Archiwum

Powrót na stronę główną
Od czytelników

Listy od czytelników nr 37/2021

Krótka pamięć polskiej emigracji Różnica między polskimi emigrantami z okresu stanu wojennego a uciekinierami z Afganistanu jest istotna. Polacy w stanie wojennym wyjeżdżali z kraju, bo im się nie podobał ustrój polityczny. Afgańczycy uciekają przed śmiercią z rąk talibów. O tym warto pamiętać. Leszek Kloch Tu chodzi nawet nie o to, czy Polacy są komuś cokolwiek winni, ale o zwykłą ludzką przyzwoitość. Ale kto dziś zna takie pojęcie… Przy okazji w rocznicę gratuluję Solidarności jej „osiągnięć” i „dokonań”. Małgorzata Markiewicz Niezły gips Projektów unijnych się nie rozlicza. Po co? Żeby wykazać niegospodarność? Nie zależy na tym ani dzielącym, ani biorącym fundusze. Przykład – stanica kajakowa w Przedborzu. Od trzech lat pies z kulawą nogą do niej nie zajrzał. Ale środki pozyskane? Pozyskane! Wydane? Wydane! Przedwyborcze otwarcie i zdjęcia do biuletynu były? Były! Czy ktoś skontrolował, czy obiekt zgodnie z założeniem jest funkcjonalny? Nie. Bo po co? Paweł Zięba Solidarność, moja miłość Nie wiem, skąd ten sentyment red. Romana Kurkiewicza do Solidarności. Już w 1980 r. było wiadomo, w jakim kierunku to zmierza. W październiku po raz pierwszy zaświeciły puste półki. W 1981 r. wszystko było widoczne jak na dłoni, zwłaszcza po I zjeździe Solidarności (rozkoszne dzieciątko z bacikiem – szczyt hipokryzji). Mam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Pokolenie pozytywnych indywidualistów

Zetki nie wchodzą ze sobą w konflikt, ale konsekwentnie żyją, jak chcą Agnieszka Staszczak – absolwentka komparatystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, zajmuje się komunikacją marketingową i badaniem mediów społecznościowych   Internet i media społecznościowe towarzyszą generacji Z od kołyski. Dlatego to pokolenie tak różni się poprzednich? – Młode pokolenie nie stawia tak wyraźnej jak w przypadku poprzednich generacji granicy między rzeczywistością wirtualną a realną. Chociaż nastolatki potrafią te dwie rzeczywistości rozróżnić, to traktują je na równi, bo tak samo w świecie online, jak i offline widzą przestrzeń do realizacji własnych potrzeb. Coraz rzadziej postrzegają też jedną formę kontaktu jako bardziej wartościową od drugiej – media społecznościowe i wszelkie komunikatory umożliwiają im budowanie ważnych relacji. Wpływ takiej zapośredniczonej przez internet komunikacji na rozwój społeczny młodych docenili także niektórzy psycholodzy, zwracając uwagę, że taka forma kontaktu sprzyja większej otwartości oraz skraca czas potrzebny na zaznajomienie się z drugą osobą. Absurdalnie wybrzmiewa tu hasło akcji „Wyloguj się do życia!”, która miała zachęcać do ograniczenia czasu spędzanego w sieci, bo zetki tak samo prawdziwie żyją w obu sferach. Oczywiście młodzi też czasem potrzebują zrobić sobie odwyk od smartfona, ale wynika to częściej z poczucia przeciążenia informacyjnego niż z przekonania, że tracą czas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Stan wyjątkowy, stan wymarzony

Prezydent Andrzej Duda, po głębokim namyśle (tak dla niego charakterystycznym), wyważając racje (jak na rasowego wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego przystało), wyraził niezwłocznie (już rozumie, co to znaczy, kiedy to dla jego partii korzystne) zgodę na wprowadzenie stanu wyjątkowego na mniej więcej trzykilometrowym pasie przy granicy z Białorusią, na terenie województw podlaskiego i lubelskiego. Na 30 dni, na dobry początek. W ten sposób na wniosek premiera Morawieckiego chce bronić bezpieczeństwa Polski i Unii Europejskiej. Tyle oficjalna gadka. Mariusz Kamiński (który, zamiast odsiadywać wyrok kilku lat więzienia za przestępstwa dokonane, kiedy był szefem CBA, pełni obowiązki ministra spraw wewnętrznych i administracji), faktyczny inicjator tego politycznego „wyjątkowego” posunięcia, uzasadniając całą operację, perorował do mediów, że „tak, jesteśmy atakowani przez obce reżimy” (nie sprecyzował niestety które), „nasze bezpieczeństwo jest zagrożone” (nie uściślił, w jaki sposób, przez kogo, gdzie i jak). Z tym patologicznym, jaskiniowym antykomunistą jest trochę tak, że należy traktować jego wypowiedzi w sposób samoniwelujący ich sens, to znaczy zawsze czytać je na odwrót. Jeśli nas zapewnia o „ataku”, możemy być pewni, że nic takiego się nie dzieje. Jeśli jak zawsze winni są inni, to oznacza niechybnie, że sami sprokurowaliśmy problem. Jeśli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Stan (bardzo) wyjątkowy

Konstytucja przewiduje możliwość wprowadzenia trzech stanów nadzwyczajnych: stanu wojennego, stanu wyjątkowego i stanu klęski żywiołowej. Można je wprowadzić „w sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne są niewystarczające”. To „szczególne zagrożenie” ma dotyczyć „konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego”. Wprowadzenie takiego stanu wymaga zatem wykazania, że owo szczególne zagrożenie rzeczywiście występuje i że ustawowe uprawnienia policji, straży granicznej, ABW, żandarmerii wojskowej i wszystkich innych służb, których mamy w Polsce nadmiar, byłyby niewystarczające do jego usunięcia. W rozporządzeniu wprowadzającym stan wyjątkowy prezydent mówi jedynie, że wprowadza go „w związku ze szczególnym zagrożeniem bezpieczeństwa obywateli oraz porządku publicznego związanego z obecną sytuacją na granicy państwowej Rzeczypospolitej i Białorusi”. Chcielibyśmy wiedzieć, na czym to „szczególne zagrożenie” polega. Czy stanowi je owa grupa trzydziestu kilku uchodźców przetrzymywanych na granicy od kilku tygodni, w warunkach urągających godności ludzkiej, w imię ważnych celów politycznych? Jakich to uprawnień zabrakło policji i straży granicznej, że sięga się po środki inne niż konstytucyjne? Nawet budowa polskiej linii Maginota z drutu kolczastego mieści się w uprawnieniach konstytucyjnych polskich władz i nie wymaga sięgania po środki nadzwyczajne. Przedstawiciele rządu mówią o zagrożeniu nadchodzącą nową falą uchodźców, których Łukaszenka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Być człowiekiem wobec uchodźcy

116 uchodźców z Afganistanu rozlokowano na Opolszczyźnie. Polscy sąsiedzi przypominają sobie, jak to jest być dobrym człowiekiem Przywieziono ich w nocy autobusami. W cienkich ubraniach, tylko z tym, co mieli przy sobie. Był mężczyzna w jednym bucie – w ścisku i zamieszaniu na lotnisku zgubił drugi, bo tam walczyli o życie. Mimo że na liście do wyjazdu do Polski były całe rodziny, to talibowie decydowali, kto leci, kto nie. – Zostali w piekle – mówi żona lekarza specjalisty, 52-latka. Męża i syna zatrzymali talibowie. Jej kilkunastoosobowa rodzina medyków, farmaceutów, pielęgniarzy i studentów, także uczących się do niedawna dziewcząt, drży o los bliskich. Lekarz jest w Afganistanie potrzebny, ale rodzina, która uciekła do kraju będącego sojusznikiem USA, może się okazać dla niego i syna wyrokiem śmierci. Spalono im paszporty. Wszyscy szukają pomocy, by ściągnąć ich do Polski. – Im dłużej to potrwa, tym mniejsze mają szanse – mówi zrozpaczony drugi syn, także lekarz. Są policjanci z rodzinami, wierni towarzysze polskich żołnierzy. Jeden z nich, 30-latek, pięć tygodni temu został ranny w twarz w akcji z polskimi żołnierzami. Teraz ma bliznę, zdeformowany nos i usta. I czuje nieustanny ból. Ma zniszczone zęby, może jeść tylko miękkie pożywienie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kto mediom zabroni

Boris Johnson i jego ekipa nie mogą się opędzić od zarzutów o nadużycie władzy i konflikty interesów Borisowi Johnsonowi & Co zarzuca się nadużywanie władzy i wchodzenie w konflikty interesów. Dziennikarze depczą rządzącym po piętach, ale napotykają przeszkody w dostępie do informacji publicznej. Nic dziwnego – stawką w grze są brudne pieniądze. Dużo brudnych pieniędzy. Co wolno podczas pandemii Matt Hancock nie jest już ministrem zdrowia. Zrezygnował ze stanowiska, kiedy ukazały się zdjęcia jego i Giny Coladangelo w intymnym uścisku. Hancock i Coladangelo poznali się w studenckiej rozgłośni radiowej na Uniwersytecie Oksfordzkim i pozostali bliskimi przyjaciółmi na lata. Do uścisku doszło 6 maja 2021 r., 11 dni przed zniesieniem obostrzeń nakazujących zachowywanie dystansu wobec osób spoza gospodarstwa domowego lub tzw. bańki wsparcia. Hancock i Coladangelo nie są z jednej bańki, oboje pozostają w związkach małżeńskich. Hancock mianował przyjaciółkę dyrektorem niewykonawczym jednego z departamentów w swoim resorcie, z pensją 15 tys. funtów rocznie za 15 dni pracy. W CV Giny Coladangelo nie ma tytułu naukowego lub śladów fachowej wiedzy, które uzasadniałyby wybór właśnie jej na to stanowisko. Portal openDemocracy znalazł 16 powiązanych z Partią Konserwatywną osób zatrudnionych w Whitehall w podobnym trybie. Media od dłuższego czasu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czym jest polskość

Obrzydzono nam Polskę! Kto obrzydził? To oczywiste: my sami W roku 1987 miesięcznik „Znak” (redagowany wówczas przez Stefana Wilkanowicza) ogłosił wyniki ankiety „Czym jest polskość?”. Był to czas narodowej opresji, ale lody zaczynały już pękać. W ankiecie uczestniczył m.in. Edward Raczyński, a redakcja poinformowała, że jest to były prezydent RP na uchodźstwie. Cenzura, surowa wobec całej ankiety, w tym jednak przypadku nie interweniowała. Czas sprzyjał wtedy refleksji zasadniczej. Na przykład o granicach kompromisu. O stosunku do władzy, mimo wszystko polskiej, choć niepochodzącej z wyborów. O poszerzaniu przestrzeni wolności. O podległości – niechby nawet kruszejącej w dobie pierestrojki – wobec Wielkiego Brata. O ocalaniu kolejnych wątków narodowej tradycji. O wszystkim tym nie wolno było na ogół pisać otwarcie, ale wiele można było powiedzieć w sposób pośredni, zawoalowany, aluzyjny, za pomocą języka ezopowego, doprowadzonego w PRL do maestrii. Bo były to przecież nasze „przeklęte problemy” – i pamiętam, jak wyłaziły z nas podczas „długich narodowych nocy”, spędzanych wśród rówieśników na emigracji. Przy wódce i przy puszczanych na okrągło piosenkach Jacka Kaczmarskiego rozmawiano – czy można to sobie wyobrazić? – o Polsce. Dwa lata później istniała już III Rzeczpospolita. Państwo, odzyskiwane krok po kroku, zdawało się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Na stulecie urodzin Stanisława Lema

(12 września 1921 – 27 marca 2006) Jeden z najwybitniejszych umysłów XX w., wizjoner, pisarz science fiction i filozof, autor książek przetłumaczonych na ponad 40 języków, jest szczególnie bliski czytelnikom „Przeglądu”. Mieli z nim bardzo bliski i częsty kontakt. Od lutego 2002 r. do lutego 2006 r. napisał dla naszego tygodnika 126 komentarzy. Ostatni – miesiąc przed śmiercią. Gdy w grudniu 2001 r. wręczaliśmy Lemowi w jego krakowskim domu naszą nagrodę BUSOLĘ, powiedziałem, że jest ona wyrazem wdzięczności autorów i czytelników tygodnika za skłanianie nas „do refleksji nad światem, nad kondycją współczesnego człowieka, nad jego miejscem w kosmosie. A Stanisław Lem jest niczym busola w życiu intelektualnym naszej epoki”. Widzimy, jak spełniają się jego najodważniejsze wizje. Widział w człowieku odkrywcę, ale również niszczyciela własnego dorobku. Co dwa tygodnie na trzeciej kolumnie pojawiały się jego błyskotliwe teksty. Był ateistą i racjonalistą, krytycznym i odważnym. Pisał prosto z mostu. Patrzył na świat i Polskę bez złudzeń. Wiele ówczesnych tekstów jest i dziś bardzo aktualnych. Choćby taka uwaga: „My nie mamy porządnych partii, nie ma na kogo głosować…”. Lem jak mało kto zasługuje na pomniki. A przede wszystkim na to, żeby jego oceny trafiły do kolejnych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Nowi przyjaciele talibów – cz. II

Koalicję popierającą talibów tworzą dziś Chiny, Pakistan, Iran, Rosja oraz do pewnego stopnia Turcja Dwa tygodnie temu (PRZEGLĄD nr 35) przedstawiliśmy scenariusz potencjalnych wydarzeń w Afganistanie z punktu widzenia jego sąsiadów, przede wszystkim Chin. Nasza teza o nadzwyczajnym zainteresowaniu Pekinu Afganistanem znalazła potwierdzenie. Specjalnym przedstawicielem ChRL do spraw Afganistanu został mianowany Yue Xiaoyong. Ma 60 lat, jest zawodowym dyplomatą, doktorem filozofii Uniwersytetu w Wuhanie. Ostatnio był ambasadorem w Irlandii, wcześniej zajmował takie stanowiska w Jordanii i Katarze. W życiorysie ma również ważne stanowiska w MSZ ChRL i radzie państwowej, czyli rządzie – był w niej dyrektorem generalnym biura strategii. W ubiegłym tygodniu, składając wizytę w Pakistanie, Yue Xiaoyong powiedział: „W perspektywie Chiny są gotowe wziąć udział w pokojowej rekonstrukcji Afganistanu. Jesteśmy otwarci na współpracę z nowymi władzami na zasadach obopólnych korzyści”. Podkreślił też, że w ramach kooperacji z innymi państwami regionu ChRL działa na rzecz urzeczywistnienia chińskiej inicjatywy „Pasa i Szlaku”. W odbudowie Afganistanu widzi także rolę dla Szanghajskiej Organizacji Współpracy, w której Kabul jest obserwatorem. Pekin jest gotów do współpracy z talibami w zapewnieniu bezpieczeństwa i „zwalczaniu terroryzmu”. Z kolei chińskiemu portalowi Guancha.cn powiedział: „Talibowie są,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

W stadzie pędzących bizonów

Wspinaczkę traktowaliśmy tak, jak się idzie na bitwę – część może zginąć, trzeba uważać tylko, żeby nie podpaść pod kule Marek Głogoczowski – filozof, fizyk, pisarz, taternik, alpinista i himalaista Zacząłeś wspinać się w latach 60. Jak było wtedy, a jak jest dziś? – Widzę wyraźne zmiany. Przede wszystkim to umasowienie alpinizmu. Dla przykładu – w 1972 r. studiowałem na Uniwersytecie w Berkeley w Kalifornii razem ze znanym alpinistą amerykańskim i fotografem Galenem Rowellem. Dwukrotnie robiliśmy wspólnie nowe drogi w Kings Canyon w Sierra Nevada. Mieliśmy czas, żeby porozmawiać o tym, dlaczego i po co to w ogóle robimy. Ja – Polak, on – Amerykanin, ale zdanie mieliśmy takie samo – wypchnęła nas do tego cywilizacja. W cywilizacji nie ma nic ciekawego do roboty. Galen napisał wtedy artykuł do „National Geographic” o tym, że jego przodkowie – myśliwi i traperzy – polowali. Że dawniej była to bardzo niebezpieczna przygoda. Amerykańscy Indianie polujący na bizony musieli być na tyle odważni, by wbijać się w ich stado, umieć zeskoczyć z konia w galopie itd. Nie przejmowali się tym, że w każdej chwili mogli łatwo zginąć. Galen napisał, że tak jest wśród współczesnych alpinistów, którzy ryzyko przyjmują za normę. Dziś, jako stary człowiek,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.