Burzliwe dzieje pomnika Kościuszki

Burzliwe dzieje pomnika Kościuszki

Najpierw Kościuszkę uhonorowali kadeci West Point. 110 lat temu jego monument stanął w Waszyngtonie

Dewastacja waszyngtońskiego pomnika Tadeusza Kościuszki wywołała w naszym kraju falę powszechnego oburzenia. Mało kto jednak zna losy tego monumentu, równie fascynujące i skomplikowane, jak biografia upamiętnionego nim człowieka.

Pierwszy pomnik, a właściwie cokół, Tadeusza Kościuszki w Stanach Zjednoczonych został odsłonięty już 4 lipca 1828 r. Wśród jego pomysłodawców znalazł się m.in. Robert E. Lee – późniejszy głównodowodzący wojsk Konfederacji w czasie wojny secesyjnej, a wówczas kadet Akademii Wojskowej West Point. To właśnie przyszli oficerowie amerykańskiej armii uznali, że jako pierwszy na terenie uczelni powinien zostać uhonorowany Kościuszko. Przez trzy lata odkładali po 25 centów miesięcznie, aż uzbierali 5 tys. dol. potrzebnych do wzniesienia zaprojektowanego przez ich kolegę postumentu. Właściwy pomnik został umieszczony na kolumnie 1 września 1913 r.

Dar dla narodu amerykańskiego

Pomysł upamiętnienia Kościuszki w Waszyngtonie narodził się w kwietniu 1902 r. Podczas corocznego zjazdu Narodowego Towarzystwa Synów Rewolucji Amerykańskiej, patriotycznego stowarzyszenia zawiązanego w celu podtrzymania pamięci o bohaterach walki o niepodległość USA, wsparto polonijną inicjatywę budowy w Parku Lafayette’a pomników Kazimierza Pułaskiego i gen. Tadeusza Kościuszki. Jak przekonywał Barry Buckley, historyk stowarzyszenia, „Pułaski to pierwszy dowódca kawalerii w amerykańskim wojsku i oficer, który wykazał się dzielnością i walecznością w wielu starciach. Natomiast Kościuszko był najwybitniejszym inżynierem Armii Kontynentalnej”. O ile jednak Izba Reprezentantów już wcześniej zatwierdziła 50 tys. dol. na upamiętnienie Pułaskiego, o tyle fundusze na pomnik Kościuszki musieli zebrać jego pomysłodawcy.

Ustalono, że pomnik będzie darem osób polskiego pochodzenia dla narodu amerykańskiego. List z prośbą o zaakceptowanie tego rozwiązania, podpisany przez przedstawicieli sześciu organizacji polonijnych w USA, prezydent Theodore Roosevelt otrzymał 14 stycznia 1904 r. Tydzień później o uchwalenie wspólnej rezolucji przez Izbę Reprezentantów i Senat wystąpił kongresmen z Minnesoty James T. McCleary, a prezydent zaapelował do Kongresu o zgodne zagłosowanie w tej sprawie. Tak też się stało – Kongres przyjął rezolucję 18 kwietnia 1904 r.

Zgromadzeniem funduszy zajął się Związek Narodowy Polski. W niespełna trzy lata udało się zebrać 75 tys. dol. i pod koniec 1906 r. ogłoszono międzynarodowy konkurs na projekt pomnika. Miał on zostać wykonany z brązu i nawiązywać do już istniejącego pomnika gen. Lafayette’a. W konkursie wzięło udział 20 polskich rzeźbiarzy. Dwie prace były dziełem artystów mieszkających w USA. Pozostałe nadesłano z Rosji, Warszawy, Austrii, Niemiec, Paryża i Rzymu.

Słowo Roosevelta

Finał konkursu przewidziano na styczeń 1907 r. W skład jury weszła trójka wybitnych amerykańskich artystów: Lorado Taft – wykładowca w Instytucie Sztuki w Chicago, Henry M. Shrady, który niedawno skończył prace nad monumentem Jerzego Waszyngtona w Nowym Jorku, oraz Daniel Chester French – przewodniczący komitetu ds. rzeźb w prestiżowym Metropolitan Museum. Ponieważ budowa pomnika w stolicy musiała zostać zatwierdzona przez Kongres, jury pełniło funkcje doradcze, natomiast ostateczna decyzja należała do specjalnej komisji rządowej. Na jej czele stanął sekretarz wojny William Howard Taft. Wspierali go senator George Peabody Wetmore oraz kongresmen McCleary.

Jurorzy najwyżej ocenili pracę Stanisława R. Lewandowskiego. W prasowej relacji można było przeczytać, że zwycięski projekt przedstawiał „smukłego i dostojnego mężczyznę, stojącego z wyciągniętą szablą przywartą do piersi. Wyjątkowej konstrukcji jest także cokół, otoczony grupą trzynastu alegorycznych postaci. (…) robią one wrażenie, lecz są mało praktyczne”. Drugie miejsce przyznano projektowi „Wolność po obu stronach globu” Antoniego Popiela. Przedstawiał on Kościuszkę jako inżyniera z mapą w jednej ręce i lunetą w drugiej. Z przodu i z tyłu cokołu znajdowały się półkule ziemskie, strzeżone przez orły, po których prawej stronie stała dwójka kosynierów, po lewej zaś amerykańscy żołnierze z czasów wojny o niepodległość. „Godny i nieprzekombinowany”, oceniał dziennikarz stołecznego „The Evening Star”. Trzecie miejsce otrzymała praca prof. Juliusza Bełtowskiego, przedstawiająca Kościuszkę w momencie wyciągania szabli. U jego stóp siedziała naga postać – „Sława” czy też „Nadzieja” – spoglądająca na generała.

Wydawałoby się, że wraz z decyzją jury wybór projektu został dokonany. Jednakże kilka dni po ogłoszeniu wyników konkursu nadesłanym pracom przyjrzał się Roosevelt, który doskonale orientował się w polskiej historii. Nic zatem dziwnego, że pomnik Kościuszki zwrócił jego uwagę. Roosevelt uznał, że „lepiej współgrać z pomnikami Lafayette’a i Rochambeau” będzie projekt Popiela.

Cóż miała zrobić rządowa komisja Tafta? Z jednej strony musiała wziąć pod uwagę decyzję jury, z drugiej natomiast nie mogła zlekceważyć opinii prezydenta. Ostatecznie komisja przyznała rację Rooseveltowi.

Zdecydowanie mniej emocji budziły równoległe przygotowania do postawienia pomnika Pułaskiego. Sporządzenie projektu powierzono Kazimierzowi Chudzińskiemu, cenionemu polskiemu rzeźbiarzowi, spod którego ręki wyszedł pomnik Kościuszki w Chicago, odsłonięty w 1904 r. Po kilku poprawkach, wymuszonych m.in. przez zmianę lokalizacji monumentu z Parku Lafayette’a na Pennsylvania Avenue, projekt zyskał aprobatę komisji Tafta i został zatwierdzony do realizacji.

Kłopoty i szczęśliwy finał

Zanim jednak Chudziński mógł podziwiać swoje dzieło, w lipcu 1908 r. rozpoczęto budowę pomnika Kościuszki. Kontrakt na postawienie postumentu otrzymała znana firma Kyle Granite Company. „Będzie to największy tego typu obiekt w Waszyngtonie – długi na 23 stopy (ok. 7 m), szeroki na 20 stóp i dziewięć cali (ok. 6,3 m) oraz wysoki na 17 stóp (ok. 5 m). Jego całkowita waga wyniesie aż 115 t. Do budowy zostanie wykorzystany najlepszy granit z Vermontu”, emocjonowała się stołeczna prasa.

Roboty na dobre jeszcze się nie rozpoczęły, kiedy pojawił się kolejny problem. Z pobliskiej siedziby zajmującego się ochroną przyrody The Cosmos Club zauważono bowiem, że pomnik ma być usytuowany tuż obok wielkiego amerykańskiego wiązu, który był dumą mieszkańców Waszyngtonu. O natychmiastową opinię zwrócono się zatem do płk. Charlesa S. Bromwella, nadzorującego stołeczne budynki i place. Szczęśliwie „pułkownik całym swoim autorytetem potwierdził, że pomnik w żaden sposób nie wpłynie na »wspaniałe stare drzewo«” – informował „The Evening Star”. Ekologów dodatkowo uspokoił sam Roosevelt, który za bezpieczeństwo wiązu poręczył swoim słowem.

Wyraz wierności i oddania

Odsłonięcie pomników Kościuszki i Pułaskiego zaplanowano na 3 maja 1910 r. Ale i tu nie obyło się bez przeszkód. Środowiskom polonijnym zależało, aby w obu wydarzeniach uczestniczył prezydent Taft, który został namaszczony przez Roosevelta na swojego następcę i zdecydowanie wygrał wybory w 1908 r. Okazało się jednak, że w tym dniu prezydent będzie przebywał poza stolicą, w związku z czym uroczystości przesunięto na mniej symboliczny dzień 10 maja. Tego dnia Taft uświetnił odsłonięcie pomnika Pułaskiego, zaś do odsłonięcia pomnika Kościuszki wyznaczono sekretarza wojny Jacoba
M. Dickinsona. Uroczystości z udziałem prezydenta towarzyszyła salwa armatnia oraz odegranie amerykańskiego hymnu. Na koniec trasą między obydwoma pomnikami przemaszerowały oddziały wojskowe w galowych strojach.

„Na próżno można spekulować, jak skończyłaby się nasza rewolucja, gdyby nie pomoc obcych państw i ich obywateli. Wystarczy powiedzieć, że ci, którzy wsparli nas w walce o wolność i niepodległość, przyczynili się zdecydowanie do naszego ostatecznego sukcesu. Jest zatem ważne i właściwe, abyśmy okazywali im nieustanną wdzięczność. (…) A więc oni wszyscy: Lafayette, Rochambeau, von Steuben, de Kalb, Pułaski, Kościuszko i inni zasługują na pomniki, takie jak ten. Niech wiedzą, że Ameryka jest wdzięczna i pamięta o tych, którzy przybyli do niej, gdy przeżywała trudne chwile”, mówił prezydent Taft.

Miesiąc później na ręce prezydenta trafiło pismo przekazujące pomnik narodowi amerykańskiemu. „Jest to wyraz wierności i oddania, którymi darzymy naszą adoptowaną ojczyznę, za wolność której Tadeusz Kościuszko walczył dzielnie i szlachetnie, a za której dobrobyt i bezpieczeństwo my, Polacy Ameryki, zawsze jesteśmy gotowi przelać naszą krew, tak jak ci dwaj znakomici Polacy i nasi poprzednicy, Kościuszko i Pułaski”.

Odtąd pomnik Tadeusza Kościuszki stał się miejscem zgromadzeń stołecznej Polonii. To tutaj wiwatowano na wieść o odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. A po 1945 r. stara Polonia i nowi imigranci upominali się o interesy swojej pierwszej ojczyzny. Wydarzenia z przełomu maja i czerwca rozpoczęły nowy okres w dziejach pomnika. Może tym razem stanie się on miejscem nie tylko polskiej pamięci, lecz także wszystkich tych, którym – jak Kościuszce – przyświecają hasła tolerancji i wolności?

Fot. Library of Congress

Wydanie: 2020, 26/2020

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy