Święto marionetek

Święto marionetek

„Maskarada” Tadeusza Makowskiego, czyli dzieci z dreszczykiem

W „Maskaradzie” Tadeusza Makowskiego mamy do czynienia z (para)magicznymi postaciami, marionetkami naśladującymi wyglądem dzieciarnię. Zostały przedstawione frontalnie i rozmieszczone w dwuszeregu niczym na fotografii klasowej. Jednak nawet jeżeli się uśmiechają, to budzą dreszczyk… Swoją obecnością czy swoją obcością? Walce i stożki torsów, kule twarzy sprawiają, że ci Pinokiowie wydają się wyciosani przez wyjątkowo niewprawnego Geppetta, który nie zaprzątał sobie głowy i rąk detalami. Walce, stożki, kule są nieprzypadkowe – przedstawianie natury za pomocą tych figur postulował już postimpresjonista Paul Cezanne.

Późniejsi awangardziści, a dokładniej kubiści, wzięli sobie jego radę do serca dosłownie. Baryłkowate figury marionetek Makowskiego przywodzą na myśl „tubizm” figur ludzkich autorstwa kubisty Fernanda Legera. Jest jednak między nimi zasadnicza różnica, ponieważ Leger sięgał ku estetyce fabryki, natomiast Makowski w zgoła odmiennym kierunku – ku estetyce folkloru. Wprawdzie z twórczości zwanej prymitywną (z naciskiem na maski afrykańskie) czerpała także część załogi Picassa, z którą twórca „Maskarady” miał okazję osobiście zetknąć się w Paryżu. Z tym że Makowski – zwartą a masywną, prostą a sugestywną formę zaczerpnął nie ze sztuki dalekich krain, lecz z polskiej rzeźby ludowej. I wobec tego uczynił swoje marionetki podobne świątkom struganym z drewna, również gdy chodzi o nieporadność postawy, mimiki i gestykulacji. Zasięg ruchu Makowskiej kukiełki wydaje się bowiem ograniczony dosyć prymitywnym mechanizmem (czyżby drewno, sprężyna, sznurek?). Spójrzmy choćby na dzierżącą latawiec rękę marionetki po lewej stronie, której ona nigdy nie będzie w stanie unieść wyżej.

Pinokiowie Makowskiego przywodzą także na myśl malowidła na szkle rodem z Podhala. Do tego skojarzenia prowadzą kontury, którymi artysta syntetycznie, lecz wyraziście obwodzi postaci. Ponadto taka naiwna stylizacja sylwetek wykazuje podobieństwo z rycinami sprzedawanymi na jarmarcznych straganach. Mamy zatem do czynienia z ludowością w całej rozciągłości. Makowski wiedział, co robi – już do młodzieńczych szkicowników przerysowywał folklorystyczne motywy dzieł powstałych pod dłonią wycinankarek czy snycerzy. Zresztą ledwie odrósł od ziemi, prezentował zdolności artystyczne, dotychczas w jego rodzinie nieobecne. Przyjrzyjmy się zatem twórczemu życiorysowi artysty, w którym, analogicznie jak w „Maskaradzie”, folklor i modernizm pozostają w bliskiej zażyłości.

Urodził się w 1882 r. w Oświęcimiu jako potomek Stanisława, urzędnika kolejowego, oraz Petroneli. Jego talent ujawnił się, kiedy jako małe dziecię Tadzik uległ poparzeniu. Żeby jakoś zabić czas z przymusu spędzany w domu, malec zabrał się do rysowania. I nie mógł się od niego oderwać nawet po upływie chorobowego. Jako że chłopiec oprócz zdolności plastycznych wykazywał zdolności matematyczne, jego ojciec (ob)stawiał karierę potomka w tymże kierunku. Zatem, żeby oczko w głowie rodziców należycie się edukowało, Makowscy przenieśli się z Oświęcimia do pobliskiego Krakowa. Jednak tamże potencjalna matematyczna droga życiowa Tadeusza przepadła z kretesem. Otóż nauka w gimnazjum św. Anny popchnęła podrostka na humanistyczną ścieżkę jego zainteresowań. I chociaż Makowski senior nie poddawał się, Makowski junior zdecydował się na studia filozoficzne. A ponieważ w ich ramach uczęszczał na kurs filologii klasycznej i polskiej, w szacownych murach Uniwersytetu Jagiellońskiego zamieniał się w słuch na wykładach z literatury.

Tyle że świeżo upieczonemu żakowi najwyraźniej wciąż było mało, bo aplikował do Akademii Sztuk Pięknych. Kiedy przyjęto go w twórcze progi, nie zrezygnował z uniwersytetu, co tylko przysłużyło się jego erudycji.

Po artystycznej krakowskiej uczelni hulał wówczas młodopolski duch, właściwy zresztą Krakowowi jako takiemu. Unosił się również w pracowniach Józefa Mehoffera i Jana Stanisławskiego, w których terminował Makowski. Co nasz artysta jako terminator uzyskał od mistrzów? Mehoffer uzmysłowił mu rolę rysunku jako środka ekspresji (znowu kontur!). Od Stanisławskiego, piewcy plenerów, Makowski przejął wnikliwą obserwację natury, wraz z ciągotami do nadawania jej symbolicznych znaczeń, a także (para)impresjonistyczną wrażliwość na barwę i fakturę kompozycji. Przebłysków tejże wrażliwości doświadczamy i w „Maskaradzie”.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 6/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Fragmenty książki Marty Motyl Sztuka świętowania. Od Ostatniej wieczerzy do Maskarady, Lira, Warszawa 2023

Fot. Muzeum Narodowe w Poznaniu

Wydanie: 06/2024, 2024

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy