Sączy nam się, że prawdziwa kobieta musi ugotować obiad, przewinąć dziecko, posprzątać, zrobić zakupy, a przy tym nie przestawać być piękna, seksowna i modnie ubrana Gabriela Muskała – aktorka teatralna i filmowa, scenarzystka i odtwórczyni głównej roli w filmie „Fuga” W ostatnich latach w polskim kinie pojawiło się wiele filmów na temat poszukiwania tożsamości i wyzwolenia się z konwenansów. Szczególnie dotyczy to bohaterek kobiecych. – To prawda. Ostatnio miałam okazję zobaczyć „Ninę” Olgi Chajdas, ale widziałam także zeszłoroczną „Wieżę. Jasny dzień” Jagody Szelc. Po premierze tego filmu powiedziałam reżyserce, że to jest „Fuga”, tylko opowiedziana w nieco inny sposób. U mnie bohaterkami są dwie kobiety w jednym ciele, a w „Wieży…” jedna w dwóch ciałach. Oba filmy opowiadają jednak o tym samym – o wyzwoleniu, dzikości, wolności i pierwotnej duszy kobiety. Te dwa filmy łączy także podobna stylistyka. Kiedy w twoim projekcie pojawiła się Agnieszka Smoczyńska? – Mniej więcej po dwóch latach od narodzin pomysłu. Poznałam Agnieszkę podczas kręcenia jej krótkiego metrażu „Aria Diva”, w którym grałam jedną z głównych ról. Po premierze filmu Agnieszki zaczęłyśmy rozmawiać o planach na przyszłość. Opowiedziałam jej o moim pomyśle, a ona powiedziała, że bardzo chciałaby nakręcić tę historię. Mimo że była debiutantką, znalazłam w niej coś, czego potrzebowałam: głębię, odwagę, wrażliwość i poczucie humoru. Czułam też, że ten temat z podobnych powodów jest nam bliski. Obie miałyśmy wtedy małe dzieci – „bycie matką” to temat, który nas fascynował. Byłyśmy szczęśliwe i głęboko zanurzone w typowo polskim macierzyństwie – obiadach, bajkach, praniu i zakupach. I obie miałyśmy ogromną wewnętrzną potrzebę opowiedzenia historii o przełamywaniu tych stereotypów. Nie zapomnę, jak rozmawiałyśmy o scenie, w której Alicja obojętnie pyta swojego zapomnianego syna: „Jak masz na imię?”, a tymczasem co chwilę dzwoniłyśmy do swoich domów, aby zapytać, czy wszystko u naszych dzieci jest w porządku. Nie obawiałaś się, że brak dystansu do tej historii i bohaterki będzie ci przeszkadzał w odegraniu głównej roli? – Ani przez moment. Po napisaniu scenariusza wiedziałam, że będę miała przynajmniej dwa lata na to, żeby złapać dystans i przestawić się z funkcji scenarzystki na aktorkę. Przez ten czas realizowałam inne projekty, pisałam, grałam, miałam zajęcia ze studentami w łódzkiej Filmówce. Zaczynając próby z Agnieszką, dostałam do ręki swój tekst, do którego miałam już emocjonalny dystans, i mogłam – jako aktorka – poczuć i odkryć go na nowo. Skąd wiedziałaś, że ta rola jest dla ciebie? – Podpowiadała mi to nie tylko moja intuicja, ale też świadomość aktorska. Zdarza się, że rezygnuję z ról w filmach, kiedy czuję, że z różnych powodów do mnie nie pasują bądź są zbyt podobne do poprzednich ról czy po prostu mnie nie ciekawią. Mimo że Alicja jest osobowościowo pozornie odległa ode mnie i pewnie żaden reżyser w pierwszym odruchu nie obsadziłby mnie w tej roli… wiedziałam, że ją w sobie mam. I że dotarcie do niej będzie dla mnie fascynującą podróżą, nie tylko zawodowo. Inspiracją do powstania scenariusza był przypadek z „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Kobieta straciła pamięć i opuściła rodzinę. Dopiero po emisji programu bliscy ją odnaleźli. Dlaczego jej losy wydały ci się atrakcyjnym materiałem na film? – Jednym z powodów było moje wieloletnie zainteresowanie tematem pamięci. Podejmowałam go już w sztukach, które piszę z moją siostrą Moniką Muskałą pod pseudonimem Amanita Muskaria. Naszym debiutem dramaturgicznym był monodram „Podróż do Buenos Aires”, zainspirowany monologami naszej babci chorej na alzheimera. Później napisałyśmy „Daily Soup” i „Cichą noc”, w których w różny sposób opowiadamy o wypieraniu z pamięci traumatycznych wydarzeń w rodzinie. Pamięć dużo mówi o naszej tożsamości, o tym, kim jesteśmy, w jaki sposób budujemy i nazywamy świat. Dzięki temu jest tak inspirująca. Ale w przypadku fugi dysocjacyjnej, którą poznałam wraz z Marią w programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, temat utraty pamięci pojawił się od strony, której do tej pory nie znałam. Fuga dysocjacyjna różni się od alzheimera, w którym człowiek bardzo chce zachować pamięć, ale choroba dziurawi mu mózg i usuwa wspomnienia. Wielki dramat ludzi chorych na alzheimera czy demencję rozgrywa się w przebłyskach ich świadomości. Fuga nie jest chorobą, tylko zaburzeniem i bierze się z tego, że jesteśmy w rzeczywistości, w której nie chcemy









