Zabytkowe auto aresztowane przez polskich celników. Czy amerykański miliarder odzyska swój samochód? Kabriolet bmw 328 z 1937 r., własność amerykańskiego miliardera, stoi w naszym Muzeum Techniki. Ale nie wśród zbiorów. Jest „dobrze zabezpieczony w odpowiednim miejscu”, zapewnił mnie wicedyrektor muzeum. Właściciel auta, William H. Binnie z New Hampshire, domaga się wydania samochodu. Muzeum też chętnie by się go pozbyło. Ale nie może. Prokuratura już od 21 miesięcy bada, czy miało miejsce „wprowadzenie w błąd organu kontroli celnej i narażenie skarbu państwa na uszczuplenie należności celnej poprzez poddanie samochodu marki BMW gruntownej naprawie”. I wciąż nie może ustalić tożsamości samochodu. Wydawałoby się, że odpowiedź na to pytanie jest znana. Już 10.08.2000 r. Departament Prawny GUC na podobne zapytanie Generalnego Inspektoratu Celnego orzekł po wyczerpującej analizie przepisów: nie ma „obowiązku uiszczania należności celnych”, kiedy towary wwiezione do Polski „zostaną powrotnie wywiezione”. Z bmw tak właśnie miało być. Zatrzymano je 18 lutego 2000 r. na lotnisku Okęcie, skąd miało odlecieć do Stanów Zjednoczonych. Urządzono przy tej okazji pokazową akcję udaremnienia przemytu zabytkowego samochodu. Zaproszono dziennikarzy stacji telewizyjnych i gazet, z „Super Expressem” i „Gazetą Wyborczą” na czele. Tego dnia wieczorem publiczne i prywatne dzienniki telewizyjne pokazywały brawurową akcję polskich służb celnych i straży granicznej. Mieliśmy okazję zobaczyć na ekranie antyterrorystów wyposażonych w broń. Jakby chodziło o niebezpiecznego przestępcę, a nie stary samochód, podejrzany o próbę opuszczenia Polski na cudzych papierach. Autentycznych tyle że auto, na które je wystawiono, znajduje się w Ameryce. A jego właściciel wykorzystuje dokumenty do wywiezienia z Polski identycznego, odnalezionego egzemplarza. Ktoś zapewne złożył taki donos. A służby celno-graniczne lotniska potraktowały go poważnie. Gazety zamieściły artykuły o „udaremnionym przemycie”. To absurd! twierdzi inż. Tomasz Skrzeliński, prezes Klubu Pojazdów Zabytkowych, kolekcjoner i rzeczoznawca tej branży. W Polsce są tylko dwa takie samochody. Jeden należy do Kazimierza Tarnowskiego, właściciela salonu BMW w Gliwicach, drugi do Sobiesława Zasady. Czy to możliwe, żeby w stodole na dawnych ziemiach odzyskanych stała przez ponad pół wieku cenna beemka i nikt o tym nie wiedział? zapytałem inż. Jerzego Jerzykowskiego, który remontował samochód Zasady. Bzdura! usłyszałem w odpowiedzi. Gdy szukałem oryginalnych części do samochodu Sobiesława Zasady, zbierałem informacje o każdej fabrycznej cząsteczce tego modelu. Gdyby znalazł się choć jakiś błotnik, zderzak czy element silnika, wiedziałbym o tym. Z takich starych samochodów Polska została wymieciona w latach 60. i 70. Wtedy przelicznik dolara do złotówki był taki, że warto było ryzykować. Podłożenie autentycznych papierów pod istniejący, przechowany egzemplarz też jest niemożliwe. Takich samochodów wyprodukowano ok. 450. Ile ocalało? Nie wiem. Natomiast z oryginalnych i zapasowych części uzupełnionych dorobionymi elementami powstało ok. 600 bmw 328. Są zarejestrowane na listach światowego klubu zbieraczy. Większość nie ma papierów. Łatwiej więc zdobyć egzemplarz niż oryginalne dokumenty, które są cenniejsze niż auto. Dochodzenie pod klucz Tomasz Skrzeliński powiedział, że dwa dni po akcji na Okęciu zadzwonił do niego inspektor Flak z Generalnego Inspektoratu Celnego z prośbą o informacje na temat zatrzymanego bmw. Po dwóch dniach oddzwonił do inspektora i powiadomił go, że samochód należy do amerykańskiego zbieracza, Williama Binnie. Samochód został kupiony w 1998 r. na aukcji w domu aukcyjnym COYS of Kensington w Wielkiej Brytanii. Potem przeszedł kosztowny remont w angielskiej firmie Lanzante Ltd, aby właściciel mógł wystartować w Rajdzie Starych Samochodów w Monte Carlo. Na to wszystko są dokumenty. „Nie takich informacji oczekiwałem od pana”, miał rzec inż. Skrzelińskiemu inspektor Flak. I kontakt się urwał. Jakim cudem bmw trafiło do Polski? Wyjaśnienie jest bardzo proste. Parkiem zabytkowych samochodów amerykańskiego miliardera zajmuje się Mike Wyka, Polak z pochodzenia. Jego ojciec ma warsztat w Radomiu. Postanowiono, że pan Wyka przyjedzie zabytkowym pojazdem do ojca, a ten sprawdzi przy pomocy wybitnego specjalisty, Józefa Kiełbani co też Anglicy spaprali w czasie remontu. Bo samochód nie okazał się tak sprawny, jak należało się spodziewać. W paszporcie Mike’a Wyki widnieje pieczątka, że wjeżdżał w 1999 r. do Polski samochodem. Nie zostało odnotowane, że zabytkowym bmw, ale według
Tagi:
Jerzy Łaniewski









