Ciało kobiety, własność mężczyzny

Ciało kobiety, własność mężczyzny

Pandilleros dowiedzieli się, jak Julia ma na imię, gdzie mieszka. Zaczęli dawać do zrozumienia, że „została wybrana” Korespondencja z Salwadoru i Hondurasu Najczęściej zaczyna się na ulicy. W drodze do szkoły, na szkolnym boisku albo gdy pomagają rodzicom na przydrożnych targach czy straganach. Mają 10, może 12 lat, dojrzewają. Zmieniają się rysy ich twarzy i cała sylwetka. W normalnych okolicznościach dla matki czy ojca byłby to moment do rozmowy z nimi, przekazania kilku rad, być może ostrzeżeń, ale co najwyżej przed złośliwostkami ze strony rówieśników. W Ameryce Centralnej dla rodziców wchodzenie córek w nastoletniość to w większości przypadków powód do strachu, którego mogą się nie wyzbyć nawet do końca życia. Swojego albo ich. To niemal standardowe tło wielu historii o przemocy seksualnej wobec kobiet w Hondurasie, Gwatemali czy Salwadorze – „Północnym Trójkącie” Ameryki Środkowej, rejonie uznawanym za najniebezpieczniejszy na świecie właśnie dla kobiet, na równi z terenami opanowanymi przez radykalnych islamistów. Tu nie mają one prawie żadnych praw, ani gwarantowanych przez państwo, ani wpisanych w kulturę i tradycję czy podyktowanych realiami społecznymi. Poronienie jest tu klasyfikowane jako morderstwo, antykoncepcja i edukacja seksualna jednoznacznie uznawane za nieczyste, nie tylko przez kościelnych hierarchów. Polityka, biznes i inne płaszczyzny życia publicznego są dla nich niedostępne, udział w rynku pracy często zaczyna się i kończy w gospodarce nieformalnej, czyli po prostu sprzedają jedzenie na ulicy. Najczęściej jednak sprowadzane są do roli partnerek seksualnych, potem matek. O zdanie w tym rozdziale ról nikt ich nie pyta. Nie pytał też Julii*, dziś 14-letniej. Cztery miesiące temu wyszła z domu zrobić zakupy. Do sklepu nie miała daleko, kilka przecznic. W dodatku szła z ojcem, Alejandrem, oboje myśleli, że to wystarczy, żeby uniknąć niebezpieczeństwa. A przynajmniej żeby nie zwrócić na siebie uwagi żadnego pandillero, członka któregoś z wszechobecnych tu gangów. Za każdym razem, gdy się udawało, traktowali to jak wygraną na loterii. Doskonale wiedzieli o tym, że mieszkają na terenie kontrolowanym przez Barrio 18, jeden z dwóch największych syndykatów kryminalnych „Północnego Trójkąta”. Młodzi chłopcy z wytatuowanymi symbolami gangu stoją tu praktycznie na każdym rogu. I kiedy nadchodzi moment, egzekwują haracz. Drążą ranę, która wykrwawia tutejsze społeczeństwa. Dziś Alejandro wspomina, że tamto wyjście do sklepu trwało pewnie 20 minut, nie więcej. Los nie był jednak łaskawy, bo po drodze wpadli na pandilleros. – Nie jesteś w stanie pomylić ich z nikim, i to wcale nie przez tatuaże. Wyróżniają się głównie ciuchami. Luźne, krótkie spodnie, jak do gry w koszykówkę. Złote wisiorki, bandany na głowach. Ci wyglądali dokładnie w ten sposób. Wracaliśmy z zakupami, kiedy zaczęli gwizdać na Julię. Krzyczeli, żeby do nich podeszła, że im się podoba. Doskonale wiedziałem, co to znaczy – wpadła w oko któremuś z nich. Czułem się, jakby nasza rodzina usłyszała wyrok. Alejandro dalej mówić już nie może. Przerywa, wstaje z krzesła, chowa twarz w dłoniach. Zaczyna cicho szlochać, potem ma problemy ze złapaniem powietrza, wyrównaniem oddechu. Choć siedzimy na podwórku przed jego domem, w obstawie pracowników humanitarnych z Komisji Europejskiej i Norweskiej Rady ds. Uchodźców (NRC), Alejandro nie jest w stanie powstrzymać ataku paniki. Wydarzenia, o których mówi, są odległe jedynie geograficznie, bo NRC relokowała go z rodziną do innego miasta, z dala od San Pedro Sula, gdzie mieszkał wcześniej. To miasto obrazuje sprzeczności Hondurasu. Z jednej strony – uznawane za najbogatsze w kraju, oferuje więcej szans na rynku pracy niż położona w interiorze stolica, Tegucigalpa. Z drugiej – bliskość atlantyckiego wybrzeża, od którego dzieli je zaledwie 50 km, oznacza bezpośrednie sąsiedztwo z najważniejszym szlakiem przemytu kokainy w Ameryce Centralnej. W San Pedro Sula ulicami rządzi przemoc, w każdej właściwie formie. I robi to w sposób absolutny, bo jeszcze dwa lata temu miasto nosiło niechlubny tytuł „morderczej stolicy świata” – to tutaj rocznie pozbawiano życia najwięcej osób na 10 tys. mieszkańców. Choć Alejandro żyje dzisiaj gdzie indziej, o Barrio 18 nie umie zapomnieć. Wyjście do sklepu i gwizdy z drugiej strony ulicy były ledwie początkiem. Pandilleros dowiedzieli się, jak jego córka ma na imię, gdzie mieszka. Zaczęli pisać do Julii na Facebooku. Dawać do zrozumienia, że „została wybrana”, co w języku gangów oznacza koniec jej suwerennego życia. Kiedy pandillero upodoba sobie dziewczynę na partnerkę, ona

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 34/2021

Kategorie: Świat