Nie ma dla nas wyjścia

Nie ma dla nas wyjścia

Dziennik Dawida Sierakowiaka ocalony z łódzkiego getta Po wyzwoleniu łódzkiego getta znaleziono stertę zapisanych zeszytów. Ktoś nimi palił pod kuchnią. W stercie tej leżało m.in. pięć brulionów Dawida Sierakowiaka: rejestr zdarzeń spisywanych codziennie przez nastoletniego autora, osieroconego w wyniku wojny. Ten niezwykły dokument opowiada o getcie w Łodzi pod nazistowską okupacją, o rządach Chaima Rumkowskiego, kontrowersyjnego Przełożonego Starszeństwa Żydów, o szukaniu pracy, zdobywaniu jedzenia, śmierci sąsiadów i bliskich, ale przede wszystkim o walce o przetrwanie. Piątek, 25 XII [1942 r.], Łódź – Pierwsze Boże Narodzenie podczas wojny bez śniegu. Robi się już jednak chłodniej. Z polityki nic nowego. Niby kolosalne walki, ale nic konkretnego. Bande załatwił mi to moje podanie o pożyczkę i w niedzielę będę mógł odebrać pieniądze. Dostanę najprawdopodobniej miesięczną pensję (80 rm) do spłacenia w 10 miesięcy. Będę mógł sobie kupić buty, także dla Nadzi i dla ojca coś z odzieży, ewentualnie bielizny. Szkoda tylko, że nic do żarcia nie można dostać w ludzkich cenach, bo w domu gnamy już resztkami. Ale pal diabli! Byle do wiosny! Sobota, 26 XII, Łódź – Zima jednak zwyciężyła. Dziś z rana był już solidny przymrozek. Jak dość często ostatnio, dziś w kuchni resortowej był czulent. Taki fakt wywołuje zazwyczaj całkowitą rewolucję u nas w biurze. Większa część urzędników, wyższego czy niższego szczebla, leci jak oparzona po ten boski przysmak, po tych nieznośnych, jak się wyrażają, zupach. Oni, którzy przez najrozmaitsze kombinacje, stosunki i oficjalne przywileje zup mają stosunkowo do syta, wyrażają całą swą bezmyślną zwierzęcość w tym lataniu po czulent. Jeszcze karteczkę, jeszcze porcję — ach, czulent, czulent! A u nas, jak i u co najmniej połowy ludności getta, znów zaczyna się poważny głód. Mamy jeszcze około 5 kg kartofli, a warzyw już wcale. Gotuje się tylko raz dziennie marną zupkę. A z polityki nic nowego. Tymczasem Rumkowski, starym swym zwyczajem z najrozmaitszych okresów głodu poczyna urządzać koncerty, przedstawienia i rozmaitego rodzaju jubileuszowe wyżerki. Tak na przykład odbywa się dzisiaj jubileusz istnienia resortów krawieckich i tekstylnych. Na Krawieckiej będzie cały bal dla bajratu i wyższych urzędników odnośnych resortów, co naturalnie pociągnie za sobą dalsze uszczuplenie racji. „Czarny wóz” znów poczyna mieć kolosalne powodzenie.(…) Poniedziałek, 28 XII, Łódź – Dziś było już –5°C. Wyszła racja na pierwszą dekadę stycznia. Nie ma w niej zupełnie kartofli, tylko 5 kg warzyw, a marmolady o 5 dkg mniej (20 dkg). Zupa znów kosztuje 4-5 rm. Przygnębienie na mieście okropne. Ja jestem zupełnie przybity. Wizja zimna i głodu przejmuje mnie niedającym się opisać przerażeniem. Przypominają mi się sceny z ubiegłych lat getta, gdy stan mych sił i zdrowia był o wiele lepszy, a jednak męka ma była okropna. Do tego boję się powrotu zwierzęcego egoizmu u ojca, który ostatnio najadłszy się prawie do woli, uspokoił się nieco. Dzisiaj położyliśmy się już spać bez kolacji, bo resztki kartofli Nadzia podzieliła na jutro i pojutrze. Świerzb u Nadzi i ojca chwilowo zaleczony, ale ze względu na niemożliwość zmiany bielizny pościelowej powróci najprawdopodobniej na nowo. A z polityki nic nowego. Wtorek, 29 XII, Łódź – Z rana było –7°C, ale przed wieczorem mróz puścił i począł padać śnieg. Zaszedłem dziś do Niutka, a potem do Fredka [Taubego], z którym doszedłem do pewnego rodzaju umowy na współpracę z nimi w charakterze bardzo bliskiego sympatyka — „adepta zakonu”. Fredek wziął też ode mnie zeszyt z moimi ostatnimi wierszami i początkiem „Alarmu”. Będzie to pierwszy krytyk tych moich prac, który zadecyduje też o mojej wartości dla „nich” i o dalszej formie naszej współpracy. Wieczorem był u mnie Calel, który opowiadał, co się dzieje na placu warzywnym, na którym pracuje. Wszystko ma w swej władzy Gertler i jego ludzie, którym nic nie brakuje. Mówi się o tym, że Sonderabteilung i tajni ludzie Gertlera mają też objąć plac węglowy i Wydział Talonów. Jest już racja opału na styczeń: 6 kg węgla i 15 kg drzewa (!). Drzewo pochodzi z rozbiórek poza gettem i w getcie. Węgiel (zamiast brykietów) jest po raz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 26/2015

Kategorie: Historia