Animowana rewolucja

Animowana rewolucja

Archaiczne i nieatrakcyjne Śpiąca Królewna czy Czerwony Kapturek przegrywają z bohaterami „Shreka”, „Epoki lodowcowej” i „Madagaskaru” Śpiąca Królewna nie przerywa drzemki, nawet wysiadając z karety na wielkiej imprezie. Przynajmniej tak ją złośliwie sportretowano w „Shreku 2”. Ale wygląda na to, że w kinach też nie ma szans na przebudzenie. Jej równie klasyczni koledzy, Bambi czy księżniczka na ziarnku grochu, nie wywołali ostatnio szturmu na kasy. Za to teraz w kinach znów widać kolejki po bilety. Kolejki, w których stoją nie tylko całe rodziny, lecz także młodzież i dorośli bez asysty dzieciarni. „Epoka lodowcowa 2” święci triumfy nie tylko dlatego, że to kontynuacja hitu. To przede wszystkim produkt rewolucji w animacji, którą zapoczątkowała „Toy Story”, a przypieczętował na dobre „Shrek”. Odwilż na całego Nietypowe w każdym ekosystemie „stado” powraca zatem do kin: leniwiec Sid, tygrys Diego i mamut Maniek. Tym razem muszą się zmierzyć z groźbą globalnego ocieplenia i odwilży, jakie przyszły po okresie zlodowaceń. W dodatku Maniek przeżywa obawy, czy przypadkiem nie jest ostatnim egzemplarzem gatunku. Gdy szczęśliwie okazuje się, że nie, to radość nie jest pełna. Urocza mamucica Ela sądzi bowiem, że jest… oposem. Zupełnie jak jej dwaj wszędobylscy bracia. Tyle że ciut przerośniętym. Perypetie tej gromadki układają się w całkiem zgrabny sequel. Choć, jak to zwykle bywa przy kontynuacjach, twórcy za bardzo skupili się na tym, żeby było śmieszniej, niż żeby było ciekawiej. Jedna rzecz wyszła im jednak pierwszorzędnie – dalszy ciąg przygód pewnego zdeterminowanego gryzonia w pogoni za upragnionym orzechem. Tym razem komiczny zwierzak dostał jedną z głównych ról, jego historia stanowi wątek równoległy do opowieści o reszcie. W sumie jednak sukces murowany, bo film realizuje złotą zasadę wprowadzoną przez „Shreka”: umiejętne połączenie parodii filmowych gatunków, naszpikowane cytatami i aluzjami z różnych dziedzin kultury (to część czytelna dla dorosłych), z prawdziwą bajką razem z niezbędną dydaktyką i happy endem (to oferta dla dzieci). Tak jak „Shrek” promował trwanie przy prawdziwej miłości, a przede wszystkim akceptowanie siebie oraz innych takimi, jakimi są, „Madagaskar” był pochwałą przyjaźni i życia w wielokulturowej społeczności, a „Roboty” gloryfikowały walkę o własne marzenia, tak „Epoka lodowcowa 2” też bezboleśnie uczy dzieciaki, że trzeba poznać i polubić swoją tożsamość, a przyjaciołom należy być wiernym. Popkulturowy miszmasz Ale oczywiście rodzice takich umoralniających historyjek naoglądali się mnóstwo. Żeby zatem przyciągnąć ich do kin, niekoniecznie z pociechami, i – co tu dużo kryć – sporo zarobić na kosztownych komputerowych animacjach, filmowcy proponują popkulturowy jarmark skeczy. W obu „Shrekach” żonglowano do upadłego motywami z bajek w kombinacji z programami telewizyjnymi (książę wybierał kandydatkę na żonę jak w „Randce w ciemno”, Shrek witał się z teściami w asyście tłumów i prezenterów relacji oscarowych). A klasyczny bajkowy bohater, Pinokio, w damskich stringach to niby żart dla małolata? Podobnie w „Madagaskarze” mały widz nie wie, czemu jeden z pingwinów, pobiwszy kogoś, twierdzi, że wyrwał gościowi wątrobę, zjadł i popił chianti (to znaczy nie wie, o ile nie oglądał „Milczenia owiec”, a miejmy nadzieję, że nie oglądał). W „Gdzie jest Nemo” najgroźniejszy rekin nazywa się Bruce, zupełnie jak pieszczotliwe określenie ludojada w „Szczękach”. W „Iniemamocnych” ukryta jest delikatna satyra na realia życia na przedmieściach, „Czerwony Kapturek – prawdziwa historia” to jedna wielka parodia filmów policyjnych i przygód agenta 007, a w „Epoce lodowcowej 2” dorosły może nawet na upartego zadumać się nad globalnym ociepleniem. Chociaż upierać się przy tym nie warto, bo pokazane jest ono raczej jako fenomen natury, a wszelkie ludzkie postacie tym razem z historii wyeliminowano. Zatem czym tu się przejmować? Raczej wypada uśmiechnąć się na żart o becikowym, typowo rodzicielskie dyskusje Mańka i Eli oraz uroczy musicalowy numer w wykonaniu stada sępów (choć odczytanie w tym nawiązania do musicalu „Oliver!” jest już ciut trudniejsze). Rozrywka ponadpokoleniowa – oto sekret sukcesu, sekret pełnej widowni na pociotkach „Shreka”. Chociaż czasami w pogoni za uniwersalną rozrywką dla wszystkich pokoleń i obowiązkowym zestawem aluzji i cytatów droga wiedzie prosto w ślepą uliczkę. Bo zdarza się, że mimo wysiłków powstaje bajka mentalnie przeznaczona dla dzieci (np. „Roboty”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 15/2006, 2006

Kategorie: Kultura