To dzięki Shrekowi mogłem przejść się w Cannes po czerwonym dywanie – Właśnie na ekranach kin pojawiła się druga część „Shreka”. Również dla ciebie jest to drugie spotkanie z tym zielonym stworem. Czy lubisz tego osobliwego bohatera? – Lubię! Oczywiście, że go lubię! To w końcu dzięki niemu mogłem przejść się po czerwonym dywanie w Cannes. Shrek jest cudownie wymyślony, a część druga jest równie pomysłowa i zabawna jak oryginał. Historia zaczyna się w punkcie, w którym pożegnaliśmy bohaterów części pierwszej. A więc małżonkowie Shrek i Fiona, w nieodłącznym towarzystwie poczciwego Osła, wyruszają do bajkowego Królestwa, skąd wywodzi się Księżniczka. No i zaczynają się naprawdę szalone przygody. – Która postać z tego filmu jest twoim ulubionym bohaterem? – Zdecydowanie Osioł! A wielka w tym zasługa Jerzego Stuhra, który nawet w dubbingu potrafi stworzyć prawdziwy aktorski majstersztyk. Shrek i Osioł to para będąca wielkim literackim archetypem – takim jak Don Kichot i Sancho Pansa czy Gargantua i Pantaguel. Zadaniem „tego drugiego” – to znaczy Osła – jest gadanie, rozśmieszanie, poczciwe wymądrzanie się, a więc stwarzanie antytezy emocjonalnej i intelektualnej głównego bohatera. W wykonaniu Jerzego Stuhra ta rola to prawdziwa mieszanka wybuchowa. – Czy lubisz pracę przy dubbingu? – Lubię, choć nie od razu byłem wielkim fanem tej sztuki. Zadanie to wydawało mi się mało twórcze, wymagające jedynie poczucia rytmu, słuchu i synchronu. Jedynie! To przecież nie lada umiejętności! Na tzw. radosną twórczość nie ma tu miejsca. Trzeba idealnie się dostosować do obrazu. Zwykle czuwa nad tym specjalna osoba wyznaczona przez producenta. Swoboda aktora, a nawet tłumacza jest ograniczona. Ale muszę zdradzić, że reprezentant Dream Works po pewnym czasie przypatrywania się naszej pracy pozwolił Bartoszowi Wierzbięcie na sporo swobody. – Czy trudniej dubbingować bohatera animowanego, czy żywego aktora? – W przypadku „Shreka” nie ma praktycznie żadnej różnicy. Animacja w tym filmie jest tak bliska żywego aktorstwa, że praca jest nieomal identyczna. Problemy stwarza jak zwykle kolega Edie Murphy, który wyrzuca słowa z szybkością karabinu maszynowego. Ale pan Jerzy Stuhr okazał się równie szybki. Ja także kiedyś miałem przyjemność dubbingować Murphy’ego – w „Nawiedzonym dworze”. To było bardzo interesujące wyzwanie aktorskie. Dałem radę! – Realizatorzy i recenzenci zgodnie twierdzą, że „Shrek” to bajka skierowana raczej do dorosłych niż do dzieci. Gry słowne, cytaty literackie i filmowe… – Film jest skonstruowany na dwóch poziomach. Dzieci będą zachwycone przygodami Shreka i Fiony, ale większość aluzji pozostanie dla nich nieczytelna. To zabawa dla ich rodziców. Ten film jest fantastyczną opowieścią z mądrym przesłaniem – bądź sobą, zaakceptuj siebie takim, jaki jesteś, nie szukaj w sobie kogoś innego niż w rzeczywistości. – Jesteś uznawany za jednego z najwybitniejszych aktorów filmowych i teatralnych. Role u Kutza, Kieślowskiego, Grzegorzewskiego przyniosły ci wiele sukcesów i rozgłos. Co daje aktorowi i człowiekowi obcowanie z takimi osobowościami? – Mamy teraz mówić o Kazimierzu Kutzu i innych wielkich facetach? Czekaj, niech trochę wyhamuję, żeby nie bredzić. Nie mam, broń Boże, zamiaru podsumowywać mojej pracy zawodowej, bo wierzę, że jeszcze nie czas. Natomiast z pewnością mogę powiedzieć, że przynajmniej do tego momentu (mam nadzieję, że tak będzie dalej) miałem szczęście do ludzi, których spotykałem na swej drodze. Nie tylko zresztą na drodze zawodowej, ale w zawodzie w szczególności. Mówiąc o Kutzu czy o Kieślowskim, musiałbym wspomnieć o wielu innych osobach, które mi pomagały i dzięki którym moje spotkanie z Kutzem czy Kieślowskim było w ogóle możliwe. Tych osób jest tak dużo, że naprawdę nie sposób ich wymienić. Dla mnie zawsze najważniejsze są spotkania z ludźmi, a nie z reżyserami, a Kutz i Kieślowski byli dla mnie ludźmi bardzo ważnymi. Byli i są. Każdy z nich coś innego mi przekazał. Kieślowski wymógł na mnie pewną dyscyplinę pracy, z którą miewam problemy. To dotyczyło raczej punktualności niż solidności, bo nie trzeba mnie namawiać do maksymalnego przygotowania i spięcia. Natomiast Kazio Kutz to człowiek, którego trzeba rozumieć między wierszami, a te wiersze to cudowne spotkania z nim i jego fantastyczne opowieści o czasach, których ja znać ani pamiętać, broń Boże, nie mogę. Obaj to giganci! – Ale grywasz nie tylko u gigantów. Film „Zmruż oczy” Andrzeja Jakimowskiego został obsypany
Tagi:
Ewa Gil-Kołakowska