Boję się Dorna i Wassermanna

Boję się Dorna i Wassermanna

Ludzie śmiertelnie poważni i z napięciem w pośladkach są niebezpieczni Szymon Majewski, gospodarz programu „Szymon Majewski Show” – dziennikarz radiowy i telewizyjny, satyryk i parodysta. Twórca audycji „Sponton”, „Od Zetki do Gazetki”, programów „Słów cięcia gięcie” (TVP) i „Szymon mówi show” (Canal+), wynalazca z „Wieczoru z Alicją”. Gospodarz programu „Mamy cię” (TVN), aktor („Killer”, „E=mc2”) oraz felietonista „Playboya”. Współautor tekstów na płycie Cezarego Pazury („Płyta stereofoniczna”). – Podoba ci się IV RP? – Nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić do III. Ponieważ nie lubię matematyki i umiem liczyć do trzech, wszystko, co jest powyżej, jakoś mnie niepokoi. Mam wrażenie, że ta cała nomenklatura jest skrojona wyłącznie na potrzeby i pod umysł wyborcy. By miał świadomość, że jednym wrzuceniem kartki do urny wszystko zmienia. Że resetuje komputer: klik i tego, co było, już nie ma. A przecież ta „wielka zmiana” to, za przeproszeniem, sto pięćdziesiąt kilka osób, które zdobyły władzę. Całe nadęcie z nazewnictwem śmieszy mnie i przypomina troszeczkę przedszkole: dziś bawimy się w muchomorki, a jutro będziemy Kubusiami Puchatkami. Tyle że po zabawie dzieciaki zrzucają kostiumy, wracają do domu i są tymi samymi Grześkami. Mam wrażenie, że w tym wypadku jest tak samo. – Ale czy jest tak samo zabawnie? – Mam momenty, kiedy jest mi wesoło. Ale mam i takie, kiedy naprawdę zaczynam się bać. Zwłaszcza wtedy, kiedy słyszę, że władza próbuje dobierać się do mediów, że chce nam założyć knebel. Albo że trzeba będzie uważać na to, co się mówi. Kiedy 15 lat temu zaczynałem przygodę medialną, nawet nie przypuszczałem, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Dla mnie cudownym zwycięstwem transformacji ustrojowej było to, że mogłem w tramwaju czy na ulicy mówić to, co chcę. I jak chcę. – A teraz musisz uważać? – Nie. Mam, co prawda, własną autocenzurę, bo nie chcę śmiać się z ludzi biednych, skrzywdzonych i słabszych. Natomiast nie uważam, by czymś złym było śmianie się z władzy. Ludzie władzy są przecież silni, uprzywilejowani, mają swoje immunitety, pieniądze i piękne limuzyny. – Tylko pytanie, czy mają poczucie humoru? – No właśnie. Okazuje się, że za tym nie idzie poczucie humoru. I to mnie przeraża najbardziej. Każda władza na starcie puszy się, by z czasem okrzepnąć i nabrać dystansu. Tymczasem patrząc na relacje z Sejmu, na zachowanie i miny wielu dzisiejszych polityków, i to tego pierwszego garnituru, nie dostrzegam cienia dystansu ani autoironii. A to, moim zdaniem, jest warunkiem właściwego rozwoju osobowości. Wystarczy spojrzeć na historię ludzkości. To ludzie śmiertelnie poważni, z jakąś przepotworną misją i z napięciem w pośladkach wprowadzali ludzkość na złe tory. Generalnie mam wrażenie, że do polityki idą dość specyficzni ludzie. Tacy, którzy kiedyś w szkole stali w kącie albo mieli kiepskie oceny. – Nie masz najlepszego zdania o naszych elitach politycznych. – Wiesz, w Stanach Zjednoczonych wyliczono, że do polityki idzie trzeci sort ludzi. Bo pierwszy zajmuje się nauką, drugi biznesem, a dopiero trzeci polityką. I jak tak patrzę na nasze elity, to widzę braci albo innych, jak stoją na przerwie z boku, z dala od wszystkich. Widzę, że nie odzywają się do kolegów, bo ci śmieją się z nich, że nie potrafili zrobić przewrotu w przód. Potem takie traumatyczne przeżycia kumulują się, przez lata kiełkują, aż w końcu muszą wybuchnąć. Jestem przekonany, że ktoś, kto ma wszystko w swoim życiu poukładane i wszystkie traumy zaleczone, nie pójdzie do polityki. Natomiast ten, który na swojej drodze zbyt późno spotkał ówczesnego Eichelbergera, ma zadatki na wielkiego władcę. – Po latach marazmu satyra polityczna zaczyna kwitnąć. Wróciła do kabaretu, jest w internecie. Ty zaś reaktywowałeś ją w telewizji. Wierzyłeś, że ludzie to kupią? – Nie chciałbym ubierać się w szatki jakiegoś odnowiciela czy Feniksa z popiołów. Na sukces programu „Szymon Majewski Show” pracuje cały sztab ludzi. Ja natomiast nie uważam się za satyryka. Bo gdzie mi tam do Ignacego Krasickiego. Wolę mieć papiery „świra”, choć i to określenie mnie trochę denerwuje, bo przecież świr jest kategorią psychiatryczną. Chcę, by ludzie widzieli we mnie dobrze bawiącego się człowieka. Wesołka, którego prawo do żartów uzasadnia to, że potrafi żartować z siebie. – Czym jest dzisiaj satyra polityczna? – Psychoterapią. O ile kiedyś była

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2006, 2006

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut