Joanna Górska: Wyjątkowo o siebie dbałam – nie piłam, nie paliłam, uprawiałam sport, nie jadłam mięsa i nagle się okazało, że mam raka Joanna zaprasza mnie do domu, z dumą pokazuje taras na dachu, gdzie hoduje poziomki, truskawki i zioła. Z pasją opowiada o tym, jak planują urządzić to miejsce, bo z rodziną cieszą się nim od niedawna. Jest spełnioną, zadowoloną z życia 40-latką, mamą, dziennikarką, trenerką wystąpień publicznych, dziewczyną z Mazur, z małego miasteczka, która nagle znalazła się w stolicy i nie najgorzej sobie radzi. Kocha i jest kochana, przez syna i przez partnera. Energię dają jej rodzina i praca, która jest jej pasją. Znamy się od wielu lat, pracujemy w tej samej branży. Widywałyśmy się na firmowych korytarzach, ale dopiero choroba sprawiła, że zbliżyłyśmy się do siebie. (…) • Wreszcie przychodzi ten dzień. Może powiedzieć sobie, że jest naprawdę szczęśliwa, najszczęśliwsza na świecie, szczęśliwa do zwariowania. Pełna euforii zaczyna życie na nowo. Ma wspaniałego syna, po rozwodzie zaczyna budować dom z nowym partnerem. Nie muszą już walczyć o swoją miłość, wreszcie mogą zacząć się nią cieszyć. W pracy odnosi sukcesy – prowadzi prestiżowy program w prestiżowej porze, w wolnym czasie chce realizować marzenia o podróżach. joanna__gorska Przed nami rok pod hasłem zmian. Będzie ciekawie, to pewne. Wszystkiego dobrego na 2017, niech będzie wspaniały. Jest na fali, wreszcie, zbliżając się do czterdziestki, żyje tak, jak zawsze chciała, czuje się doceniana, radosna, spełniona. (…) Wszystko jest tak, jak być powinno: są zdrowi, syn rośnie, lepią swoje gniazdo w nowym mieszkaniu, kocha i jest kochana. (…) Wspólny dom to nie wszystko. Łączą ich też wspólne pasje. Marzą o podróży dookoła świata. (…) Tuż po przeprowadzce, dzień przed swoimi 45. urodzinami, partner wymyśla nowy projekt – planuje objechać świat dookoła, ale nie za jednym razem, a na raty. Niektóre etapy zrobią razem, niektóre z synami, niektóre z przyjaciółmi, niektóre zrobi sam. (…) Pierwszy etap to Gran Canaria w czerwcu – lecą tam we czwórkę – ze swoimi synami. Szczęśliwa, posklejana na nowo rodzina. Są słońce, radość i pasja podróżowania. Każdy wspólny dzień jest piękny, udany i wyjątkowy. To tam w czasie kąpieli wyczuwa guzek pod pachą. Pokazuje partnerowi, dochodzą do wniosku, że trzeba to sprawdzić, ale są spokojni, przecież właśnie realizują swoje marzenia, to nie może być nic złego. Po powrocie bez stresu, ale konsekwentnie, umawia się na badania, robi USG. Zmiana ma 7 mm. Już wiadomo, że jest coś nie tak, dlatego lekarz kieruje ją na biopsję. Wynik ma być w ciągu trzech tygodni. – To było malutkie, jeszcze nierozwinięte ziarnko grochu, sama je sobie wybadałam pod pachą. Na szczęście tego nie zbagatelizowałam. W każdej stacji telewizyjnej jest tak, że po urlopie nie ma taryfy ulgowej, inni wyjeżdżają, trzeba przejąć ich dyżury. Joanna pracuje codziennie przez cały tydzień, bez chwili przerwy. Pobudka o 3.30 rano, by o 6 z uśmiechem przywitać widzów „Polsat News”. (…) • 20 lipca 2017 r., po piątym albo szóstym poranku, zmęczona już tym maratonem wraca do domu, wysyła tylko SMS-a do mamy i do partnera, że idzie spać, żeby się nie martwili, że nie odbiera, i odpływa. Musi się zregenerować. Budzi się po południu. W prywatnym telefonie 17 nieodebranych połączeń, w służbowym drugie tyle, oddzwania, a tam tylko sygnał – myśli, że może jakiś wyjątkowo natrętny akwizytor z ofertą z banku czy ubezpieczalni. Jednak nie daje jej to spokoju – sprawdza numer w internecie i już wie – to centrala LUX MED. Nie dzwoni, nie pyta, tylko wsiada w samochód i jedzie do przychodni. Podaje swoje nazwisko, a tam popłoch. W rejestracji od razu kierują ją do lekarza, tam od razu dostaje wskazówki techniczne, gdzie i jak uzyskać zieloną kartę dla pacjentów onkologicznych, i informację, że musi jak najszybciej podjąć decyzję, gdzie leczyć raka. (…) Wychodzi z przychodni z wynikami biopsji, a na zewnątrz nawałnica. Dochodzi do samochodu, zatrzaskuje drzwi, kuli się w kłębek i płacze. – Zaczęłam wyć, wyć jak zwierzę, miałam w nosie, że to parking, że ludzie chodzą. Ale deszcz był tak ulewny, że podejrzewam, że nawet nikt nie zauważył, że gdzieś tam, w jakimś samochodzie, jakaś dziewczyna ryczy. •










