Bill Clinton zabrał ze sobą porcelanę, serwisy stołowe, telewizory… A w ostatni dzień urzędowania ułaskawił 176 osób “Oddaj srebra, porzuć kobiety, przeproś za wszystko”. Transparenty z takimi hasłami coraz częściej witają Billa i Hillary Clintonów, kiedy pokazują się publicznie. Kilkanaście dni temu pikiety demonstrantów próbowały zablokować byłemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych wejście do budynku w Boca Raton na Florydzie, gdzie Clinton miał wygłosić swoje pierwsze przemówienie po wyprowadzce z Białego Domu. Gwizdy i kocia muzyka trwały przez całe wystąpienie byłego prezydenta, który miał wykład na temat globalizacji rynków finansowych. W kilku programach telewizyjnych brutalnie komentowano potem, że zainkasowane przez Billa Clintona honorarium, w wysokości 100 tys. dolarów, to kolejny dowód na pazerność całej rodziny. Lista zarzutów pod adresem samego byłego prezydenta i całej rodziny Clintonów (a także jego współpracowników) jest rzeczywiście wyjątkowo długa. Są na niej występki najróżniejszego kalibru, począwszy od aktów wandalizmu przy opuszczaniu Białego Domu przez ekipę Demokratów poprzez bezprawne zabranie oficjalnych podarunków (stąd hasła “Oddaj srebra”) i poważne z prawnego punktu widzenia oskarżenia o ułaskawianie przez byłego prezydenta przestępców za pieniądze i polityczne przysługi. Lawinę, zwracają uwagę uważni obserwatorzy, poruszył jednak – jak to zwykle bywa w takich przypadkach – drobny kamyczek, a mianowicie zaskakujące socjologów i specjalistów od kampanii wyborczych, przygniatające (100% głosów) zwycięstwo Hillary Clinton w wyborach senackich w stanie Nowy Jork w jednej z maleńkich miejscowości, zamieszkałej praktycznie bez wyjątku przez wspólnotę ortodoksyjnych Żydów, chasydów. Analizujący szczegółowe dane wyborcze wydawcy nowojorskich gazet dostrzegli ten socjologiczny fenomen i wysłali tam jeszcze w grudniu dziennikarzy, by napisali reportaże na temat wyjątkowej miłości wyborców do Hillary Clinton. Dziennikarskie śledztwo dość szybko wyjaśniło, że zdyscyplinowana wspólnota chasydów głosowała na żonę ówczesnego prezydenta USA, bo tak nakazali miejscowi rabini. Powód wydawał się początkowo niejasny, ale po kolejnej rozmowie jeden z miejscowych przywódców religijnych przyznał nieoficjalnie, że było to “podziękowanie” za ułaskawienie przez Billa Clintona czterech żydowskich przestępców skazanych za zdefraudowanie ponad 40 mln dolarów z funduszy rządowych. Wkrótce okazało się, że o ułaskawienie całej czwórki zabiegali w Białym Domu przywódcy silnej społeczności żydowskiej całego stanu Nowy Jork, a sugestie, by głosować “na Hillary” przekazywali swoim pobratymcom rabini i narodowi liderzy w wielu miejscowościach. Cała afera z chasydami z nowojorskiej osady wybuchła w pierwszych dniach stycznia, ale początkowo wydawało się, że “teflonowy Bill”, jak przez całe lata określano Clintona unikającego większych strat politycznych z powodu kolejnych oskarżeń pod swoim adresem, i tym razem uniknie poważniejszego społecznego gniewu. Pewnie tak by się stało. Amerykanie bowiem dobrze rozumieją, że mieli przez minione osiem lat podatnego na ludzkie słabości, ale znakomitego prezydenta, który zapewnił Stanom Zjednoczonym pozycję numer jeden na świecie. Dlatego zawsze byli skłonni wiele mu wybaczyć. Oczywiście, do czasu… Tym razem kroplą, która przelała czarę goryczy, stał się szczeniacki wybryk współpracowników Billa Clintona i pazerność jego żony, Hillary. Ustępujący prezydent w świetle reflektorów telewizji zachował się wobec nowego lokatora Białego Domu, George’a W. Busha, znakomicie, przyjął go na pogawędce w Pokoju Owalnym i przekazał obowiązki, ale w momencie wyprowadzki Biały Dom stał się – jak określiła to potem prasa – “obiektem wandalizmu”. Kiedy pracownicy administracji Busha Juniora przyszli pod koniec stycznia po raz pierwszy do nowej pracy, nie wierzyli własnym oczom. Biurka, opuszczone przez ekipę Demokratów, były poprzewracane do góry nogami, krzesła porozrzucane po kątach, szafki z kartotekami pozaklejano klejem, który zmuszał do niszczenia mebli, by cokolwiek otworzyć. Pocięto też w Białym Domu kable telefoniczne, na ścianach i na papierze kserograficznym namalowano setki pornograficznych rysunków, a z klawiatur komputerów poznikały klawisze z literką “W” (właśnie używając tej litery, ekipa Busha zwraca się do nowego prezydenta). Drugie odkrycie obecnej ekipy uderzało już bezpośrednio w rodzinę Billa Clintona. Inwentaryzacja Białego Domu wykazała, że były prezydent zabrał ze sobą porcelanę, serwisy stołowe, meble, dywany, telewizory, a także oficjalnie otrzymane jako głowa państwa podarunki na łączną sumę 180 tys. dolarów.
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









