Bandyci nie mają dylematów

Bandyci nie mają dylematów

Wojciech Chmielarz fot. Wojciech Rudzki/ Materialy prasowe

Kaczyński czyta Tokarczuk, ale od tego poziom czytelnictwa nie wzrośnie Wojciech Chmielarz – jeden z najciekawszych specjalistów od prozy kryminalnej, autor powieści „Podpalacz”, „Wampir” oraz najnowszej – „Cienie” (Marginesy) Nad czym teraz pracujesz? Kolejny kryminał czy może – tak jak Miłoszewski – wybrałeś zupełnie odrębny gatunek? – Pracuję teraz nad thrillerem psychologicznym o roboczym tytule „Żmijowisko”. To będzie opowieść o grupie przyjaciół, 30-latków, którzy mają zwyczaj spędzać razem wakacje nad jeziorem. Podczas wyjazdu dochodzi do zaginięcia córki jednej z par. Rozpoczyna się walka z czasem, próby odnalezienia dziecka, ale obok całej intrygi rozwija się także opowieść o miłości i poświęceniu. Czytelnik ma okazję poznać, jak taka tragedia może wpływać na relacje w rodzinie. To będzie oczywiście thriller, ale z bardzo mocnym wątkiem o tym, jak destrukcyjnie działają na nas takie skrajne, trudne sytuacje. Robisz sobie przerwę od komisarza Mortki? – Przerwy w tematach są potrzebne dla higieny umysłowej. W mojej nowej książce nie będzie klasycznej opowieści o policjancie prowadzącym śledztwo. Skupiam się na zwykłych ludziach i ich dramacie. Oczywiście nie jest to tak daleki odjazd od gatunku, jaki zrobił Zygmunt (Miłoszewski – przyp. red.) w świetnej, ale chyba niedocenionej książce „Jak zawsze”, jednak tym razem odpoczywam od typowej detektywistycznej narracji. Faktycznie najnowsza powieść Miłoszewskiego zebrała średnie recenzje. Uważasz, że krytycy nie dostrzegli jej wartości? – To jedna z najciekawszych książek ostatnich lat. Na pewno autor chciał coś ważnego o Polsce i Polakach powiedzieć, szczególnie o naszym postrzeganiu historii. Zygmunt jest znany z publicystycznego tonu. W „Uwikłaniu” rozliczał się z PRL, w „Ziarnie prawdy” z rodzimym antysemityzmem. Są momenty w „Jak zawsze”, gdzie w tę publicystykę poszedł trochę za mocno, ale dalej uważam, że to może się okazać wybitna pozycja. Zobaczymy, czy będziemy do niej wracać w najbliższych latach, czy raczej o niej zapomnimy w zalewie nowości. Teraz niemal wszyscy autorzy kryminalni uprawiają publicystykę. Kiedyś prześcigali się w wymyślaniu, jak zabić, dziś siła kryminału polega nie na tym, ile będzie trupów, ale co z tego wynika. Liczy się tło społeczno-historyczno-polityczne, próba powiedzenia czegoś ważnego. – Ten trend zapoczątkowali Szwedzi, ale od kilku lat nie powstała tam żadna ważna książka kryminalna… Ale szwedzkie kryminały są rozpoznawalne na całym świecie! Czytanie powieści kryminalnych, najchętniej w hamaku we własnym ogrodzie, jest w Szwecji ulubionym zajęciem urlopowym! – To prawda, jednak wszystkie te książki są do siebie podobne, powtarzalne, nic nie wnoszą do gatunku. Najważniejszy jest tam wątek społeczny – depresja w bogatym kraju, alkoholizm, problem z imigrantami – a nie intryga, która powinna być przecież esencją kryminału. Jo Nesbø, Norweg zresztą, i Johan Theorin to chyba ostatni, którzy do gatunku wnieśli jakąś świeżość, reszta tylko powtarza schematy. To chyba dobrze, że chce się powiedzieć coś o istotnych społecznie tematach w luźnej, poczytnej formie, jaką jest kryminał? – Ależ oczywiście, nie można jednak zapominać, że szkieletem opowieści jest wątek kryminalny, a reszta to ważne, ale ciągle ozdoby. Mam wrażenie, że w pewnym momencie autorzy kryminałów uwierzyli, że tworzą literaturę z najwyższej półki. Pisali sążniste raporty o stanie świata, a przecież ten gatunek nie ma konkurować z eseistyką. Dziś często autorzy najpierw wybierają sobie mocny, medialny temat społeczny i do tego dorabiają – jak na siłę – intrygę. Mimo wszystko warstwa publicystyczna sprawiła, że pisarzy z tego kręgu zaczęto traktować poważnie. Jeszcze dekadę temu byłoby nie do pomyślenia, by autor kryminału udzielał wywiadu tygodnikowi opinii czy pismu literackiemu. – To dobrze, że autorzy literatury gatunkowej wyszli z cienia, źle, jeśli nie idzie za tym rozwój samego gatunku. Swoją drogą ciekawym przykładem jest Remigiusz Mróz – zamiast tworzyć „ambitne” powieści, znalazł niszę. Zauważył, że Polacy chcą łatwej, przyjemnej lektury z wartką akcją. Nie wstydzi się pisać tzw. literatury pociągowej i dobrze na tym wychodzi. Mróz to osobne zjawisko – rocznie publikuje więcej książek, niż przeciętny Polak czyta. Nie byłoby go jednak, gdyby nie renesans kryminałów. Od czego się zaczęło? – Chyba od Henninga Mankella. Był pierwszym autorem, o którym pisali u nas poważni krytycy. Z polskich autorów tempo i rytm

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2018, 2018

Kategorie: Kultura