Budowy w Polsce to Dziki Zachód

Budowy w Polsce to Dziki Zachód

Śmierć na budowie

Najniebezpieczniej jest jednak, kiedy psuje się dźwig. W lutym tego roku na budowie elektrowni Opole złamał się wysięgnik żurawia. W koszu znajdowało się dwóch robotników. Obaj zginęli. Operatorzy twierdzą, że przyczyną nie mogło być nadmierne przeciążenie. Robotnicy wraz z koszem mogli ważyć łącznie około tony. Ten żuraw był przystosowany do podnoszenia ciężarów 20-tonowych. Zawieść musiało więc coś innego.

Niedawno do wypadku doszło na budowie w Lublinie. Pękła lina, do której zamocowany był pojemnik z betonem. To cud, że nikt nie ucierpiał. Żuraw należał do jednej z największych firm na rynku wynajmu maszyn tego typu. Pracownicy firmy, wbrew decyzji kierownika budowy, usunęli zepsuty element, co utrudni zbadanie przycyzny wypadku. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że główną były oszczędności. – Pojemnik ważył ok. 2,5 tony, a do przenoszenia takich ładunków i cięższych żuraw powinien ze względów bezpieczeństwa mieć podwójne olinowanie. Ten miał pojedyncze, czyli tylko dwie liny – mówili na łamach „Dziennika Trybuna”.

Dlaczego dochodzi do takich wypadków? Czy nie mamy odpowiednich przepisów? – Przepisy są. Na początek wystarczyłoby zacząć ich przestrzegać – odpowiadają związkowcy z Komisji Operatorów Żurawi. Na wielu polskich budowach o BHP myśli się wtedy, kiedy ma się pojawić kontrola. To dlatego Polska jest w Unii Europejskiej niechlubnym liderem pod względem wypadków śmiertelnych przy pracy. W zeszłym roku podczas wykonywania obowiązków służbowych życie straciły 303 osoby, z czego 69 na budowach.

Wprost z ulicy

Co gorsza, uprawnienia do pracy na żurawiach łatwiej jest zdobyć niż prawo jazdy. Przeprowadzany przez Urząd Dozoru Technicznego test teoretyczny składa się z pięciu pytań. Udzielenie trzech poprawnych odpowiedzi daje wynik pozytywny. Później odbywa się egzamin praktyczny. Po jego zaliczeniu kandydat może obsługiwać wszystkie rodzaje żurawi. Operatorzy z Inicjatywy Pracowniczej skarżą się, że egzaminy praktyczne to fikcja. Z danych, które otrzymali od UDT, wynika, że w Warszawie w latach 2010-2014 zdawalność była niemal stuprocentowa.

Co się dzieje, kiedy na budowę trafia operator z uprawnieniami, ale bez wystarczającego doświadczenia?

– Miałem dzień wolny i zastępował mnie młody chłopak. Po godzinie zadzwonił do mnie kierownik budowy, który kazał mi wracać, bo młodziak mało ludzi nie pozabijał. Robotnicy siedzieli na klatkach schodowych i bali się wyjść na strop ściany stawiać – opowiada Tomasz Tyszczuk.

Innym razem trafił mu się operator z uprawnieniami, który chciał potrenować. Zapytany, który to jego raz na żurawiu, odpowiedział, że trzeci.

Dlatego przedstawiciele Komisji Operatorów Żurawi wysłali do UDT propozycję zmian w egzaminach. Postulują zwiększenie liczby pytań z pięciu do dziesięciu (siedem poprawnych odpowiedzi zalicza) oraz przeprowadzanie egzaminów praktycznych w certyfikowanych miejscach, gdzie operatorzy musieliby się wykazać konkretnymi umiejętnościami. – Zależy nam na tym, żeby podnosić standardy w zawodzie. Zarówno jeśli chodzi o umiejętności operatorów, jak i o przepisy – tłumaczy Arkadiusz Hiller.

Przewodniczący komisji zdradza, że z obecnej sytuacji na budowach nie są zadowoleni także deweloperzy. Dla nich niedoświadczeni operatorzy to strata czasu i pieniędzy. Coraz chętniej więc kontaktują się z przedstawicielami związku. To nie podoba się właścicielom firm dźwigowych, którzy niejednokrotnie próbowali zastraszyć związkowców. „Nie dostaniesz żadnego żurawia”, „nie znajdziesz pracy” – takie SMS-y otrzymywał sam Hiller. Kiedy metoda kija nie działa, pojawia się marchewka. Część związkowców dostaje propozycje przejścia na etat pod warunkiem wypisania się z organizacji.

Członkowie Inicjatywy Pracowniczej żartują, że to sukces, bo przecież walczą o umowy o pracę dla operatorów. Teraz chcą się uniezależnić od pośredników. Założyli fundację, która ma oferować inwestorom usługi doświadczonych operatorów. W ich zawodzie nie będzie jednak normalnie, dopóki nie powstaną zapisy regulujące pracę na żurawiu. Projekt jest już na biurku ministra. Co się stanie, jeśli związkowcy nie zostaną wysłuchani? Do związku należy już 300 operatorów. To 300 dźwigów. Jeśli ci ludzie zaprotestują, niewiele będzie można w Polsce wybudować.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 18/2016, 2016

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy