Muzyka pozwala przekraczać siebie

Muzyka pozwala przekraczać siebie

Kiedyś branża muzyczna inwestowała w artystów. Dziś każda piosenka to produkt szybko zbywalny Tomasz Lipiński – współlider Tiltu i Brygady Kryzys, członek zarządu ZAiKS „On the Border Line” to maxisingiel grupy Tilt wydany niedawno nakładem niezależnych wytwórni Warsaw Pact Records oraz Archiwum Trasa W-Z. Zawiera pierwsze profesjonalnie nagrane polskie piosenki (post)punkrockowe. Zarejestrowano je pod koniec 1980 r. w studiu S1 Polskiego Radia. Legendarna „czarna płyta” Brygady Kryzys została zarejestrowana 40 lat temu podczas testów studia wytwórni Tonpress na warszawskim Wawrzyszewie. To pierwszy polski pełnowymiarowy album z muzyką punk i new wave. Po latach płyta zajęła drugie miejsce w plebiscycie dziennikarzy muzycznych na najlepszy polski album muzyczny wydany po II wojnie światowej. Właśnie pan debiutował. I to kolejny raz. Po ponad 40 latach ukazała się płyta „On the Border Line”, pierwsze studyjne nagrania zespołu Tilt. – Te nagrania wyszły kiedyś w mikroskopijnym nakładzie, na offowej kasecie w 1981 r. To ich pierwsze oficjalne wydanie. Pierwszy nakład rozszedł się jeszcze przed premierą. Takiego punk rocka w Polsce nie grano. Płyta pokazuje, jak mógłby brzmieć polski punk, gdyby nie rozmaite przeszkody. – Kiedy rejestrowaliśmy te piosenki, nie znaliśmy przyszłości. Graliśmy tak, jak sobie wyobrażaliśmy naszą muzykę, jak umieliśmy. Mieliśmy zapał i przekonanie o słuszności tego, co robiliśmy. Natomiast historia tych ponad 40 lat jest poza mną. Nie potrafię na nią spojrzeć z boku, jak na fakty historyczne. To zawsze będzie dla mnie część życia, która się wydarzyła, kiedy miałem 24 lata. A ściśle rzecz biorąc, w 1979 r. już nie graliśmy punk rocka. W Polsce najbardziej przyjął się punk ostry i kostropaty. Muzyka na „On the Border Line” to niemal jego antyteza – jest przebojowa, eteryczna, „jasna”. – Nie interesowało nas granie punkrockowego kanonu, który wtedy zaczął się formować. Tilt założyliśmy z Jackiem Lenartowiczem i Tomkiem Szczecińskim w 1979 r. Czyli dwa lata po eksplozji punka, która, wbrew temu, jak dziś na to się patrzy, była szalenie bogata i różnorodna stylistycznie, pełna indywidualności. Dlatego ten impuls był tak silny i zainfekował rzesze młodych ludzi na świecie. W 1979 r. ta rewolucja już się dokonała. Zabłysła i przygasła. Zaczęto ją komercjalizować, przekształcać w modę, zgodnie z zasadami wolnego rynku. Woleliśmy iść swoją drogą. Interesował nas eksperyment, a nie droga do tzw. punkowego grania, świeżego, ale coraz wyraźniejszego kanonu „trzy akordy, darcie mordy”. Słuchaliśmy nowszej muzyki. Ale i starszej. Wcześniej słuchałem i muzyki klasycznej, i etnicznej, i jazzu. To, że znaleźliśmy się w nurcie punkowym, wynikało z koincydencji historycznej. Polska się rozsypywała. Zawsze marzyłem o tym, by grać, ale w tamtym momencie trudno było planować przyszłość. Za sprawą kapel punkrockowych dokonał się wyłom. One otworzyły scenę przed młodymi zespołami, grającymi nową, interesującą muzykę. Legendarna „czarna płyta” Brygady Kryzys kończy w tym roku 40 lat. Też łamie schematy i konwencje. – Zespół powstał w 1981 r. Zrobiliśmy próby, stworzyliśmy repertuar. Do nowego studia na Wawrzyszewie dostaliśmy się dzięki naszemu menedżerowi Jackowi Olechowskiemu jako ekipa testująca możliwości sprzętu. Spędziliśmy tam bardzo dużo czasu. Dookoła stan wojenny. Mieliśmy szczęście, że producentem płyty został Józef B. Nowakowski. Miał wielkie doświadczenie i był znany z niekonwencjonalnego myślenia o muzyce. Kiedy zaczęliśmy pracować nad płytą, zasugerował, że trzeba tworzyć tylko takie rzeczy, których nikt dotąd nie zrobił. Wszystko, co znalazło się na płycie, robiliśmy zgodnie z tą ideą. A były to przeróżne rzeczy. Oczywiście muzyka punkowa czy postpunkowa, której wtedy słuchaliśmy. Ale są i inne elementy, choćby jazzowe, za sprawą perkusisty Janusza Rołta, czy szalone improwizacje saksofonisty Tomka Świtalskiego. Wtedy też, jak sądzę, Robert Brylewski rozwinął swoją filozofię myślenia o muzyce i gry na gitarze. Wymyśliłem na to termin punkedelic, czyli krzyżówka punka z psychodelią. Tylko przez przekraczanie ograniczeń gatunkowych, własnych mniemań muzyka może się rozwijać i zyskiwać siłę. Punkedelic Brygady to karkołomne zestawienie. Jest reggae, ale też muzyka industrialna, coś z postpunka czy rocka gotyckiego. – Z moich obserwacji wynika, że muzyka brzmieniowo odzwierciedla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2022, 2022

Kategorie: Kultura