Co konserwatysta wie o feminizmie

Co konserwatysta wie o feminizmie

Jeśli ktoś uważa, że można kobietę zredukować do szyi bądź d… to jest seksistą. I myli się, co najważniejsze Pogoda była ostatnio letnia, miałam nadzieję, że napiszę wreszcie o czymś przyjemnym. Niestety: przeglądam „Newsweek” (1.06.2003 r.) i bęc, trafiam tam na tekst Rafała A. Ziemkiewicza „Kobiece ideolo”. Autor podsumowuje w nim cały polski feminizm ze szczególnym uwzględnieniem Wandy Nowickiej, szefowej Federacji na rzecz Kobiet, kilkoma tradycyjnie już stosowanymi przez prawicowych czy konserwatywno-prawicowych publicystów rozdaniami, co nienowe. Oj, nienowe. Feministki i ojciec Rydzyk Z ujęcia autora ma wynikać, że konserwatysta prawicowy, w tym przypadku wcielony w Rafała A. Ziemkiewicza, nie reprezentuje ideologii prawicowo-konserwatywnej, według której postrzega zjawiska, ocenia je i klasyfikuje, ale jest reprezentacją bytu idealnego, niepokalanego żadną ideologią (rozumiem przez to zestaw wartości, norm i ocen, które ukierunkowują postrzeganie i ocenianie – i na razie na tym poprzestańmy). A zatem Ziemkiewicz mówi do nas niczym sama neutralność: Na skrajnej prawicy, proszę rozsądnej wycieczki, mamy nawiedzonego ideologicznie księdza Rydzyka, a na skrajnej lewicy nawiedzone ideologicznie feministki. Ha, ha, to ci okazy. Czysto symetryczne w swoim nawiedzeniu. Ten nas straszy, że po wejściu do Unii zapanuje u nas obowiązkowa sodoma (i na dodatek ślubna), aborcja i eutanazja, a te znów się zachwycają, że Unia nam zadekretuje prawo do legalnego przerywania ciąży. Ha, ha, ha! No, czy wycieczka widziała takie zoo? Widziała czy nie widziała, rzecz jednak w tym, że nie istnieje taka symetria, jaką kreśli Rafał A. Ziemkiewicz. Feministki nie są odpowiednikiem Radia Maryja po jakiejś specyficznie feministycznej lewej stronie. Autor chciałby tanim intelektualnie kosztem wymigać się od problemu, ale jednak feminizm jest jakościowo nieporównywalny z Radiem Maryja, a samo zestawienie tylko pozornie efektowne. W istocie nie ma ono znaczenia. I jeśli Ziemkiewicz pisze, że małą różnicę stanowi dla niego fakt, że to samo, czym straszy ojciec Rydzyk, zachwyca Wandę Nowicką, budzi się we mnie podejrzenie, że jednak powinno to dla niego stanowić różnicę, a jeśli nie stanowi, to ma problem uczuciowy i poznawczy. Sądzę, że gdyby wierzył, jak ojciec Rydzyk, że Unia może nam narzucić legalizację aborcji, legalizację eutanazji (legalną jedynie w Holandii) i regulacje prawne dotyczące par homoseksualnych, to zapewne byłby, podobnie jak ojciec Rydzyk, oburzony. Nie jest, gdyż wie, że jego hierarchia wartości nie będzie naruszona, ale gdy już jesteśmy przy wartościach, to w sumie bliżej mu do ojca Rydzyka niż do feministek. Toteż pisze o nich głupoty i wcale się nie wstydzi. Gdyby bowiem Wanda Nowicka skłonna była uważać, że Unia wmusi nam liberalizację prawa aborcyjnego – jak podobno sądzi w ujęciu Ziemkiewicza – mogłaby zrobić sobie wakacje i zwinąć część działalności federacji. Jednak żadna polska feministka nie ma złudzeń co do tego, że Unia za nas w tej sprawie coś rozwiąże. Wanda Nowicka raczej intensyfikuje swoją działalność, narażając się na wiele nieprzyjemności i szyderstw, takich jak te Ziemkiewicza. Jest jednak kobietą odważną i jakoś sobie, z małą pomocą przyjaciół, z tym poradzi. Natomiast czym innym niż przekonanie, że Unia to za nas zrobi, jest opinia – która też jakoś bawi Ziemkiewicza – że dopuszczalność aborcji jest standardem europejskim. Ależ oprócz Polski i Irlandii inne kraje Europy (w tym też wschodniej i południowo-wschodniej) dopuszczają jednak przerywanie ciąży! To, co je różni, to nie to, czy wolno, ale pod jakimi warunkami wolno. Prawicowy konserwatysta opowiada swoimi słowami, czym jest feminizm Według Ziemkiewicza, feministki chciałyby „aborcji na każde żądanie, wyzwolenia z więzów małżeńskich i parytetu w rządzie”. Wycieczka widzi, że okaz ma nie po kolei w łebku, zresztą jest to samiczka, a samiczki w ogóle mają mniejsze łebki, ha, ha. Nieprawdaż? Nie wiem, co Ziemkiewicz wyczytał i gdzie, różne rzeczy się pisze w Internecie, ale domyślam się, że chodzi o to, żeby uzasadnienie decyzji o przerywaniu ciąży było tylko i wyłącznie w gestii kobiety („aborcja na każde żądanie”). Mówiąc inaczej, żeby kobieta, podejmując taką decyzję, nie musiała mieć zaświadczeń od kilku specjalistów, z których każdy poniekąd za nią osądza, czy zabieg jest w jej wypadku uzasadniony. Rzeczywiście, taki rodzaj regulacji prawnej byłby najlepszy, ponieważ szanując podmiotowość kobiety, nie ingerowałby w to, co kobieta sama rozumie pod pojęciem złych warunków psychicznych, ekonomicznych czy społecznych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 26/2003

Kategorie: Opinie