Bronię Paszczyka

Bronię Paszczyka

Grecy sprzątają po igrzyskach, a Polacy szukają winnych słabego występu w Atenach. Nie ma sukcesów, więc i o ojcostwo trudno, a porażka jak zwykle jest sierotą. Nikt się nie wyrywa z samokrytyką. Odezwał się tylko prezes PKOl, Stefan Paszczyk. Zwykle stonowany i ważący słowa szczerze powiedział o paru sprawach, które ciągną polski sport w dół. I zaczęło się. Na głowę Paszczyka posypały się epitety. Dotkliwe i bolesne dla niego, porównywalne ze skalą frustracji po występach naszych olimpijczyków. Paszczyk dostaje po głowie za wszystko. Za niespełnione nadzieje rodaków. Za głupie wpadki i brak ambicji części sportowców. Za niekompetencję trenerów i działaczy. Zrobienie z prezesa PKOl kozła ofiarnego jest na rękę wszystkim, którzy wyjazdu do Aten nie mogą uznać za sukces. Skutecznie pochowani przycupnęli i cicho czekają, aż burza minie. Gdybyż to było takie proste, że wystarczy dymisja Paszczyka, a Korzeniowski poprowadzi nasz sport do sukcesów, to dlaczego nie? Do ataków na PKOl, gdy tylko wyczuli zainteresowanie społeczne, przyłączyli się politycy i zrobili to jak zwykle, czyli głupio. Ale czegoż się było spodziewać, gdy o sporcie wyczynowym zaczęło mówić osławione Prawo i Sprawiedliwość. Czy Paszczyk nie ma racji, gdy mówi, że model i struktura naszego sportu są zaprzeczeniem logiki i przejrzystości. Zdublowane funkcje, nakładanie się kompetencji i przerosty administracyjne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2004, 37/2004

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański