Co po Kaczyńskim i Lepperze?

Co po Kaczyńskim i Lepperze?

Nie jesteśmy skazani na wybór między PO a PiS. Ale wpierw musimy zbudować nową, jakościowo inną lewicę. Czy w Polsce jest miejsce na coś innego niż nacjonalistyczno-konserwatywne Prawo i Sprawiedliwość, i także konserwatywną, jeśli idzie o wartości, ale neoliberalną w odniesieniu do gospodarki i spraw społecznych Platformę Obywatelską? Czy skazani jesteśmy na tę alternatywę? Pytanie jest proste. Jak i odpowiedź. Szereg jednak rzeczy musi się stać, aby polski wyborca otrzymał ofertę zachęcającą go do udziału w wyborach, gdy nie w smak mu głosować na PiS ani na PO, a Samoobronę, LPR i PSL odrzuca z przyczyn zasadniczych. Większość nie głosuje Obecne w parlamencie partie nie wyczerpują oczekiwań wyborców. Absencja wyborcza jest dla tej tezy dowodem. Miliony Polaków nie znajdują partii dla siebie. ajwięcej jest tych, którzy w wyniku zmian rynkowych utracili wszystko. Elementarne poczucie bezpieczeństwa socjalnego i godność. Po ten elektorat sięga Andrzej Lepper. Z umiarkowanymi sukcesami. Wcześniej tam lokalizowała się popularność PSL. Obie te partie tracą znaczenie wraz z obrastaniem sadłem. ie głosują też, dziś częściej niż kiedyś, ludzie wykształceni, ambitni, energetyczni, radzący sobie w życiu. Ich standardy dramatycznie rozmijają się z upadłą polityką. Jesienią, jeśli byli gotowi głosować, to na Platformę. Ale ciemnogrodczyzna „liberałów” w kwestiach światopoglądowych, „kręcenie się pod klientem” (jak powiedzieliby starożytni Ukraińcy) w sprawie Unii Europejskiej, pyszny Rokita i chybotliwy Tusk sporą część z nich, tę republikańską, przypuszczam – skutecznie zniechęca. iektórzy z ludzi osobistego sukcesu poszli, cztery lata wcześniej, za SLD. Rozczarowanie było ogromne. Nie chcą kapitalizmu politycznego. Nie chcą państwa zawłaszczającego gospodarkę. Nie chcą partii bystrze widzącej interesy swoich aktywistów, a jakby przez mgłę interesy państwa. Uzbierałoby się też trochę, pośród absencjonowanych w 2005 r., w elektoratach innych ważniejszych partii, włącznie z PiS. Andrzej Lepper słusznie mówi: „Wszyscy już rządziliście”. Niesłusznie tylko zapomina o swoich. Każda z wielkich partii gubi wyborców, bo polski system polityczny jest oligarchiczny. Etatyzm jest główną tego przyczyną. Szukając więc jakości dla partii, która by miała trafić do wyborców, zmierzyć się najpierw trzeba z etatyzmem. Państwo dziś bowiem stało się przeszkodą, a nie dźwignią rozwoju. I tu jest pies pogrzebany. Ideowa tożsamość Jest spora liczba Polaków, którzy chcą polityki ideowej. Sukces braci Kaczyńskich, a także relatywne osiągnięcia Giertycha na to wskazują. Polacy, szczególnie młodzi, szukają polityki, która opierałaby się na jakimś kanonie wartości. Jedni idą na prawo. Drudzy chcieliby na lewo. To naturalne. Tyle że lewica wyrzuciła swoją ideową tożsamość za okno. Polityka musi kreować wielkie wizje. Czas wypłukiwać będzie oszustów. Wyborcy wymuszą też umiar, gotowość dla kompromisów, zrozumienie, że te wielkie wizje przyszłości, bez których nie ma wielkości narodu, nie mogą wykluczać innych. Pluralizm jest dla Polaków oczywistością. Filozofia oświeconego umiarkowania zwycięży. Skrajności to atrybut młodości demokracji. Zostawmy prawicę sobie. Tę nacjonalistyczną, tradycjonalistyczną, „radiomaryjną”, dla której słowo „modernizacja” bliskie jest obelgi, i tę konserwatywną, neoliberalną, dla której wykluczeni i biedni zawsze sami są sobie winni. I Jarosław Kaczyński, i Jan Rokita chcą innego państwa niż my. I innej Europy. Ich dobre prawo. Choćby kwestia Kościoła. Co za różnica, który polityk dokąd jedzie, czy do Torunia, czy do Łagiewnik, jeśli ani tu, ani tam w publicznej swej roli, z telewizyjną kamerą pod pachą i usłużnym reporterem w ogóle nie powinien iść? Niemało jest w Polsce ludzi, dla których instrumentalizowanie Kościoła dla polityki po prostu nie mieści się w głowie. W europejskim kręgu cywilizacyjnym zachowania, jakich nam, w kontekście wyznaniowym, nie szczędzą politycy prawicy, po prostu dziwią. Zostawmy więc tę prawicę sobie, ona ma odmienną od naszej koncepcję świata. Myślmy o ludziach, dla których ani Kaczyńscy, ani Gosiewski, ani Tusk z Rokitą nie są nadzieją na Polskę lepszą, sprawniejszą, nowocześniejszą. Zwróćmy się do ludzi, którzy wolność i demokrację mają za wartości nadrzędne. W solidarnym społeczeństwie widzących obronę przeciw egoizmowi, korporacjonizmowi i wszelkim partykularyzmom. W etatyzmie upatrującym przyczyny braku efektywności gospodarczej i oligarchizacji polityki. Zwróćmy się do współobywateli oczekujących od polityki: celowości, racjonalności, profesjonalizmu, spokoju, świeckości i otwarcia. Zaatakujmy tę politykę, która w tworzonych przez siebie klimatach podejrzliwości i nieufności widzi zasłonę własnej nieudolności. Zadania dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2006, 2006

Kategorie: Opinie