Nie wiedziałem, co to jest SLA. Lekarz dał mi recepty i powiedział, żebym korzystał z życia 27 lutego 1989 r. Maciej przychodzi na świat o godz. 23. Trzy minuty później rodzi się Marek. Nie są do siebie podobni. Czas pokaże, że ich losy będą różne. Marek i Maciek, grudzień 1995 Dziadek przebrał się za świętego Mikołaja. Miał czerwoną pelerynę i brodę. Włożył sobie do ust orzechy, miał wielkie, czerwone puce, nie mieliśmy szans go rozpoznać. Kiedy wszedł, zamarliśmy w bezruchu. Mikołaj u nas w domu! Dał prezenty wszystkim dzieciom. Była nas piątka: my, starszy brat i dwie młodsze siostry. Przyniósł nam po sweterku i samochodziku. Wyjmowaliśmy z torebek nasze prezenty i pokazywaliśmy mamie: – Patrz, sweterek! Patrz, samochodzik! Dziękuję! Dziękuję, święty Mikołaju. Marek, wrzesień 1998 Wszędzie chodziliśmy razem: do przedszkola, do szkoły. Ale najważniejsze były spacery z domu na boisko. Jakieś półtora kilometra. Nie chcieliśmy przegapić żadnego kopnięcia piłki, żadnego gwizdka trenera. Chodziliśmy na SKS razem z kilkoma kolegami z klasy. Piłka sięgała nam kolan. Liczyliśmy sobie kapki. Maciek robił więcej ode mnie. Ja lepiej kiwałem, nie bałem się, że ktoś mnie kopnie, że skręcę nogę. Nie bałem się bólu. • Stwardnienie zanikowe boczne (SLA, ALS) to postępująca choroba neurologiczna. Jej istotą jest porażenie neuronów ruchowych, które prowadzi do stopniowego upośledzenia funkcji wszystkich mięśni ciała, a w konsekwencji do śmierci. Maciek, marzec 2000 Mama dała nam kanapki, buty, paletki do ping-ponga i w drogę. Zawody odbywały się w szkole. W deblu nie było na nas mocnych. Wszyscy wiedzieli, że z bliźniakami ciężko wygrać. Turniej trwał cały dzień. Wyhodowaliśmy sobie wielkie rumieńce na twarzach. Trenowaliśmy w piwnicy. Na pufach układaliśmy duże płyty PCV. Zamiast siatki ustawialiśmy plastikowe opakowania z CD. Tylko paletki były z prawdziwego zdarzenia. Marek, październik 2001 Patrycja i jej koleżanka Ola były nowe w naszej klasie. Siedziały dwie ławki przede mną. Maćkowi spodobała się Ola, mnie Patrycja. Na dyskotekę przyszła ubrana w fioletową sukienkę. – Zatańczymy? – zapytałem. Bez słowa podała mi dłonie. Kolejne pytanie: – Będziesz ze mną chodzić? Powiedziała, że się zgadza. Dobrze się składało, bo koleżanka Ola zadeklarowała już to samo Maćkowi. Chodzenie polegało na wymianie spojrzeń na lekcji matematyki, przerywanych chichotem rozmowach na boisku, pokazywaniu sobie plakatów ulubionych zespołów muzycznych. Maciek, wrzesień 2005 Siadywaliśmy z kolegą przy klatce schodowej dziesięciopiętrowca. Wszyscy już dobrze znali nasz repertuar – klasyka polskiego rocka: Wilki, Dezerter, KSU, Dżem. Dwie gitary i dwa gardła. Czasem echo niosło nasze głosy daleko i przyciągało gapiów. Bywało, że dosiadali się do nas inni, młodsi, starsi, z gitarami i bez. Chcieliśmy tworzyć sztukę. Nie wszyscy się z tym zgadzali. Czasem oberwaliśmy kartoflem z któregoś okna. Gitara stała na werandzie. Kiedyś, jeszcze w gimnazjum, wziąłem ją i stwierdziłem, że będę grał. To był stary 12-strunowy defil. Tata pokazał mi kilka patentów. Uczyłem się ze słuchu. Spisywałem sobie chwyty: A-dur, C-dur, gis-moll. Marka nie interesowała muzyka. Marek, sierpień 2008 W naszym domu było sporo drzwi. Jednymi wchodziłem, drugimi wychodziłem. Nocny Marek – tak o sobie myślałem. Trochę jak ćma, która wciąż szuka emocji. Drzwi były otwarte o każdej porze dnia i nocy. Gelu, Japa, Karolek, Młody, Kaśka, Sylwia. Wszyscy wchodzili bez pukania. Wydawało się nam, że znamy się jak łyse konie, że śmiech i rozterki spoiły nas na dobre. Ciepła sierpniowa noc wygoniła nas z domu. Odpaliliśmy silniki samochodów i w drogę. Gwiazdy były blisko. Byliśmy pewni, że wszystko jest oczywiste i możliwe. Że życie będzie proste, jeśli tylko sami go nie skomplikujemy. Spracowane turbiny naszych aut dudniły w nocnej ciszy. Gazu, więcej gazu. Chciałem być wszędzie naraz, chciałem wszystko z siebie dać. Maćka nie interesowały samochody. Maciek, luty 2009 Mieliśmy w piwnicy swój klub, minibarek i sprzęt grający. Stół tworzyło kilka desek ustawionych na skrzyniach. Krzeseł nie było. Ściany pomalowane sprayem. To były
Tagi:
Dominika Zarzycka









