Rozczarowany bankier napiętnował pazernego pracodawcę W świecie finansów wybuchła kolejna afera. Greg Smith z wielkiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs z hukiem opuścił pracodawcę. Motywy przedstawił w liście otwartym, który opublikował „New York Times”. Smith zatrudniony był w Goldman Sachs prawie 12 lat. Przedstawił się jako dyrektor zarządzający i szef działu instrumentów pochodnych na Europę, Bliski Wschód i Afrykę, zajmujący się portfelami inwestycyjnymi klientów, o łącznej wartości biliona dolarów. Na początku listu napisał: „Sądzę, że pracowałem wystarczająco długo, aby zrozumieć rozwój kultury tego przedsiębiorstwa, jego personelu i tożsamości. I mogę powiedzieć, że atmosfera w banku jest tak toksyczna i destrukcyjna jak nigdy przedtem”. Smith oskarżył byłego pracodawcę o nieetyczne praktyki, chciwość, lekceważenie klientów i wyciskanie z nich pieniędzy. Stwierdził, że pazerność okazała się zgubna dla kultury firmy i może doprowadzić do jej upadku. List bankiera wstrząsnął Wall Street. Kurs akcji Goldman Sachs spadł o ponad 3%, co oznaczało dla tej instytucji finansowej stratę 2,15 mld dol. Chciwa kałamarnica Założony w 1869 r. amerykański Goldman Sachs to prawdziwy gigant. Zatrudnia na całym świecie 33 tys. osób, na liście największych banków inwestycyjnych zajmuje czwarte miejsce. W zeszłym roku osiągnął czysty zysk (po wypłaceniu dywidend) w wysokości 12,2 mld dol. Niemniej jednak w 2008 r. został ocalony przed bankructwem tylko dzięki hojnemu wsparciu ze strony rządu USA, który przeznaczył na ten cel 12 mld dol. Uratowani pieniędzmi podatnika szefowie Goldman Sachs przyznawali sobie królewskie bonusy i premie, co wywołało powszechne oburzenie. Ostatnia premia dla prezesa Goldman Sachs, Lloyda Blankfeina, to „skromne” 7 mln. W listopadzie 2009 r. Blankfein w wywiadzie dla londyńskiego „Sunday Timesa” oświadczył, że jako bankier wykonuje pracę Boga (trzeba przyznać, że wynagrodzenie ma naprawdę boskie). Bank inwestycyjny od dawna był oskarżany o pazerność i praktyki sprzeczne z prawem. W 2009 r. magazyn „Rolling Stone” określił tę instytucję finansową jako „wielką kałamarnicę-wampira, która oplotła twarz ludzkości i bezwzględnie wbija swą krwawą ssawkę we wszystko, co pachnie pieniędzmi”. W zeszłym roku oburzeni protestujący przeciwko wszechwładzy świata finansów i ekscesom pazernego kapitalizmu maszerowali przebrani za kałamarnice. Po druzgoczącym dla Goldman Sachs liście Smitha dziennik „Financial Times” napisał: „Wampirzej kałamarnicy kończy się atrament”. Afera Abacusa Najbardziej znaną aferą Goldman Sachs jest tzw. sprawa Abacusa. Bank inwestycyjny na krótko przed wybuchem kryzysu w 2007 r. sprzedawał klientom tzw. CDO, czyli ryzykowne papiery dłużne, stworzone na podstawie zaciąganych przez Amerykanów kredytów hipotecznych. Produkt ten nosił nazwę Abacus 2007-AC1. Według relacji prasowych fundusze hedgingowe (czyli bezpieczne, m.in. Paulson), na których zlecenie przygotowano Abacusa, grały jednak na obniżenie wartości tego produktu, wiedząc, że to śmieci. „Przypadek, w którym bank inwestycyjny sprzedaje klientom papiery wartościowe i jednocześnie gra na spadek ich wartości, jest ekstremalny”, ocenia Hans-Peter Burghof, profesor bankowości z Uniwersytetu Hohenheim w Stuttgarcie. W przygotowaniu Abacusa uczestniczył Fabrice Tourre z Goldman Sachs, podpisujący się w mejlach jako Fabulous Fab (Bajeczny Fab). Wiele świadczy o tym, że Tourre dobrze wiedział o zbliżającym się krachu. W styczniu 2007 r. napisał w mejlu: „Cała budowla może w każdej chwili się zawalić. Jedynym, który może przeżyć, jest Fabulous Fab, stojący w samym środku wszystkich tych kompleksowych, egzotycznych operacji, które stworzył, niekoniecznie rozumiejąc wszystkie skutki tych potworności”. Oczywiście nabywcy Abacusa stracili pieniądze. Za tę sprawę Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) zamierzała oskarżyć Goldman Sachs przed sądem. Bank przezornie zgodził się na ugodę pozasądową, na mocy której w 2010 r. zapłacił odszkodowanie w wysokości 550 mln dol. – najwyższe takie zadośćuczynienie w historii finansów. Eksperci i komentatorzy uważają jednak, że Goldman Sachs wykpił się tanim kosztem. Na wieść o ugodzie kursy akcji wzrosły, co oznaczało ponad 800 mln dol. zysku. Klienci jak marionetki 33-letni, urodzony w RPA Greg Smith miał już dosyć takiego chlebodawcy. Smith dzięki stypendium studiował na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii. Od razu po uzyskaniu dyplomu zaczął pracować
Tagi:
Krzysztof Kęciek









