuje w sferze ekonomii. Powiedzenie można odnieść do osoby, ale ten, kto jest pierwszy, nie zawsze jest zarazem lepszy pod każdym względem. Jeżeli np. weźmiemy ranking najbogatszych, nie powinno być wątpliwości, że ten pierwszy jest najbogatszy, co nie znaczy jednak, że ma także najwyższe kwalifikacje moralno-etyczne itd. Wszelkie rankingi mają wartość informacyjną, np. kolejność 500 największych firm ustala się pod względem wielkości obrotu, ale już nie wielkości zatrudnienia, nie ma tutaj też informacji, jaka jest kondycja danej firmy w danym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Tacy grzeczni mordercy

W Łochowie nikt nie rozumie, jak ich sąsiedzi mogli z zimną krwią zamordować cztery osoby – To byli normalni chłopcy z porządnych rodzin – twierdzi taksówkarz spotkany na postoju przed stacją. – Nieraz ich woziłem, tu ludzi się zna, nigdy bym nie przypuszczał, że coś takiego im wpadnie do głowy. No, ale wie pan – nikt nie ma na twarzy wypisane, że będzie mordercą. Od mojej ostatniej wizyty w Łochowie, mieście, skąd pochodzą zabójcy pracowników Kredyt Banku, minęło kilka miesięcy. Dwa dni po ogłoszeniu wyroku emocje związane z procesem rozgorzały na nowo, tutaj nikt nie może zrozumieć, jak doszło do tragedii. Dlaczego chłopcy z sąsiedztwa mający opinię spokojnych i pracowitych, porwali się na czyn, którego nie sposób sobie wyobrazić. Wzór dla innych Oddajmy jeszcze na chwilę głos taksówkarzowi: – W tym czasie, kiedy się to wszystko wydało, byłem na wczasach nad morzem. Patrzę w telewizor, a tu przed stacją moja córka Ewa idzie z wnuczkiem. Już miałem krzyknąć, ale się powstrzymałem. Ludzie wkoło i jak tu się przyznać, że jestem z Łochowa. Do rozmowy wtrąca się drugi z siedzących na ławeczce kierowców. – Pamiętam, jak tego Krzyśka matka co niedziela do kościoła ciągała, ministrantem był, krzyżyk na piersi nosił. Cholera

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Nie wybaczam tylko głupoty

Janusz Majewski reżyser i scenarzysta wyróżniony licznymi nagrodami na festiwalach krajowych i międzynarodowych. Twórca filmów fabularnych: „Sublokator”, „Zazdrość i medycyna”, „Zaklęte rewiry”, „Lekcja martwego języka” czy „CK Dezerterzy”. Reżyser kilkudziesięciu spektakli i seriali telewizyjnych, m.in. „Królowa Bona” oraz „Siedlisko”. Ostatnio w Teatrze Kwadrat wyreżyserował komedię kryminalną Erica Chappella pt. „Złodziej”. Autor książek „Retrospektywka” i „Ekshibicjonista”. 1. Kiedy Pan zrozumiał, że jest już dorosły? – W zeszłym roku, kiedy skończyłem 70 lat. 2. Jakie wspomnienie z dzieciństwa Pana prześladuje? – Urojenie, że w 1945 r. zamordowałem mego wuja i zwłoki ukryłem pod stertą koksu, lecz się wydało. Prześladuje mnie to od matury w 1949 r., na której ściągałem matematykę. Wuj zmarł śmiercią naturalną w 1960 r. i został pochowany we Wrocławiu, ale to nie pomogło. 3. Czy płakał Pan kiedyś z miłości? – Tak, kiedy mój 11-letni wnuk nie chciał się ze mną rozstać po wakacjach i zmoczył mi łzami całą koszulę. Ja ocierałem łzy ukradkiem. 4. Co ostatnio najbardziej wyprowadziło Pana z równowagi? – Nie interesuję się polityką. Z równowagi mogą mnie wyprowadzić tylko błahostki. 5. Czy ma Pan taką osobę, której nigdy nie wybaczy? – Nie wybaczam tylko głupoty, ale staram się nie zadawać z głupcami, więc problemu z tym nie mam. 6. Czego ma Pan za dużo? – Centymetrów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Bezrobocie szybko nie spadnie

Polityka utrzymywania wysokich stóp procentowych sprawia, że opłaca się import wszelkich dóbr do Polski Rozmowa z prof. Mieczysławem Kabajem – Ilu mamy w Polsce bezrobotnych ? – Licząc według standardów obowiązujących w Międzynarodowej Organizacji Pracy, w Polsce jest 3,48 mln bezrobotnych, co oznacza że pracy nie ma 20,3% osób zawodowo czynnych. To oficjalne dane GUS. Liczbę bezrobotnych ustala GUS, przeprowadzając raz na kwartał badania 28 tys. gospodarstw domowych. Jeżeli w tygodniu poprzedzającym badanie ktoś przepracował godzinę lub więcej – to nie jest uznawany za bezrobotnego. – Godzina w tygodniu? To znaczy, że bardzo niewiele trzeba, by zostać w Polsce uznanym za człowieka pracującego. – Tak, to nader łagodne kryterium, które oczywiście zaniża faktyczny poziom bezrobocia, bo, zwłaszcza na wsi, łatwo znaleźć kogoś, kto przepracował więcej niż godzinę tygodniowo. W większości państw stosuje się bardziej rygorystyczne przepisy – bezrobotnym jest ten, kto przepracował mniej niż 14 godzin w tygodniu. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nawet przy tak łagodnych kryteriach mamy więcej ludzi bez pracy niż podawane powszechnie 3,2 mln, bo ta liczba oznacza wyłącznie osoby zarejestrowane w urzędach pracy. A w rzeczywistości do wspomnianych 3,48 mln osób

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.