TOPR zażądał od Jackowskiego odszkodowania za wprowadzenie ratowników w błąd. Media zrobiły z niego oszusta Nie otacza go aura niesamowitości. Jest zażywnym czterdziestolatkiem, ma wykształcenie zawodowe. Mieszka z żoną i dziećmi na człuchowskim osiedlu, w 40-metrowym mieszkaniu. W pokoju jasnowidza nie ma szklanej kuli ani czarnego kota. Wnętrze typowe – segment, telewizor, na ścianach kilka obrazów. – Jak na oszusta niewiele się dorobiłem, prawda? – Krzysztof Jackowski jest wyraźnie rozgoryczony wrzawą, która rozgorzała po tym, jak TOPR zażądał od niego pokrycia kosztów akcji w górach. – 29 stycznia otrzymałem od nich pismo, że moja sugestia została uznana za fałszywy alarm i z tego powodu TOPR żąda wpłacenia na ich konto 5000 zł. Oddałem papier prawnikowi, niech się tym zajmie. Kim jest? Jackowski ma na swoim koncie ponad 600 spraw, w których pomógł odnaleźć osoby zaginione, porwane, zamordowane. Dziennikarz gdańskiego “Głosu Wybrzeża” napisał o jego fenomenie książkę, zaś 6 lutego w warszawskim kinie “Muranów” odbędzie się premierowy pokaz filmu dokumentalnego “Jasnowidz” Marii Zmarz-Koczanowicz. Kim jest? Najwybitniejszym polskim jasnowidzem, czy, jak ostatnio przedstawiały go niektóre media, sprytnym oszustem? To pierwsza taka sprawa w Polsce, kiedy organizacja uczestnicząca w poszukiwaniach osób zaginionych żąda od jasnowidza zadośćuczynienia za nieudaną wizję. Jackowski powiedział rodzinom zaginionych nastolatków, że ich dzieci nie żyją, tymczasem po kilku dniach młodzi odnaleźli się w areszcie, w Pradze. – Zatelefonował do mnie Wojciech Ruminkiewicz, prezes Stowarzyszenia Rodzin Zamordowanych Dzieci, któremu kiedyś pomogłem odnaleźć zwłoki syna – mówi Jackowski. – Powiedział, że jego znajomym zaginęły dzieci, poprosił o pomoc. Zgodziłem się. Przyjechali rodzice, przywieźli zdjęcia dzieci i ich rzeczy osobiste. Wykonałem wizję. Zobaczyłem ich w Zakopanem, ale nastolatki nie były ubrane jak na wyprawę w góry. W pewnej chwili ujrzałem, że koczują gdzieś w rejonie lasu i uznałem, że skoro nie są odpowiednio ubrani, to pewnie coś się potem stało, zamarzli, nie żyją? A może chcieli przejść przez zieloną granicę? Uprzedziłem rodziców – co zwykle robię – że mogę się mylić. Dałem im to na piśmie i dodałem też, że jeśli będzie taka konieczność, mogę pojechać z nimi w góry i tam spróbować kolejnej wizji. Zaznaczam, że wizję robiłem nieodpłatnie. Rodzice wyjechali, nie miałem z nimi więcej kontaktu, a potem nagle usłyszałem w Radiu Zet, że jestem naciągaczem. Czuję się urażony i poniżony. Sławny wizjoner, Stefan Ossowiecki, któremu poświęcono niejedną publikację, na sto wizji miał 60 trafnych. Jackowski, pytany, jak jest w jego przypadku, mówi: – Podobnie. Jeśli miałbym 100% trafnych wizji, nie byłbym jasnowidzem, ale Bogiem. Niejednokrotnie w wywiadach podkreślałem, że miewam pomyłki. Dlatego uprzedzam każdego, kto do mnie trafia, że wizja może się potwierdzić, ale nie musi. Krótkie mignięcie W archiwum Jackowskiego leżą setki listów od ludzi, którym pomógł. A także podziękowania od policjantów z całej Polski, choć oficjalnie policja niechętnie przyznaje się do współpracy z wizjonerami. “Chcę Panu serdecznie podziękować za dokładne wskazanie miejsca ukrywania się poszukiwanego listem gończym, groźnego przestępcy. Przekazane przez Pana informacje pozwoliły na zatrzymanie go” – to fragment listu z Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu. “Przekazana przez Pana wersja zdarzenia – odmienna od przyjętej w śledztwie, w pełni się potwierdziła. Również typowanie przez pana sprawców tego zdarzenia było trafne, co w efekcie doprowadziło do ich zatrzymania. Komenda Powiatowa Policji w Człuchowie”. W ostatnich latach głośno było o Jackowskim w związku z kilkoma sprawami. Jedna z nich to morderstwo 10-letniego Olka Ruminkiewicza. Jego ojciec przez ponad dwa miesiące myślał, że syn żyje, zbierał pieniądze na okup dla porywaczy. – Powiedziałem panu Wojtkowi, żeby zrezygnował, bo chłopiec został zamordowany przez przyjaciela rodziny, który pomaga w zbiórce pieniędzy. Wskazałem miejsce ukrycia zwłok. Moja wizja się potwierdziła. Dziecko zabił znajomy sędzia, który uczestniczył w poszukiwaniach. Podobnie było w przypadku zaginięcia Magdy, czterolatki z Krakowa. Jackowski powiedział rodzinie, że dziecko utonęło. Sporządził dokładną mapę, wskazał ulicę, niedaleko której jest metalowy most na Wiśle. Zwłoki dziewczynki miały się znajdować 27,5 metra od mostu. Płetwonurkowie przeszukiwali Wisłę od tygodnia.
Tagi:
Magda Omilianowicz