Decyzję o operacji podejmują w kilka minut – ratują, wycinają, zszywają Prof. Krzysztof Bielecki, kierownik kliniki chirurgii ogólnej w warszawskim szpitalu im. Orłowskiego, skończył operację. Pobity, skopany, młody mężczyzna. Mogło się skończyć gorzej, ale trzeba było tylko usunąć fragment jelita cienkiego. Co to znaczy gorzej? Gdyby byłoby uszkodzenie śledziony lub jelita grubego z jego zakażającą zawartością. Tym „gorzej” byłby także szósty, w sześciostopniowej skali, stopień uszkodzenia wątroby. Oznaczałoby to, że wątroba została oderwana od dużych naczyń i człowiek jest bez szans. Pierwszy stopień to uszkodzenie wątroby nie głębsze niż 2 cm. Dr Mirosław Klukowski dziś ma dyżur. Operację, z której wyszedł, określa jako banalną. Oddział chirurgii to długi korytarz pokryty wybrzuszonym linoleum. Na ścianach (trwała szarość olejnej) prof. Bielecki ponaklejał duże, białe kartki. Na każdej złota myśl – o sensie istnienia, ale i o tym, że miłość mija tak jak katar. Chorzy czytają – jest odrobina uśmiechu. To są trudni pacjenci. Ktoś mi mówi, że niewdzięczni. Taki chory na raka miesiącami uczy się pokory, strachu, na jego oczach onkolog wyciąga go z choroby. A pacjent chirurga, szczególnie ten z kilkoma urazami, nie zdąży zrozumieć sytuacji. Przeważnie był to wypadek, kilka sekund i całe życie się zawaliło. – Ledwo się wyczołgałem z intensywnej terapii – mówi mężczyzna o kulach. – Pracowałem na czarno na budowie. Zawaliło się i byłoby po mnie. – Nie. Jeszcze nie jestem w stanie cieszyć się, że mnie uratowali – potwierdza inny pacjent. Na wyciągu z kroplówką próbuje znaleźć w sobie radość, że udało się go pozszywać po kontakcie z TIR-em. Dr Klukowski opowiada o chłopcu, który wracał z działki od dziadka. Dobry chirurg zna takie szczegóły, bo pytanie „jak do tego doszło?” jest ważne przy diagnozie. – Uderzony został z tyłu – mówi chirurg. – Oczywiście, uszkodzona była skóra, rozerwana nerka, żołądek, jelita. Najpierw trzeba było zatrzymać krwawienie. Czasem trzeba do brzucha włożyć 20, 30 serwet. Jeżeli się tego nie zrobi – chory zginie. Dopiero potem można usunąć śledzionę, zaszyć żołądek, ocenić stan nerek. Dopiero, gdy nie ma zagrożenia życia. Prof. Bielecki: – Nie kombinować. Dr Klukowski: – Ratować, nie bawić się w drobne zaszywanie. Ustalić priorytety. Dr Leszek Brongel, kierownik krakowskiej kliniki medycyny ratunkowej: – Decyzje muszą zapadać szybko. W ciągu kilku minut trzeba operować klatkę piersiową, głowę, brzuch. W ciągu kilku godzin – podjąć decyzje ortopedyczne. Pruć, nie filozofować Ta chirurgia zawsze będzie agresywna, oznacza olbrzymie, kosztowne operacje. – Są urazy brzucha i klatki piersiowej, trzeba pruć – tłumaczą chirurdzy z innego szpitala. Dziś chirurgia pcha się wszędzie. – Kiedyś chory z udarem leżał w łóżku. Teraz po szybkiej diagnozie jest operowany. Podobnie jest w kardiologii – tłumaczy dr Leszek Brongel i dodaje: – Nauka o urazach to nie są złamania, nie chodzi o to, żeby zaszyć dziurę. W czasie urazu w organizmie zachodzi wiele procesów fizjologicznych. I to je właśnie trzeba opanować. Częstym powiedzonkiem prof. Bieleckiego jest: „Nie filozofować”. Bo Chirurg musi szybko podejmować decyzję. Tak było także przed laty, gdy pracował w Szpitalu Bielańskim. – Gangsterska okolica, miałem dużo zajęć – tłumaczy. Pamięta nauczycielkę przywiezioną z wypadku. – Źrenice nie reagują, była wiotka – wspomina. – Wniosłem ją do windy, tam strzygłem głowę. Natychmiastowa trepanacja czaszki uratowała jej życie. Szczególne wyzwanie? Gdy trzeba jednocześnie operować w trzech miejscach. Brzuch, głowa, nogi. Zaczniesz od głowy, bo tam jest krwiak, a to, co w brzuchu rozwalone, zabije człowieka. Konieczne są trzy równoczesne operacje. Zgrane zespoły chirurgów i anestezjologów. Patrzenie sobie na ręce, współdziałanie. Poezja w chirurgii. – Dobra medycyna jest prawem samym w sobie – ocenia prof. Bielecki. Jeśli będziesz oszczędzał, zastanawiał się, czy kasa chorych zwróci koszty, z operacji nic nie wyjdzie. Tzw. mnogie obrażenia ciała nie powinny mieć żadnych limitów finansowych. Przykład? – Operowałem dziewczynę – wyjaśnia prof. Bielecki. – Zamiast szycia używałem staplerów, to rodzaj takiego zszywacza, każdy za 5 tys. zł. Dzięki
Tagi:
Iwona Konarska









