Wpisy od Magda Omilianowicz

Powrót na stronę główną
Kraj

Pomroczność jasnowidza

TOPR zażądał od Jackowskiego odszkodowania za wprowadzenie ratowników w błąd. Media zrobiły z niego oszusta Nie otacza go aura niesamowitości. Jest zażywnym czterdziestolatkiem, ma wykształcenie zawodowe. Mieszka z żoną i dziećmi na człuchowskim osiedlu, w 40-metrowym mieszkaniu. W pokoju jasnowidza nie ma szklanej kuli ani czarnego kota. Wnętrze typowe – segment, telewizor, na ścianach kilka obrazów. – Jak na oszusta niewiele się dorobiłem, prawda? – Krzysztof Jackowski jest wyraźnie rozgoryczony wrzawą, która rozgorzała po tym, jak TOPR zażądał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Reportaż

Dentysta otwiera dusze

Ci, którzy przychodzą do cerkwi, zwracają się do mnie – batiuszka, czyli ojcze. Pacjenci w gabinecie mówią zwyczajnie – doktorze O tym, że rodzina ze strony matki jest wyznania grekokatolickiego, Mariusz Synak dowiedział się dopiero po przyjęciu święceń kapłańskich. – Przez lata to był rodzinny sekret, którym nie chciano mnie obarczać – mówi. On w niedziele chodził wraz z rodzicami (mimo że ojciec był partyjnym sekretarzem) na msze do kościoła katolickiego. Do czwartej klasy licealnej Mariusz nie wiedział, jaki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Społeczeństwo

Jeden kieliszek od śmierci

Dziś jest człowiekiem sukcesu, choć przez 20 lat był alkoholikiem. Pił denaturat, spał w melinach i na śmietnikach Początkowo używałem alkoholu jak wszyscy, jako środka zmieniające­go nastrój. Był mi potrzebny do królo­wania w towarzystwie. Żeby być go­ściem, kozakiem. Potem, żeby dorów­nać innym. Później, żebym mógł wstać i zacząć chodzić, a na końcu, żebym mógł oddychać. Nie było ważne, co się pije. Dla alkoholika nie ma gorszych trunków. Da się wypić wszystko, co jest na spirytusie. Autowidol, pastę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Reportaż

Z poziomu krawężnika

Powiedziała im, ze ryzykuje niewiele – najwyżej ją okradną. Oni ryzykują więcej, bo spotkali na swej drodze dobrego człowieka Los zetknął Ninę, Artura i Joha­na w lipcu. Nina prowadziła knajp­kę w Łazach, a Artur z Johanem – para bezdomnych z Krakowa – przyjechali nad morze i jako miej­sce do spania wybrali trawnik przyległy do lokalu Niny. – Do mnie trafili po raz pierwszy z brudnym słoikiem, do którego chcieli trochę zupy. Obaj – choć są bardzo różni – wyglądali tak samo.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.