Potężny koncern nuklearny skorumpował polityków, naukowców i media Sytuacja w ruinach elektrowni atomowej Fukushima wciąż jest dramatyczna. Na skutek nagłego wzrostu promieniowania trzeba było przerwać akcję dekontaminacji skażonej wody. Rząd nakazał ewakuację niektórych miejscowości, oddalonych prawie 40 km od elektrowni. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej w raporcie oskarża władze w Tokio, że nie doceniły zagrażających temu obiektowi niebezpieczeństw. W podziemiach siłowni znajduje się 110 tys. ton skażonej radioaktywnie wody, której używano do chłodzenia reaktorów. Można nią zapełnić 40 basenów olimpijskich. Zbiorniki są przepełnione, istnieją obawy, że promieniotwórcza woda zacznie się przedostawać do gruntu i morza. Zawiodła próba dekontaminacji za pomocą skomplikowanej aparatury, skonstruowanej dzięki technologii amerykańskiej i francuskiej. Urządzenie to miało oczyszczać z radioaktywnego cezu i innych substancji 1200 ton wody dziennie. Wody tej zamierzano użyć do chłodzenia reaktorów w obiegu zamkniętym, tak aby nie trzeba było pompować do siłowni wody z morza. Niestety, urządzenie osiągnęło maksymalną wydajność już po pięciu godzinach. Poziom radiacji wzrósł, przeciążoną aparaturę wyłączono. W kwietniu z elektrowni Fukushima wypompowano do oceanu 10 tys. ton lekko skażonej wody. Wywołało to protesty Korei Południowej i Chin. W połowie czerwca podwyższony poziom radioaktywności wykryto w tkankach wielorybów (wali karłowatych) złowionych u wybrzeży wyspy Hokkaido. Trudno uwierzyć, ale skażone promieniotwórczym cezem zostały liście zielonej herbaty uprawianej w regionie Warashina, w odległości aż 370 km na południowy zachód od Fukushimy. Władze wezwały właścicieli pięciu plantacji, aby dobrowolnie zaprzestali sprzedaży herbaty. Podczas kontroli na paryskim lotnisku im. Charles’a de Gaulle’a urzędnicy wykryli skażoną radioaktywnym cezem partię zielonej herbaty z Japonii. Poziom radioaktywności wynosił 1033 bekerele na kilogram, co dwukrotnie przekracza normę europejską. Elektrownia Fukushima Daiichi, należąca do koncernu energetycznego Tepco, została poważnie uszkodzona w wyniku niszczycielskiego trzęsienia ziemi i ogromnych fal tsunami, które 11 marca uderzyły w wybrzeża Japonii. System chłodzenia przestał działać, a wysoce radioaktywne rdzenie reaktorów rozgrzały się. Następnego dnia potężna eksplozja wodoru poważnie uszkodziła budynek reaktora nr 1. Potem do wybuchów doszło w budynkach reaktorów 3 i 4. Dopiero 6 czerwca władze w Japonii przyznały to, co międzynarodowi komentatorzy przypuszczali od dawna. W reaktorach 1, 2 i 3 doszło do stopienia się rdzeni, przy czym radioaktywna masa prawdopodobnie przebiła się przez wewnętrzne zbiorniki reaktorów. Przed katastrofą w Fukushimie eksperci uważali, że w nowoczesnych reaktorach, wyposażonych w sprawne systemy bezpieczeństwa, stopienie się rdzenia jest absolutnie niemożliwe. Reaktory w Fukushimie były jednak, jak się okazało, archaiczne. Reaktor nr 1 został rozerwany od razu – w wyniku samych wstrząsów, a nie fali tsunami. Woda chłodząca wyciekła, odsłonięte pręty paliwowe rozgrzały się, a 68 ton radioaktywnego materiału stopiło w ciągu zaledwie sześciu godzin. 6 czerwca ujawniono, że przez pierwszych pięć dni promieniowanie z uszkodzonej elektrowni osiągnęło poziom 770 tys. terabekereli, dwa razy wyższy, niż uprzednio zakładano. Koncern Tepco zamierza uszczelnić ruinę budynku pierwszego reaktora, budując nad nią dach, wsparty na czterech kolumnach i stalowym rusztowaniu o wymiarach 47 na 42 m. Wiadomo jednak, że będzie to konstrukcja prowizoryczna i tymczasowa. Zdaniem ekspertów, nad uszkodzonymi budynkami reaktorów trzeba wznieść betonowy sarkofag, ponadto należy wymienić fundamenty elektrowni. Może to potrwać wiele lat. Plany Tepco ustabilizowania sytuacji w elektrowni do końca obecnego roku z pewnością nie zostaną zrealizowane. Komentatorzy zwracają uwagę, że katastrofa prędzej czy później musiała się wydarzyć. Doszło do niej na skutek karygodnego niedbalstwa koncernu Tepco oraz Narodowego Urzędu Bezpieczeństwa Nuklearnego NISA, który miesiąc przed trzęsieniem ziemi przedłużył czas pracy przestarzałego, 40-letniego reaktora z Fukushimy o następne dziesięć lat. Komisja Japońskiego Towarzystwa Inżynieryjnego, nie mając ku temu żadnych podstaw, „obliczyła”, że najwyższa fala tsunami, która może uderzyć w elektrownię Fukushima, nie przekroczy 5,7 m. Dlatego siłownię otoczono oszczędnościowym murem o takiej właśnie wysokości. 11 marca na elektrownię runęła 14-metrowa ściana wody. Potem okazało się, że większość 35-osobowej komisji inżynierów, która sporządziła ekspertyzę, była wcześniej zatrudniona
Tagi:
Jan Piaseczny









