Ciche odejście gwiazdy

Ciche odejście gwiazdy

Fot. Andrzej Wiernicki / East News III Miedzynarodowy Festiwal Piosenki Sopot Festival 1963, Eliminacje Polskie, Hala Stoczni Gdanskiej, sierpien 1963. N/z: Ewa Demarczyk

Jeśli Ewa Demarczyk nie napisała czegoś o sobie, to chyba nigdy nie poznamy dramatu jej życia Ostatni raz Ewa Demarczyk wystąpiła publicznie 8 listopada 1999 r. w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Potem miał być koncert w Kaliszu, który z winy artystki został odwołany. Nawet członkom swojego zespołu muzycznego nie powiedziała, dlaczego tak postąpiła. Do żadnego z nich nigdy potem nie zatelefonowała, nie podziękowała za współpracę. Żadnemu muzykowi nie przekazała swojego numeru telefonu. Na ponad 20 lat zamknęła się w domowej twierdzy. Jak ognia bała się wywiadów i kontaktu z dziennikarzami. Nie wiem, jakich argumentów użył w 1998 r. Edward Miszczak z TVN, że zgodziła się z nim porozmawiać przed kamerą na krakowskim Rynku Głównym. Pożaliła się na wszystkich – to nie ona zerwała współpracę z kompozytorami, to nie ona sama odeszła z Piwnicy pod Baranami. To nie jej wina, że tak rzadko występuje, że nie ma już swojego teatru. To wina tych innych, którzy jej nie rozumieją. Dziesięć lat temu, gdy zbliżały się 70. urodziny Ewy Demarczyk, podjąłem próbę jej odszukania. W Piwnicy pod Baranami, który to kabaret rozsławiła na cały kraj, nikt nie miał do niej telefonu, słyszano tylko, że mieszka pod Krakowem, chyba w Wieliczce. Powiedziano mi, że kontakt z nią mają dwie osoby: siostra Lucyna i impresario Paweł Rynkiewicz. Do siostry nie radzili dzwonić – nie da kontaktu do Ewy, a jeszcze okrzyczy. Paweł Rynkiewicz odpowiedział, że chętnie się spotka i porozmawia na temat piosenek Demarczyk, ale nie powie absolutnie nic o jej życiu prywatnym, nie umożliwi kontaktu. Numeru telefonu nie mieli też kompozytorzy jej najsłynniejszych piosenek, Zygmunt Konieczny i Andrzej Zarycki. Chyba łatwiej było rosyjskim youtuberom dodzwonić się do Andrzeja Dudy, niż mnie porozmawiać z Ewą Demarczyk. Jarosz miał nosa Tym, który odkrył wielki talent Ewy Demarczyk i namówił ją do śpiewania, był Rajmund Jarosz, dzisiaj emerytowany aktor krakowskich teatrów. W latach 1960-1965 grał w Teatrze Ludowym, potem w Rapsodycznym i do 2008 r. w Starym. Jarosz był też jednym z założycieli Piwnicy pod Baranami i reżyserem w kabarecie studentów Akademii Medycznej Cyrulik. Spotkałem się z nim kilka dni po wiadomości, że 14 sierpnia, w wieku 79 lat, zmarła legenda sceny estradowej. – W 1961 r., na próbę w teatrzyku Cyrulik, w którym reżyserowałem spektakl, przyszedł grający w nim student medycyny Andrzej Truchliński, późniejszy chirurg, wraz z niepozornie wyglądającą 20-letnią dziewczyną. Powiedział, że jest na pierwszym roku architektury, skończyła średnią szkołę muzyczną, ma na imię Ewa i byłaby zainteresowana występami w kabarecie. Akurat rozchorowała się jedna ze studentek wygłaszająca monolog. Termin był krótki, bo spektakl był następnego dnia. Ewa nauczyła się tekstu przez noc i wyszła na scenę. Słuchając monologu w jej wykonaniu, poczułem, że coś w tej kobiecie jest, ma wielką ambicję, emocjonalnie podchodzi do treści. Potem, gdy zaczęła w naszym kabarecie śpiewać, zauważyłem, że ma piękny, dramatyczny głos, ale nieustawiony. Zasugerowałem, że gdyby zdała egzamin do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, to tam fachowcy jej głos wyszlifują. Ale powiedziała mi, że jej matka nie zgodzi się na zmianę kierunku studiów. Wraz z kolegą poszliśmy do jej rodziców. Ojciec, rzeźbiarz, absolwent ASP, zgodził się, matka, krawcowa, długo oponowała, ale w końcu ustąpiła. Już po kilku miesiącach nauki w szkole aktorskiej Rajmund Jarosz zauważył ogromne zmiany w głosie Ewy Demarczyk. Czuł, że dziewczyna ma talent i trzeba ją pokazać publiczności. Taką okazją był zbliżający się koncert połączony z wyborem Miss Juwenaliów 1962 w Hali Gwardii, dzisiaj Wisły. Organizator imprezy, Hieronim Kubiak, przewodniczący Komisji Kultury Rady Uczelnianej ZSP, dzisiaj profesor, tłumaczył Jaroszowi, reżyserowi koncertu, że musi mieć same gwiazdy. Co do Joanny Rawik nie było wątpliwości, ale potem miała wystąpić Ewa Demarczyk z kabaretu Cyrulik, o której Kubiak nie słyszał. „Przekonasz się, że mam rację”, argumentował Jarosz i mimo wielkiej awantury nie ustąpił. Występ Joanny Rawik spodobał się publiczności, ale gdy na scenę weszła debiutantka Ewa Demarczyk i zaśpiewała po polsku przebój Adriana Celentana „24 tysiące pocałunków”, sala wstała z miejsc i bardzo długo klaskała. Narodziła się nowa gwiazda. – Po koncercie podszedł do mnie Andrzej Truchliński i powiedział: „Rajmund, miałeś nosa”. Wtedy zdałem sobie sprawę, że w Cyruliku Ewa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 35/2020

Kategorie: Kultura