Z bidula nad jeziora

Z bidula nad jeziora

Już czwarty raz wychowankowie z Domu Dziecka w Ełku wyruszyli rowerami na wakacje. Wyprawę sfinansowała redakcja „Przeglądu” Kasia jedzie z braćmi: Pawłem, Rafałem, Sebastianem i Arkiem. Grzesiu, który właśnie złapał zapalenie ucha, ma w ekipie swego brata Krzysia, a Czesiu Mariusza, którego nazywają „Maestro”. Z całej dwunastki tylko Iwona i Dawid są bez rodzeństwa. Wszyscy są wychowankami Domu Dziecka w Ełku. Każdy dzień na ich rowerowej trasie zaczyna się podobnie. Pobudka o ósmej, potem szybkie śniadanie pałaszowane z wilczym apetytem, batony i wałówka na drogę, ostatnie sprawdzenie sprzętu, rzut oka na mapę i przed siebie. Dziś jedziemy ze Szczytna do Nidzicy, ponad 50 km. Droga prowadzi przez sosnowe lasy i śródleśne polany, cały czas towarzyszy nam pan Jan w swoim pomarańczowym lublinie. Gorąco, na odkrytych odcinkach słońce piecze niemiłosiernie. Mocno naciskamy na pedały, byleby dojechać do Jedwabna, stamtąd będzie już z górki. Zaraz za tą miejscowością wpadam w dziurę, tylne koło zaczyna szwankować. Rozpędzona grupa ginie mi z oczu, będę ją gonić aż do Nidzicy. Przyjeżdżam spóźniona około godziny. Wszyscy już po obiedzie, zrelaksowani czekają na otwarcie schroniska. Niestety, wcześniej zamówiony internat Zespołu Szkół Ogólnokształcących jest zamknięty na cztery spusty. Dzwonimy, pytamy miejscowych, ale nikt nie potrafi nam nic poradzić. Jest niedziela, a w taki dzień wszystko działa na zwolnionych obrotach. Mieliśmy jeszcze odwiedzić rezerwat leśny Dęby Napiwodzkie, wybrać się do Kamienia Tatarskiego i do zamku w Nidzicy, tymczasem podenerwowani sterczymy pod schroniskiem. Chłopcy z panem Czarkiem skracają sobie czas, oglądając uszkodzenia mojego roweru. Niewiele jednak mogą poradzić, gdyż poszła szprycha. Jestem więc eksponatem dla lekcji poglądowej: oto, do czego prowadzi pobieżny przegląd roweru przed wyruszeniem w długą trasę. Coraz bardziej niespokojni czekamy aż do szóstej wieczorem. Jest nawet plan, by jechać dalej do Olsztynka, ale czy damy radę? W końcu znajdujemy inny nocleg w hoteliku przy stadionie, dwa razy droższy. – Ale za to będzie ciepła woda – cieszą się dziewczyny. Chłopcy też są zadowoleni, wreszcie będą mogli zagrać w piłkę na prawdziwym boisku. Takich niespodzianek już więcej nie będzie. Teraz psikusy co najwyżej będzie robić nam pogoda. We wtorek, 15 lipca, budzi nas rano ściana deszczu, na pola Grunwaldu jedziemy więc samochodem. Jeszcze kilka razy na trasie złapie nas deszcz. W drodze do Martian będzie ciepły, przyjemny, ale w sobotę, 19 lipca, w okolicach Rynu dopadnie nas prawdziwe oberwanie chmury. Zaraz potem Krzysiu wywróci się na śliskiej nierówności i skaleczy nogę. Ale ta przygoda to drobnostka w porównaniu z zeszłoroczną wichurą, która przeżyli na skraju Puszczy Piskiej. – Dojeżdżaliśmy właśnie do Drygał, gdy nagle za nami wyrosła ciemna ściana, najpierw była cisza, jak makiem zasiał, a potem gwałtowny poryw wiatru rzucił Rafała razem z rowerem kilka metrów dalej. Dobrze, że pan Czarek znalazł opuszczoną chatę, za którą się schroniliśmy – opowiadają, wciąż przeżywając tamte dramatyczne chwile. Co roku jakaś zmiana Chociaż jest to już czwarty ich wyjazd, najbardziej wspominają ten drugi, z Gdańska do Ełku. W następnym roku, jeśli fundusze pozwolą, marzą, aby pojechać szlakiem Zielonych Płuc Polski, przez parki narodowe od Wigierskiego poczynając, a na Białowieskim kończąc. – To byłaby wyprawa z dala od dużych miast i asfaltu. Bo właściwie na Mazurach wszystko już zjeździliśmy, kręciliśmy wokół jeziora Mamry, w zeszłym roku objechaliśmy Śniardwy, a w tym poznajemy południową część regionu aż po pola Grunwaldu. Za każdym razem lekko podnosimy poprzeczkę, zwiększając liczbę kilometrów, np. ostatnio pokonaliśmy ich 467, a w tym roku zrobimy już o 70 więcej – mówi z dumą towarzyszący mi chłopiec. Zmieniają się nie tylko trasy, ale i zespół. Z grupy odeszła Iwona, która się już usamodzielniła i dzięki pomocy domu dziecka zdobyła mieszkanie oraz pracę w Ełku, zaś nieco starszy od niej Piotr trafił do wojska w Bemowie Piskim, gdzie wcześniej bywał z obozem. Z wyjazdu w ostatniej chwili zrezygnowała też Agnieszka. Na ich miejsce przyszli nowi: Dawid, Krzysiu i druga Iwona. U starych wilków, jak o sobie mówią, też wiele się pozmieniało. Kasia zdała w tym roku maturę. Chciała się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 32/2003

Kategorie: Reportaż
Tagi: Helena Leman