Trzech dowódców polskiej armii powinno było stanąć przed sądem wojennym za opuszczenie swych wojsk Na temat kampanii wrześniowej – czy, jak kto woli, wojny obronnej Polski w 1939 r. (to pierwsze określenie wcale nie umniejsza znaczenia naszego wysiłku zbrojnego, wszak była to w istocie pierwsza kampania wojny koalicyjnej zakończonej zwycięstwem roku 1945) – napisano już setki prac naukowych, pamiętników i rozważań publicystycznych. Na drodze do pełnej prawdy historycznej piętrzyły się poważne trudności. Po pierwsze, opis wydarzeń oraz ich interpretacja przez wiele lat były instrumentem polityki wewnętrznej, ograniczały je uwarunkowania zewnętrzne. Przekonanie o mocarstwowej pozycji Polski, propagowane intensywnie przez obóz rządzący w okresie poprzedzającym wojnę, znajdowało posłuch w społeczeństwie, które wierzyło w siłę swej armii, w potęgę i skuteczność działań sojuszników zachodnich: Francji i Wielkiej Brytanii, w racje moralne po naszej stronie. Im silniejsza była ta wiara, tym sroższa i bardziej porażająca stała się katastrofa wrześniowa. Społeczeństwo polskie, jednolite i zdyscyplinowane jak nigdy dotąd, czego dowodem była choćby jego ofiarność na cele obrony, jak również przebieg mobilizacji zarówno „kartkowej”, niejawnej (przeprowadzonej jeszcze przed rozpoczęciem działań), jak i powszechnej, odbywającej się już pod bombami niemieckimi, nie mogło pojąć przyczyn klęski. Doszukiwano się tchórzostwa, małoduszności, braku kompetencji kadry dowódczej, a nawet zdrady. „Szosa zaleszczycka” stała się ponurym symbolem, chociaż ewakuacja władz naczelnych RP i Naczelnego Wodza wraz z jego sztabem odbyła się inną szosą – z Kut do Wyżnicy. Ów nurt krytyki, poszukiwania winnych i potępiania przybrał na sile w środowiskach emigracyjnych we Francji, a potem w Wielkiej Brytanii, stał się instrumentem polityki i w dużej mierze decyzji personalnych w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Charakterystyczne, że decyzje te podejmowali ludzie, którzy w kampanii wrześniowej nie wzięli udziału, zresztą bez własnej winy: gen. Władysław Sikorski, gen. Marian Kukiel i płk Izydor Modelski. W zajadłości ataków na wojskowe i polityczne kierownictwo przedwojennej Polski wówczas i potem mogli współzawodniczyć ze sobą endecy, sikorszczycy, ludowcy, socjaliści, wreszcie komuniści. Z drugiej jednak strony, narastał i przybierał na sile nurt przeciwny. Zmierzał on zrazu do łagodzenia surowych ocen, do obrony poszczególnych ludzi i podejmowanych przez nich decyzji, a nawet – w krańcowych przypadkach – do gloryfikacji marszałka Rydza-Śmigłego („pierwszego oporu bohater”) czy Józefa Becka i jego polityki. Istotną zmianę nastawienia do przegranej kampanii polskiej 1939 r. przyniosły błyskotliwe sukcesy wojsk niemieckich w Norwegii, Holandii, Belgii, a zwłaszcza klęska Francji, potem ich zwycięstwa w pierwszej fazie wojny z ZSRR, aż do bitwy pod Moskwą i przełomu w wojnie pod Stalingradem. Bez względu na takie czy inne racje wrzesień 1939 r. został wpisany trwale do panteonu chwały polskiej. Boje poszczególnych formacji Wojska Polskiego stały się zaczynem i podbudową legend, szerzonych także przez artystyczne środki wyrazu, często jednak zniekształcających rzeczywistość historyczną. Nie szli bowiem „prosto do nieba” żołnierze z Westerplatte, ale po stoczeniu heroicznej, skutecznej walki, zadawszy nieprzyjacielowi duże straty, wielokrotnie przewyższające własne, po wyczerpaniu możliwości dalszej obrony (której duszą był kpt. Franciszek Dąbrowski, nie zaś mjr Henryk Sucharski) skapitulowali. Nie było szarż kawalerii na czołgi niemieckie. Takich działań nie przewidywał regulamin walki kawalerii polskiej (a stanowiła ona niewielki procent zmobilizowanych sił); oficera, który wydałby rozkaz natarcia w szyku konnym na jednostki pancerne nieprzyjaciela, należałoby albo zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, albo po prostu oddać pod sąd polowy. Ułani, szwoleżerowie i strzelcy konni stawali do walki pieszo, walczyli nie lancą czy szablą, lecz karabinem, granatem, działem przeciwpancernym, ogniem artylerii konnej. Nie wszystkie pytania badawcze i wątpliwości znalazły przekonywającą odpowiedź lub wyjaśnienie. Czy były inne możliwości działań politycznych w sytuacji, w jakiej znalazła się Polska po konferencji monachijskiej i po upadku Czechosłowacji? Czy wykorzystano wszystkie zasoby, aby zwiększyć stan uzbrojenia, zwłaszcza lotnictwa myśliwskiego i przeciwpancernych środków walki? Czy istniały inne warianty działań operacyjnych, bardziej wydajne, skuteczniejsze? Jakie były motywy poszczególnych decyzji strategicznych i operacyjnych? Poszukując odpowiedzi, musimy jednak brać pod uwagę wszystkie uwarunkowania, z których ówcześni decydenci nie mogli nie zdawać sobie sprawy. Oto pierwszy
Tagi:
Jarema Maciszewski