Bohater, i to aż trzech narodów

Bohater, i to aż trzech narodów

O Henryku Sławiku można napisać – jak uczynił to Przemysław Kmieciak („Burżujów wróg, ludu obrońca”, PRZEGLĄD nr 42) – akcentując społeczny i polityczny radykalizm tego śląskiego socjalisty oraz jego zdecydowany krytycyzm i walkę z niesprawiedliwością sanacyjnej rzeczywistości. Jednak bez prezentacji jego dokonań z lat wojny na Węgrzech będzie to wizerunek wręcz ułomny. Bez węgierskiej części jego życiorysu zapewne dziś nie zajmowalibyśmy się nim lub trafiłby on do grona zacnych, przedwojennych działaczy socjalistycznych dalszego planu. Tymczasem to na Węgrzech Sławik wszedł do wielkiej historii, nie tylko polskiej, ale i europejskiej, a jego czynów z lat wojny nie można zawężać do skutecznego podania ręki kilku tysiącom polskich Żydów. O „liście” Schindlera wie świat, o trzy razy dłuższej „liście” Sławika wciąż nie słyszało wielu Polaków. Stwierdzam to jako osoba od 20 lat zajmująca się odkrywaniem i godnym uhonorowaniem tej niezwykłej postaci, skazanej w 1946 r. na głębokie zapomnienie za rolę, jaką odegrał w życiu naszego uchodźstwa, i za to, jakiego rządu interesy wtedy reprezentował. Jego współpraca z Józsefem Antallem seniorem uczyniła go ważną postacią II wojny światowej, bohaterem. I to bohaterem ponadpartyjnym. Sławik nie został wykreowany przez politykę historyczną obecnych władz, co sugeruje autor „Burżujów wróg…”, pisząc w lekceważącym tonie o stawianiu mu pomników, patronowaniu kilku szkołom na Śląsku i nazywaniu go bohaterem. Henryk Sławik za walkę o polskość Śląska trafił na niemiecką listę Ślązaków do aresztowania w pierwszej kolejności. W ostatniej chwili wysłał żonę i córkę do rodziny w Warszawie, a sam ruszył w kierunku Rumunii i Węgier. Chciał zostać żołnierzem gen. Władysława Sikorskiego, tworzącego we Francji nową armię polską. Nie założył jednak munduru, bo 18 września 1939 r. węgierskie władze – polityczni sojusznicy Berlina – wierne przyjaźni z Polakami otworzyły granicę przed naszymi uchodźcami. Sławik trafił do obozu przejściowego pod Miszkolcem. Z wielu zgrupowań Polaków (ok. 120 tys. wojskowych i cywilów) akurat to odwiedził József Antall, dyrektor Wydziału Socjalnego MSW Węgier. Otrzymał on zadanie stworzenia struktury rządowej do opieki nad polskimi cywilami. Gość poprosił więc uchodźców, by przedstawili mu swoje potrzeby. Wystąpienie Sławika Antall uznał za niemal gotowy program przyszłego urzędu. Zaproponował Sławikowi wyjazd do Budapesztu i powołanie uchodźczego komitetu, który będzie partnerem dla jego urzędu. I tak się stało. Dzięki akceptacji tego pomysłu przez szefa MSW Ferenca Keresztesa-Fischera i pomocy Antalla w listopadzie 1939 r. powstał Komitet Obywatelski dla Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech z Henrykiem Sławikiem jako prezesem. Do komitetu wprowadził on przedstawicieli najważniejszych partii i stronnictw politycznych II RP. Dzięki temu członkowie tego organu zamiast politykować, zajęli się rozwiązywaniem problemów. W marcu 1940 r. rząd RP na uchodźstwie uznał KO za swoje oficjalne przedstawicielstwo, a prezes Sławik został mianowany delegatem na Węgry Ministerstwa Opieki Społecznej. Wzmocniło to pozycję jego i komitetu w relacjach z władzami Węgier, stale nękanymi przez niemiecką ambasadę, nie mówiąc o rosnącej irytacji Hitlera za zbyt życzliwe traktowanie Polaków przez regenta Horthy’ego i premiera Telekiego. Ta sytuacja zmuszała Sławika i Antalla do uzgadniania wielu spraw poza biurem, m.in. w parku, co odzwierciedla usytuowanie obu postaci na pomnikach w Warszawie i Budapeszcie. Sławik i jego komitet, współpracując głównie z Urzędem ds. Uchodźców Wojennych Józsefa Antalla, zajmował się sprawami socjalnymi i bytowymi uchodźców, w tym dożywianiem dzieci, opieką zdrowotną, życiem kulturalno-oświatowym, sferą edukacyjną i religijną. KO rozdzielał też napływające coraz cieńszym strumieniem środki finansowe z kasy polskiego rządu oraz różnorodną pomoc, otrzymywaną od pozarządowych instytucji węgierskich i organizacji międzynarodowych. Prezes Sławik nadzorował również działalność dwóch wyodrębnionych struktur komitetu: Polskiej Służby Medycznej (90 lekarzy, gros wojskowych) i Katolickiego Duszpasterstwa Polskiego (niemal 100 duchownych). Ten genialny samouk, nazywany przez uchodźców „panem doktorem”, gdzie mógł, zapalał zielone światło dla inicjatyw wydawniczych. W czasie wojny na Węgrzech – dzięki hojności głównie węgierskiego budżetu – ukazało się 200 polskich książek (!) dla uchodźców i wiele gazet obozowych. Fenomenem była wychodząca trzy razy w tygodniu gazeta „Wieści Polskie”. Od jesieni 1939 r. do okupacji niemieckiej Węgier w marcu 1944 r. ukazało się 661 numerów. Sławikowi i Antallowi zależało na tworzeniu warunków do nauki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 51/2020

Kategorie: Historia