Wpisy od Marta Motyl

Powrót na stronę główną
Kultura

Olga Boznańska nad dachami Paryża

2025 – Rok Olgi Boznańskiej

Mimo zaszczytów gwiazda malarki najjaśniej błyszczała w jej własnych czterech kątach

Pokazanie w 1896 r. obrazów na Salon de la Société Nationale des Beaux-Arts na Polu Marsowym było dla sztuki Boznańskiej jak otwarcie drzwi do nowego kraju, do tego – jak podkreślała – bez protekcji. A kiedy drzwi do Francji się otworzyły, należało z tego skorzystać. Jednak papa Boznański kręcił nosem także na Paryż. Skarżył się młodszej córce na upór i niezdrowy tryb życia starszej („nie chce jeść, wygląda jak trup”), na wydawanie przez nią pieniędzy, jakby jutra nie było, a także wzywał Izabelę jako posiłki – żeby zamieszkała z siostrą i to wszystko ukróciła. Tyle że Izabeli ani się śniło przebywać pod jednym dachem z Olgą. (…) Swoją drogą, papie Boznańskiemu wspieranie obu córek przychodziło z coraz większym trudem, chociażby z racji starzenia się, chorób i coraz mniejszych zarobków. Do tego wynajmowana lokatorom kamienica przy Wolskiej 21 pochłaniała więcej pieniędzy, niż ich przysparzała. Lecz mimo narastających problemów ojciec pragnął, żeby Olga mogła malować, dopóki tylko zdrowie i wiek mu pozwolą.

Boznańska malowała zatem w Paryżu i malowała Paryż – nie z perspektywy żabiej, jak Monachium, ale z perspektywy ptasiej. Portretowała Miasto Świateł z bezpiecznego oddalenia i z bezpiecznego miejsca, czyli ze swojego gniazda w pracowni. Dzięki temu to ona dominowała nad Paryżem, a nie Paryż nad nią. „Takie obszerne place, tyle horyzontu, a wszystkie malownicze i wyglądające jak obraz wspaniały”, zachwycała się, uważając tamtejsze widoki za gotową kompozycję, tylko łapać za pędzel.

Niemniej maluje ją we własnym stylu, prowadząc ten pędzel z energią – a to zamaszyście, a to uderzając o podłoże z szybkością właściwą pracy nad szkicem, co widać choćby na przykładzie „Placu de Thernes w Paryżu” (1903). W efekcie powstaje płaska kompozycja utrzymana w szarosrebrzystej zimnej kolorystyce, spod której przebija jednak ciepły odcień tektury, ożywiany a to plamą czerwieni, a to plamą zieleni. Boznańska nie (d)opowiada widoku od A do Z, zaledwie go sugeruje. Paryskie pejzaże aż migoczą, jakby zatrzymana w nich chwila nie przestawała rozbłyskiwać przed oczami. Kojarzą się z dokonaniami impresjonistów, którzy za jednego z bohaterów obrazów obrali współczesny sobie Paryż, mimo że Boznańska się od nich odżegnywała. Z kolei płaskość i widok z lotu ptaka odsyłają nas do sztuki japońskiej. Bowiem w Paryżu szał na japońszczyznę zdawał się nie mieć końca. A z których okien patrzyła na Paryż japonizująca Polka?

W 1898 r. wynajęła mieszkanie przy rue Campagne-Premiere 17 i pracownię przy rue de Vaugirard 114, a w 1907 r. przeniosła się na Boulevard Montparnasse 49, do pracowni połączonej z mieszkaniem, którą zajmowała do końca życia.

Na początku XX w. Montparnasse było paryskim przedmieściem zamieszkiwanym przez obcokrajowców, w tym przez Polaków. Miało charakter dzielnicy ni to półmiejskiej, ni to półwiejskiej – zresztą lubowało się w kontrastach. Z kościołami sąsiadowały tu przybytki rozkoszy i teatry rewiowe. W jednej z tutejszych tancbud, Grande Chaumiere, narodził się kankan. Nic dziwnego, że spacerując po Montparnassie, można było napotkać i rolnika, i fakira, i księdza, i tancerkę, i malarza. Barwności przydawało mu wiele prywatnych szkół malarskich i jeszcze więcej pracowni. Różne kreatywne indywidualności bądź indywidua sprowadzały się tutaj od końca XIX w. Do montparnasskich lokatorów należeli: Arthur Rimbaud, Guillaume Apollinaire, Henri Rousseau, Pablo Picasso, Amedeo Modigliani, a z polskich artystów: Stanisław Wyspiański, Józef Mehoffer czy Tadeusz Makowski. Montparnasse upodobały

Fragmenty książki Marty Motyl Boznańska. Nie tylko „Dziewczynka”, Lira Warszawa 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Ćwiczenia z krzyczenia

„Krzyk” Edwarda Muncha przeszedł od statusu klasyka malarstwa do statusu ikony popkultury wskutek kradzieży w 1994 r.

„Krzyku” Munch nie namalował od razu. Zaczął od „Rozpaczy” (1892) i przez pewien czas zmagał się z oddaniem swojego wspomnienia. Dopiero kolejną z wersji „Rozpaczy”, która zawisła na wystawie w Berlinie, zatytułował „Krzyk”.

Poprzednika, czyli „Rozpacz”, wyróżniają równie szablonowe formy i wyraziste barwy, które zagościły w sztuce Muncha od początku lat 90. XIX w. Korzystając z nich, artysta przetworzył scenerię oslowskiej dzielnicy Nordstrand. Co więcej, i w jednym, i w drugim obrazie skorzystał z takiej samej dynamizacji i takiej samej dramatyzacji przestrzeni dzięki zbieganiu się linii perspektywicznych w górnej części kompozycji. Wreszcie, i w jednym, i w drugim wrażenie ekspresji wzmocnił dodatkowo pokazaniem pomostu po przekątnej, przy czym uczynił z niego swego rodzaju równię pochyłą. (…)

Matka (chrzestna?) „Krzyku”, „Rozpacz”, zwróciła na siebie szczególną uwagę na wystawie Muncha w Berlinie A.D. 1892. Ba! Mimo że przedstawiała zachód słońca, podziałała niczym „Impresja, wschód słońca” Moneta na pierwszej wystawie impresjonistów. To znaczy, przyczyniła się do wybuchu skandalu. Dotąd barw równie silnych, jak w „Rozpaczy”, berlińscy odbiorcy doświadczali najwidoczniej wyłącznie w kuchni, skoro niebo na obrazie porównywali do mieszanki jajeczno-pomidorowej i sosu rakowego. (…)

Organizatorzy wystawy nie zdawali sobie sprawy, że pokażą prace różniące się od prac pokazywanych dotąd publicznie. Przecież Kaiser zarządził, że oficjalna sztuka niemiecka powinna pokrzepiać ideałami, a w tym celu prezentować to, co narodowe, w realistycznej oprawie. Berlin należał wówczas do miast dość prowincjonalnych, więc proponował i promował przystającą do swojej przynależności sztukę, a nowości zwalczał z zapałem godnym lepszej sprawy. Stąd berlińskie publika i krytyka, przyzwyczajone do podziwiania na obrazach wojaków, rumaków i tęskniących za wojakami kobiet, od razu ruszyły szarżą na odstępcę. Wyzywały dzieła Muncha od poronionych płodów, namalowanych po partacku, i od sztuki zdegenerowanej, które to określenie powtórzyli po kilkudziesięciu latach naziści.

W wyniku takiego rozwoju wypadków Stowarzyszenie Artystów Berlińskich zarządziło we własnym gronie głosowanie, kto jest za, a kto przeciw twórczości niepokornego Norwega. Przeważyły głosy przeciw, a wystawę po niespełna tygodniu zamknięto. Paradoksalnym prawem prowokacji dopiero po zamknięciu zyskała ona prawdziwy rozgłos. (…) Prawie nieznany norweski malarz z dnia na dzień został najbardziej rozpoznawalnym człowiekiem w Rzeszy Niemieckiej.

Reakcja głównego zainteresowanego?

Fragmenty książki Marty Motyl Munch. Nie tylko Krzyk, Lira, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Przerwana uczta

Fresk z gwoździem, czyli „Ostatnia Wieczerza” Gdzie jak gdzie, ale na wspólnej uczcie, we wspólnych porywach mamy prawo spodziewać się niespodziewanego. Z tym że nikt, nigdy, nigdzie nie spodziewa się słów: „Jeden z was mnie zdradzi”. Nie spodziewali się ich także apostołowie zasiadający z Jezusem przy  jednym i tym samym stole w Wieczerniku. A jednak! Leonardo da Vinci – w jakże słynnym fresku „Ostatnia Wieczerza” (1495-1498) – przedstawił przerwanie uczty dysonansem nad dysonansami. W kompozycji wyraźnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Święto marionetek

„Maskarada” Tadeusza Makowskiego, czyli dzieci z dreszczykiem W „Maskaradzie” Tadeusza Makowskiego mamy do czynienia z (para)magicznymi postaciami, marionetkami naśladującymi wyglądem dzieciarnię. Zostały przedstawione frontalnie i rozmieszczone w dwuszeregu niczym na fotografii klasowej. Jednak nawet jeżeli się uśmiechają, to budzą dreszczyk… Swoją obecnością czy swoją obcością? Walce i stożki torsów, kule twarzy sprawiają, że ci Pinokiowie wydają się wyciosani przez wyjątkowo niewprawnego Geppetta, który nie zaprzątał sobie głowy i rąk detalami. Walce, stożki, kule są nieprzypadkowe – przedstawianie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Nagusy w winiarni

„Bachanalia” Tycjana, czyli szukajcie erotyzmu w dziełach sztuki dawnej i bardzo dawnej „A może by tak iść do restauracji i zjeść kolację całkiem nago?”, nęcił nagłówek na portalu Viva.pl. Zapowiadał artykuł, który wiódł na pokuszenie dziełami sztuki z gołymi i wesołymi biesiadnikami, w tym z „Bachanaliami” (1523-1526). Wzmiankował o pierwszej na świecie restauracji, w której goście mają zasiadać nago, czyli The Bunyadi w Londynie. (…) W ikonosferze, a zatem w obrazach, które otaczają nas szerokim kręgiem w muzeach, galeriach, na ekranach kinowych i telewizyjnych,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Czy artysta postradał zmysły?

„Panny z Awinionu” – eksperyment Pabla Picassa Artyści, galerzyści, kolekcjonerzy, znajomi stawiali oczy w słup przed obrazem, który zaprezentował im Pablo Picasso w pracowni. Zachodzili w głowę: czy artysta postradał zmysły? Georges Braque porównał patrzenie na dzieło do jedzenia, zamiast zwykłych potraw, pakuł polanych naftą. Siergiej Szczukin załamywał ręce, że taki mistrz jest stracony dla francuskiego malarstwa. W pewnym sensie ze stwierdzeniem tym zgadzał się Guillaume Apollinaire, wyrokując, że Picasso dokonał morderstwa na samym sobie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Rytm pożądania

Tamara Łempicka uznała, że bycie artystką stanowi usprawiedliwienie dla każdego zachowania, na jakie przyjdzie jej ochota Coraz dalej i dalej niosło Tamarę Łempicką przekonanie, że jest w stanie podbić Paryż twórczością i osobowością. Po tworzeniu bezpiecznych martwych natur i portretów sięgnęła po elektryzującą tematykę aktu. Negliż cieszył się popularnością i w rozbuchanym życiu, i w rozbuchanej sztuce lat 20. Malowanie aktów coraz powszechniej przyjmowało się wśród artystek. Tworzyły je Émilie Charmy, Suzanne Valadon, Jacqueline

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Lolita z Tahiti

Gauguin nie przeniósł na wyspę europejskiego patriarchatu, ale nader chętnie skorzystał z gościnności tamtejszego Paul Gauguin opierał się Tahiti i upierał przy Madagaskarze. Przekonywał, że tam odnajdzie więcej typów ludzkich (rzecz nie bez znaczenia dla wielbiciela portretowania), a także więcej mistyki (rzecz nie bez znaczenia dla wielbiciela symbolizowania). A jednak, kierowany ciekawością wzbudzoną przez Emila Bernarda, sięgnął po broszurę rodzimego Ministerstwa Kolonii o osadnictwie w Oceanii. I przepadł. (…) Sprawy potoczyły się migiem. Sprzedał 30 obrazów. Odwiedził

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.