Sport

Powrót na stronę główną
Sport

Trzeba wygrać z Madziarami

Polacy jeszcze nigdy nie zagrali w mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Czy seria niepowodzeń zostanie przełamana? Niemal natychmiast po przyjeździe piłkarskiej ekipy biało-czerwonych z nieudanych finałów mistrzostw świata w Azji większość kibiców zaczęła żyć rozpoczynającymi się już we wrześniu 2002 r. eliminacjami mistrzostw Europy. Oczekiwania były tym większe, że jeszcze nigdy reprezentacja Polski nie wystąpiła w finałach tej imprezy. Niestety, przynajmniej na razie znów przeżywaliśmy ogromne rozczarowanie. Po zwycięstwie (7 września) w inauguracyjnym meczu w Serravalle z San Marino (2:0) przyszła porażka (12 października) w Warszawie z Łotwą (0:1). Przypomnijmy, że naszymi rywalami są drużyny Węgier, Łotwy, San Marino i Szwecji. Po nagłej grudniowej rezygnacji z funkcji selekcjonera Zbigniewa Bońka jego miejsce zajął Paweł Janas. Wielu sympatyków piłki nożnej w naszym kraju nie traci nadziei, że właśnie popularny „Janosik” zdoła odwrócić niefortunny bieg wydarzeń. Przed nim i jego podopiecznymi dni wielkiej próby – kolejne boje w eliminacjach mistrzostw Europy. Najpierw 29 marca na Stadionie Śląskim mecz w Węgrami, a 2 kwietnia w Ostrowcu Świętokrzyskim rewanżowe spotkanie z San Marino. Jeśli myślimy o historycznym awansie do przyszłorocznych finałów mistrzostw Europy, musimy wygrać z Madziarami. „Janosik” nadzieją kibiców W środę 12

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Svitlica – tak gra stolica

Piłkarze z byłej Jugosławii ożywiają polską ekstraklasę Podczas minionej jesieni w naszej futbolowej ekstraklasie wystąpiło 44 zawodników z zagranicy. Wśród nich najliczniejszą „kolonię” stanowili gracze z byłej Jugosławii – aż 13 legitymuje się obywatelstwem nowej Jugosławii, Chorwacji i Bośni. Tak doborowe towarzystwo w sile futbolowej ekipy nie mogło się obyć bez trenera… Jest nim Dragomir Okuka, bośniacki Serb, który od 18 marca 2001 r. pracuje w warszawskiej Legii, a przyszedł na miejsce samego Franciszka Smudy. Początki ambitnego Serba były arcytrudne. Na koniec sezonu 2000/2001 warszawiacy zajęli trzecie miejsce. Padło publicznie pytanie: – Trener Dragomir Okuka odsuwa jednego gracza po drugim, kto i kiedy odsunie jego? Miał niewielu sympatyków, ale za to jednego najważniejszego – przewodniczącego Rady Nadzorczej Legii, właściciela 80% akcji piłkarskiej spółki, Andrzeja Zarajczyka. Musiało mnóstwo wody upłynąć w Wiśle, zanim Drago zdołał przekonać do siebie licznych krytyków. A ci nie zasypiali gruszek w popiele i sugerowali, że ambitny szkoleniowiec pojawił się na Łazienkowskiej raczej… na chwilę. Niektórzy uznali klasę trenera dopiero w czerwcu 2002 r., kiedy Legia sięgnęła po siódmy w historii tytuł mistrza Polski. Niedawno zapytany, czy postawiłby tysiąc dolarów na to, że zajmująca po rundzie jesiennej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Małżeństwa na medal

Poznali się na boisku, lodowisku albo na tenisowym korcie. Szybko okazało się, że łączy ich coś więcej niż sport Kiedy pojawiła się w loży Andre Agassiego, z niedowierzaniem kręcono głowami. Faktycznie, kiedy tenisista spotyka tenisistkę, jeszcze niewiele z tego wynika. Tymczasem w 1999 r. świat już oficjalnie dowiedział się, że Graff i Agassi mają się ku sobie. Tenisista po przejściach i była wielka gwiazda kortów. Kto wie, czy nie najgłośniejsza w historii sportowa para. Z punktu widzenia reklamy i public relations, ideał. Także z bankowego. Latem 2001 r. wzięli ślub. Dzisiaj są szczęśliwymi rodzicami półtorarocznego syna. Agassi ponownie zaczął wygrywać, a na dodatek Steffi obiecała, że powróci na kort i zagra z mężem w tenisowym mikście. Mniej szczęśliwie potoczyły się losy innego głośnego ostatnimi czasy sportowego małżeństwa. Miał 190 cm wzrostu, ważył prawie 150 kg. C.J. Hunter, starszy od Marion Jones o siedem lat, był rozwodnikiem z dwojgiem dzieci. Wyglądał groźnie, niewiele mówił, trenował pchnięcie kulą. „Ci wszyscy, którzy mówią, że nie nadaję się dla Marion, zobaczą, że wkrótce będzie jedną z najpopularniejszych kobiet świata”, zapewniał w 1997 r. W październiku następnego roku Marion i C.J. wzięli ślub. Świat podziwiał obrazek szczęśliwej amerykańskiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Henryk zawodowiec

Henryk Kasperczak: – We Francji funkcjonuje powiedzenie „Trenerzy, którzy nigdy nie byli zwolnieni, nie są trenerami” To był marny rok dla polskiej piłki nożnej. Niczego nie ugrano podczas czerwcowych finałów mistrzostw świata w Korei i Japonii, także występy reprezentacji w eliminacjach mistrzostw Europy przyniosły więcej rozczarowań niż radości. Czarę goryczy przepełniła grudniowa dymisja Zbigniewa Bońka z funkcji selekcjonera biało-czerwonych. Jesienią mogło cieszyć tylko jedno – postawa jedenastki krakowskiej Wisły w europejskich rozgrywkach Pucharu UEFA. We wdzięcznej pamięci kibiców zapisały się szczególnie obydwa (wygrane po 4:1) rewanżowe mecze – najpierw z włoską Parmą, a następnie niemieckim Schalke 04. Pochwałami obsypano piłkarzy podwawelskiego klubu, ale komplementów nie szczędzono pracującemu z nimi od 17 marca 2002 r. trenerowi. Cieszy się opinią zawodowca w każdym calu. Nazywa się Henryk Kasperczak. Potrafił pięknie podać – Jak z perspektywy lat wspomina pan swoją grę w Polsce? – To był bardzo piękny czas z tego względu, że moja kariera obfitowała w wyniki. Poza tym był to najpiękniejszy okres w historii polskiego futbolu. W naszej piłce zaczęło się dobrze dziać już w 1972 r., gdy zwyciężyliśmy w turnieju olimpijskim w Monachium. Potem był 1974 r. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Sukces w piaskach pustyni

Orlen Team w czołówce Rajdu Dakar 2003. Polscy motocykliści jeszcze nigdy nie wypadli tak znakomicie Nasi rajdowcy przebojem wdarli się do światowej czołówki. Na kolejnych etapach jubileuszowego 25. Rajdu Dakar 2003 zawodnicy Orlen Teamu spisywali się coraz lepiej i w rezultacie zajęli znakomite miejsca. Polscy kibice mogli być dumni, obserwując świetną jazdę naszego zespołu w tym najtrudniejszym na świecie rajdowym zmaganiu. Najlepsze wyniki uzyskali motocykliści. Marek Dąbrowski był dziewiąty – co oznaczało, że awansował aż o 12 pozycji w porównaniu z rajdem ubiegłorocznym. Na morderczej trasie Rajdu Dakar 2003 sześć razy zdarzały mu się bolesne upadki. – Motocykl koziołkował, przelatywał nade mną. Każdy upadek mógł być tym ostatnim, stłuczone biodro niemal uniemożliwiało jazdę – wspomina. Ale dotrwał mimo potłuczeń, bólu, wyczerpania i braku snu. Jacek Czachor zakończył rajd na 13. pozycji, poprawiając ubiegłoroczny wynik o siedem miejsc. – Pojechałem, żeby dogonić swe marzenia. Gdyby dwa lata temu ktoś powiedział, że osiągniemy takie wyniki, pomyślałbym: kosmita – mówi. Obaj polscy rajdowcy startowali na motocyklach KTM LC4 660 Rally, a sukces był możliwy dzięki wsparciu ze strony PKN Orlen,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Kadra pod rządami Janosika

Sentymenty się dla mnie nie liczą. Znajdę zawodników, którym zależy na grze w reprezentacji – Czy Paweł Janas zdaje sobie sprawę, że był najbardziej oczekiwanym przez kibiców prezentem gwiazdkowym? – Zdaję sobie sprawę, chociaż w tej chwili jestem już tym wszystkim zmęczony. A co gorsza, prawie w ogóle nie pracuję, tylko chodzę i rozmawiam. Wywiady, telewizja, nie mam czasu na pracę. Chciałbym, żeby wszystko się uspokoiło i żebym wreszcie mógł zająć się zespołem. – Skąd u nowego selekcjonera zainteresowanie myślistwem? – W czasie pobytu we Francji często byłem zapraszany na polowania. Polubiłem to. Co nie oznacza, że za każdym razem muszę coś ustrzelić. Wystarczy, że pochodzę po lesie, najlepiej z psem. W ten sposób odpoczywam. Chciałbym jednak skończyć już te opowiadania o polowaniach, o które ciągle pytają mnie dziennikarze. Boję się bowiem, że za chwilę ludzie powiedzą, że zabijam zwierzątka zamiast zajmować się reprezentacją. – Kończąc ten wątek – prezes Listkiewicz obiecał, że po wygranych eliminacjach podaruje panu świetną strzelbę. Jest więc o co walczyć… – Nie słyszałem o tym, jednak jeśli to prawda, prezes musiałby się wykosztować. Taka broń do tanich nie należy, a ja mam w swojej kolekcji naprawdę dobre strzelby. – Nowy trener reprezentacji musi wierzyć w lepsze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Hokeista na… lodzie

Nigdzie poza kanadą hokej nie jest otaczany takim kultem Rozmowa z Mariuszem Czerkawskim, hokeistą Montreal Canadiens – Ostatnio Montreal Canadiens wysłali cię na „farmę”, jak w NHL określa się drużynę rezerwową grającą w AHL (American Hockey League). To nie jest pewnie przyjemne? – Nie. Stało się to pomiędzy świętami, a Nowym Rokiem. Był to wynik rozmowy z menedżerem klubu. W składzie Montreal Canadiens wychodziłem na lód na krótko, bo tak mnie widział trener. Do wyboru miałem, albo status quo, czyli grzanie ławki, albo wyjazd do Hamilton Bulldogs i występowanie w pierwszym ataku. Doszliśmy do konkluzji, że lepiej grać i nie spalać się psychicznie. – Jak ci idzie w Buldogach? – W pięciu meczach dziesięć punktów za bramki i asysty. – O co właściwie chodzi z tym „zesłaniem”? W grach przedsezonowych byłeś najlepszym zawodnikiem NHL, z 12 punktami. Miałeś dobry początek w Canadiens, a potem nagle trener zaczął cię wypuszczać na lód coraz rzadziej… – Nie jestem zawodnikiem otwarcie atakującym trenerów i nigdy tego nie robiłem w Montrealu. Nie mogłem jednak zrozumieć, dlaczego mam grać na lewym skrzydle, skoro jestem… prawoskrzydłowym, dlaczego wypuszcza się mnie na sześć minut w meczu jak jakiegoś debiutanta, kiedy zawodnik z moim dorobkiem i moim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Teraz Janosik

Paweł Janas: – Jeśli będziemy przegrywać, moja przygoda z kadrą skończy się szybciej, niż wszyscy myślą Kilkanaście dni dreszczowca pt. „Wybór nowego selekcjonera” dobiegło końca. Tuż przed świętami prezes Listkiewicz odsłonił karty. Pod choinkę sprezentował kibicom nowego selekcjonera. Został nim Paweł Janas. Już dawno wybór trenera reprezentacji nie budził tyle emocji. Tajemnicą Michała Listkiewicza pozostanie, czy rzeczywiście do ostatniej chwili wahał się, czy świadomie podgrzewał atmosferę. Czy żonglowanie kolejnymi nazwiskami, dowcipkowanie i zabawa mediami były celowe, czy też w ten sposób dawał sobie czas na podjęcie decyzji? Pewne jest jedno. Prasową nagonką zmęczeni byli wszyscy. – Nie była to żadna zabawa. Uznałem, że decyzja o powołaniu następcy Bońka nie może być nagła – podkreśla prezes PZPN. – Nominacja Janasa była decyzją przemyślaną i racjonalną. Wysłuchałem wielu opinii, przeprowadziłem mnóstwo rozmów i spotkań. Mam nadzieję, że wybór jest słuszny. Grać będą najlepsi Janas podpisze umowę do końca 2005 r., z możliwością automatycznego przedłużenia na finał MŚ w 2006 r. Jak wynika z dokumentów PZPN, został 40 selekcjonerem polskiej drużyny narodowej w historii. Oficjalnie pracę rozpocznie 1 stycznia 2003 r. Bezpośrednim współpracownikiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Życie za metą

Co robią sportowe gwiazdy, gdy schodzą z boiska Jerzy Kulej zamienił ring na sejmową mównicę, siatkarz Tomasz Wójtowicz prowadzi restaurację, podobnie Ryszard Szurkowski. Właścicielem firmy meblowej jest szermierz Janusz Olech, natomiast w branży nieruchomości odnalazł się Arkadiusz Skrzypaszek. A jak radzą sobie inni? Z boiska i roweru Włodzimierz Lubański handluje piłkarzami. Grzegorz Lato, który wcześniej z różnym skutkiem próbował sił jako trener w Polsce i Grecji, jest dziś senatorem z ramienia SLD. Jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 90., Roman Kosecki, przyznaje, że dzięki karierze osiągnął niezależność finansową. Popularny „Kosa”- 65-krotny reprezentant Polski, zawodnik m.in. warszawskiej Legii, Galatasaray Stambuł i Atletico Madryt – pozostał przy piłce. Gra w imprezach oldbojów, prowadzi szkółkę piłkarską dla dzieci, ukończył kurs trenera drugiej klasy. Marzy o prowadzeniu reprezentacji Polski któregoś z młodszych roczników. Od 1997 r. współpracuje przy organizowaniu olimpiad specjalnych w Polsce. Niedawno mianowany został ambasadorem olimpiad specjalnych na Europę i Azję. – Słyszę ostatnio, że pseudonimem „Kosa” określa się Kamila Kosowskiego. Życzę mu, aby poszedł w moje ślady, chociaż prawdziwy „Kosa” był tylko jeden. Przy futbolu został Dariusz Dziekanowski. Znakomity przed laty

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Opłatek w Himalajach

Dla mieszkańców Pakistanu, Chin czy Nepalu polska Wigilia to coś w rodzaju zabobonu K-2. Wyzwanie dla wszystkich himalaistów. Najtrudniejszy szczyt spośród ośmiotysięczników. Wielu próbowało go zdobyć. Udało się nielicznym. Najwięksi pechowcy zostali tam na zawsze. Góra pochłonęła wiele ofiar. Jeszcze nikomu nie udało się wspiąć na jej szczyt zimą. Polska wyprawa pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego chce zmierzyć się z wyzwaniem. Wielicki próbował dokonać tej sztuki 15 lat temu. Wówczas się nie udało. Teraz spróbuje ponownie. Wigilię i święta uczestnicy wyprawy spędzą daleko od domu. Nie pierwszy raz. – Zawsze jest coś za coś – mówią himalaiści. – Wszystkiego nie da się pogodzić. Żeby osiągnąć jedno, trzeba czasem zrezygnować z czegoś innego. Nie można być we wszystkim dobrym. To nie jest tak, że rodzina się dla nas nie liczy. To sprawa wzajemnego szacunku. My szanujemy rodzinę, rodzina szanuje naszą pasję. Po prostu pasja Krzysztof Wielicki. Jeden z najwybitniejszych wspinaczy na świecie. Jako piąty zdobył Koronę Himalajów – wspiął się na wszystkie ośmiotysięczniki. Opowiada, że stało to się w sposób jak najbardziej naturalny. – Nie wytyczałem sobie takiego celu, że muszę zdobyć Koronę Himalajów. Po prostu wchodziłem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.