Po tekście dr. Ponarskiego piszącego, że były prezydent Czechosłowacji powiązany był z NKWD W „Przeglądzie” zamieściłem artykuł pt. „Niewykorzystana szansa londyńskiej emigracji”, w którym argumentowałem: gdyby rząd londyński kroczył konsekwentnie szlakiem realizmu, przetartym wizytą gen. Władysława Sikorskiego w 1941 r. w Moskwie, to niewykluczone, że nie tylko wylądowałby w Warszawie, lecz rządził tam jeszcze długie, długie lata po wojnie. Jeden z wątków mojej argumentacji zakwestionował dr Zenowiusz Ponarski z Toronto, twierdząc, że na wsparcie polskiej suwerenności przez Edwarda Benesza po 1945 r. nie można liczyć, bo był on powiązany z NKWD („Przegląd” nr 36, „Benesz w sidłach NKWD”). Zarzut bardzo dużego kalibru, bo przecież chodzi o prezydenta państwa. Zaskoczony taką sensacją, bo w literaturze historycznej podobny zarzut nie obił mi się o uszy, zapytałem kilku polskich historyków. Odpowiedź: pierwsze słyszę. Tak samo zareagował niemiecki historyk, dyrektor Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie, prof. Klaus Ziemer. Na wszelki wypadek zwróciłem się z zapytaniem do jeszcze głębszego źródła – czeskich historyków, bo co jak co, ale przeszłość prezydenta Benesza została przez nich prześwietlona z wyjątkową starannością. Również stamtąd otrzymałem dementi. Oto odpowiedź z Czeskiego Instytutu Historii Współczesnej. „Twierdzenie to nie jest prawdziwe. Niemniej jednak ze względu na fakt, iż stosowne materiały z Archiwum KGB nie są i jeszcze długi czas nie będą dostępne dla badaczy, nie mogę swojego „nie” stwierdzić ze stuprocentową pewnością. Zarzut, jakoby Benesz współpracował z NKWD, który przytacza wspomniany dr Ponarski, ma prawdopodobnie swoje korzenie w pamiętnikach generała porucznika Pawła Sudopłatowa. Publikacja ta została jednak przez fachową publiczność przyjęta ze znacznymi wątpliwościami, gdyż wiele stwierdzeń autora jest nie tylko niemożliwych do zweryfikowania z innych źródeł, ale są one również wysoce nieprawdopodobne. Twierdzenie o bardzo „szczególnym stosunku” Benesza wobec Związku Radzieckiego głosi również Josef Kalvoda w książce „Rola Czechosłowacji w radzieckiej strategii” (Kladno, wyd. Dílo 1999). Jednak zdecydowana większość czeskich historyków traktuje podobne „odkrycia” z rezerwą i zgadza się mniej więcej co do następującej kwestii: Edward Benesz popełnił w polityce zagranicznej w ostatnich dziesięciu latach swego życia wiele błędów, przy czym stopień jego zaufania do ZSRR jako nie tylko gwaranta bezpieczeństwa Czechosłowacji, ale również bezinteresownego protektora i opiekuna w polityce zagranicznej jest trudny do zrozumienia. Z drugiej strony wyobrażenie, że drugi czechosłowacki prezydent przystałby na współpracę (w zamian za finansowe korzyści) ze służbami specjalnymi mocarstwa komunistycznego, pozostaje w ostrej sprzeczności ze wszystkim, co wiemy na temat jego celów, metod i politycznych przekonań. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można zatem stwierdzić, iż również w tym przypadku nie można przyjąć spiskowej interpretacji współczesnych dziejów”. Od siebie dodam, że historycy rosyjscy i była generalicja KGB przetrząsnęli moskiewskie archiwa dogłębnie. Gdyby natrafili na taką sensację, nie omieszkaliby jej upublicznić. W opasłym, 800-stronicowym tomisku „Czarna księga KGB” pióra dwóch czołowych szperaczy, Christophera Andrew i Wasilija Mitrochina (słynne archiwum Mitrochina) nie ma najmniejszej wzmianki o Beneszu w kontekście agenturalnym. Jedyny ślad to „Wspomnienia” wysokiego rangą funkcjonariusza KGB, Pawła Sudopłatowa. „Wspomnienia” ukazały się w 1994 r. w USA, lecz znamy je i my z przekładu („Wspomnienia niewygodnego świadka”, Bellona 1999). Już we wstępie do polskiego wydania, jak i w przedmowie uprzedza się czytelnika, że chodzi o tekst „z natury rzeczy subiektywny”. W innym miejscu czytam: „Oczywiście nasze zachwyty nad poznawczymi zaletami relacji Sudopłatowa nie powinny osłabiać krytycyzmu ostrożności, z jaką badacz powinien podchodzić do każdego materiału wspomnieniowego, w tym także do relacji tu publikowanej. Pamiętać wszakże trzeba, że wspomnienia Sudopłatowa, jak większość publikacji z dziedziny memuarystyki, są pod względem wiarygodności nierówne, obok informacji pochodzącej z pierwszej ręki zawierają też sporo zasłyszanych pogłosek, których wartość faktograficzna jest co najmniej wątpliwa”. Sudopłatow zaczął je spisywać już jako 85-letni starzec, złożony w dodatku chorobą po zawale. Co więcej, nie są to wspomnienia napisane własnoręcznie, lecz nagrania ze spotkań z nim dwóch rozmówców, którzy następnie to, co usłyszeli i nagrali, ujęli w kształt wspomnieniowej książki firmowanej jego nazwiskiem. W dodatku część rozmów prowadzili oni nie bezpośrednio, lecz z pomocą syna, który otrzymane od nich pytania przekazywał ojcu, po czym odpowiedzi zapisane bądź zakodowane tylko w pamięci przekazywał wspomnianym rozmówcom. Tekstowy wkład do tych wspomnień wniósł ponadto osobiście syn, bo na własną rękę zbierał informacje, głównie po to, by zrehabilitować ojca, wtrąconego na 15 lat
Tagi:
Eugeniusz Guz









